Logo Przewdonik Katolicki

Nie wystarczy bić w dzwony

Marcin Jarzembowski
Fot.

Z ks. Conem Foleyem, irlandzkim kapłanem, rozmawiał Marcin Jarzembowski


 

Z ks. Conem Foleyem, irlandzkim kapłanem, rozmawiał Marcin Jarzembowski

 

Jak rozpoczęła się Księdza przygoda i w pewnym sensie przyjaźń z Polską?

- Kilka lat temu, było to chyba w 2003 roku, po raz pierwszy przyjechał do Bexhill, gdzie wówczas pracowałem, ks. Sylwester Warzyński – obecnie Dyrektor Wydziału Katechetycznego i rzecznik diecezji bydgoskiej. To było dla mnie pierwsze spotkanie z kimś z Polski. Prawdę mówiąc, byłem jego postawą trochę zaskoczony. Pamiętam, że razem z proboszczem spodziewaliśmy się typowego, w naszym mniemaniu, polskiego księdza. Bardzo poważnego, tradycyjnego, zasadniczego. Tymczasem spotkaliśmy kogoś otwartego, przyjacielskiego, z wielkim poczuciem humoru i pasją.

Może to zabrzmi śmiesznie, ale pod wpływem telewizji, radia, prasy, ludzi ze wschodu Europy - a tak Polskę umiejscawialiśmy - widzieliśmy ten kraj w szarych kolorach. Państwa komunistyczne kojarzyły się z blokowiskami, pustymi sklepami, smutnymi ludźmi bez motywacji, pozbawionymi absolutnie wszystkiego. To spotkanie zmieniło moje myślenie o Polsce. Ksiądz Sylwester dużo mi o niej opowiadał, ukazywał, jak wiele w waszym kraju się zmieniło. Mówił o waszej wierze i o Kościele, o pięknym Bałtyku, Tatrach, o Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Toruniu i oczywiście Bydgoszczy. To wszystko sprawiło, że zrodziło się we mnie pragnienie poznania Polski.

 

Wiem, że był Ksiądz już kilka razy w Polsce. Jak teraz odbiera Ksiądz nasz kraj i samych Polaków?

- Myślę, że jesteście świadomi waszych zalet i wad. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz, która rzuca się w oczy i nie potrzeba do tego jakiejś szczególnej przenikliwości. Widzę w Polsce wielkie przywiązanie do Kościoła, do wiary. Byłem w Krakowie. Msza św. w zwykły dzień o godz. 12. Wiele osób i wielu młodych ludzi. To coś zupełnie niespotykanego na Wyspach. Myślę, że macie jakąś głębię, jakąś szczególną wrażliwość. Czułem to w Bexhill, a zwłaszcza w Woking, dokąd – po wejściu waszego kraju do Unii Europejskiej – przyjechało bardzo wielu Polaków.

 

Myślę o tej „szczególnej wrażliwości”. Czy to kwestia tylko naszego kraju? Często w Europie porównuje się Irlandię do Polski i Polskę do Irlandii. Jakie podobieństwa Ksiądz widzi?

- Coś w tym jest. Myślę, że bez trudu znajdziemy wiele wspólnych elementów. Mamy podobną historię. Przez lata mieliśmy problem z naszym sąsiadem. Przez lata walczyliśmy o niepodległość. Odzyskaliśmy ją dopiero w 1921 roku. Polska w 1918. Mamy wspólną wiarę. Oba nasze kraje to przecież kraje katolickie. To wszystko miało zapewne ogromy wpływ na naszą teraźniejszość. Niestety, „teraźniejszość” Irlandii jest dziś trochę inna niż „teraźniejszość” Polski.

 

Zatrzymajmy się na chwilę przy tym temacie. Dzisiejsza Irlandia rzeczywiście nie przypomina Irlandii sprzed 30 lat. Czy to rzeczywiście dwa różne kraje? Co się stało? Co takiego wydarzyło się w tym czasie, że ten katolicki kraj przeszedł takie przeobrażenie?

- Irlandia przeżywa poważny kryzys ekonomiczny. Nie jest on jednak najważniejszy, choć oczywiście teraz wszyscy się na nim skupiają. Dużo istotniejszy, a pisze o tym także Benedykt XVI w swojej ostatniej encyklice, jest kryzys wartości, pewnej wizji życia. W Irlandii widać to bardzo wyraźnie. Mało ludzi uczęszcza na Mszę św. Młodzież „wyemigrowała” z Kościoła. Jest bardzo mało powołań. Choć w tej ostatniej kwestii widać pewne przebudzenie. W ostatnim dziesięcioleciu można bowiem zauważyć tendencję wzrostową. W tym roku wstąpiło do seminarium 38 kandydatów. Dla przykładu w roku 2003 było ich 19. Miejmy nadzieję, że ten nurt się utrzyma.

 

Co, zdaniem Księdza, spowodowało, że dziś sytuacja Kościoła w Irlandii jest właśnie taka?

- Myślę, że pierwsza, może nie najważniejsza, ale jednak bardzo istotna kwestia, to nieinwestowanie w młodych. Przypominam sobie pewną anegdotę. Powiedzmy, że pewien angielski kapłan przyjeżdża do Polski i widząc tylu młodych ludzi na Mszy św., pyta księdza: „Co ty robisz, że masz tak dużo młodzieży w Kościele?”. Polski ksiądz odpowiada: „Nic. Biję w dzwony”. Być może przez wiele lat Irlandia żyła w takim właśnie przekonaniu: nie trzeba nic robić, młodzież i tak będzie, wystarczy tylko bić w dzwony. I tak uderzano w ten dzwon w głębokim przekonaniu, że to jest wszystko, czego młody człowiek potrzebuje. Jak bardzo niewłaściwa to droga, pokazują puste dziś kościoły.

Czasy się zmieniają i Kościół musi brać to pod uwagę, szukać nowych metod dotarcia do młodzieży. Czasami mam wrażenie, jakbyśmy nie byli do tego zupełnie przygotowani.

Kolejna rzecz, to związanie młodzieży z parafią. Przygotowywanie dzieci i młodzieży do sakramentów w szkole, a taka praktyka dominowała w Irlandii, nie jest najlepszym pomysłem. Młodzież przestała być w jakikolwiek sposób związana z parafią. Jeśli wszystko odbywa się w szkole, to po jej zakończeniu rodzi się pustka. Jestem głęboko przekonany, że tylko praca w parafii, różnego rodzaju akcje, wyjazdy, organizowane spotkania mogą sprawić, że młodzież będzie wracać do Kościoła.

Inna kwestia to – powiedzmy – „biedna liturgia”. Msza św. musi być wydarzeniem, musi trwać i musi być przygotowana. Musi być piękna. Powinna zachwycać. W Polsce w wielu kościołach nawet podczas dnia powszedniego Msze św. są śpiewane. To bardzo piękne. U nas zostało to zaniedbane. I oczywiście kazania. One muszą być przemyślane. Trzeba kłaść wielki nacisk na te kilka minut, kiedy mamy okazję przemówić do naszych parafian. To oczywiście niewiele w porównaniu z czasem, jaki wierni przeznaczają na słuchanie tego, co proponuje na przykład telewizja. To jednak bardzo istotny czas i musi być on dobrze przygotowany.

 

Rozumiem, że to są, zdaniem Księdza, rzeczy, które mogły zostać zaniedbane i w konsekwencji doprowadzić do obecnego stanu?

- Trudno wskazać wszystkie powody. Czy byłoby to zresztą możliwe? Pewne nie. Moim zdaniem to istotne kwestie, które mogły zdecydowanie się do tego przyczynić.

Chciałbym jeszcze powiedzieć o jednej rzeczy. To bardzo trudna i bardzo bolesna sprawa. To kwestia reakcji na różnego rodzaju seksualne nadużycia ze strony duchownych, zwłaszcza reakcji ze strony Kościoła instytucjonalnego. Przenoszenie księdza, wobec którego istnieją uzasadnione podejrzenia o wykorzystywanie nieletnich, z jednej parafii do drugiej, nie może być rozwiązaniem problemu. W Irlandii w latach 90. Kościół istniał w mediach przez pryzmat sytuacji, które miały miejsce w latach wcześniejszych – 60., 70. i 80. Wytworzyło się przekonanie – czasami słuszne – że Kościół zamiata tego typu sprawy pod dywan, że jako instytucja bardziej myślał o instytucji niż o dzieciach i młodzieży. To się zemściło. Dziś te kwestie wyglądają zupełnie inaczej. Mamy bardzo klarowne procedury.

 

To rzeczywiście trudne kwestie i miejmy nadzieję, że Kościół, nie tylko w Irlandii, nie popełni już takich błędów. Moje ostatnie pytanie dotyczyć będzie przyszłości. Co teraz? Jak z Księdza perspektywy wygląda przyszłość Kościoła w Irlandii?

- Myślę, że Irlandia i wiele innych europejskich krajów stoi na pewnym rozdrożu. Okazuje się bowiem, że materializm, konsumpcjonizm, hedonizm nie są odpowiedzią na ludzkie pragnienia. Przez kilkudziesięciu ostatnich lat mój kraj sukcesywnie się rozwijał. W sposób szczególny było to widoczne w ciągu ostatnich 15 lat. Wielu ludzi skupiło się na dobrach materialnych. One stały się często celem samym w sobie. I nagle nastąpiło wielkie rozczarowanie. Ludzie poczuli się zagubieni. Dostrzegli, że to nie jest wszystko. Myślę, że to doskonały sposób, by odkryć, że jest coś jeszcze, że trzeba otworzyć się na duchowość. Jako chrześcijanie, katolicy mamy w tym względzie wiele do zrobienia. Ważne zatem, byśmy nie tracili nadziei…

 

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki