Logo Przewdonik Katolicki

Antyaborcyjne "no pasaran"

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Jeśli rządzący Hiszpanią socjaliści nie wierzyli do tej pory, że połowa obywateli tego kraju sprzeciwia się liberalizacji przepisów aborcyjnych, to po niedawnej gigantycznej manifestacji przeciwników aborcji w Madrycie powinni wreszcie zmienić zdanie. Tak nakazywałby im przynajmniej zdrowy rozsądek.

 

Na tego rodzaju refleksję ze strony ekipy Luisa Zapatero nie ma chyba jednak specjalnie co liczyć. Bo jak trafnie zauważył były premier José María Aznar z opozycyjnej Partii Ludowej „nie można się wiele spodziewać po rządzie, który ujawnia poważne trudności w odróżnieniu istoty ludzkiej od innych”. Aznar nawiązał w ten sposób do głośnej wypowiedzi socjalistycznej minister ds. równości Bibiany Aido, która nie tak dawno temu stwierdziła, „że życie ludzkie nie ma żadnej wartości do czasu narodzin”, a cała reszta jest „wyłącznie demagogią”, bo „żywy płód nie jest istota ludzką”. I dlatego ekipa Zapatero, nawet wbrew sondażom społecznym, zamierza do końca tego roku doprowadzić do liberalizacji prawa aborcyjnego na niespotykaną do tej pory skalę.

Obecne przepisy stanowią, że aborcja jest w Hiszpanii dopuszczalna, jeżeli ciąża zagraża zdrowiu fizycznemu lub psychicznemu matki, nastąpiła deformacja płodu lub gdy ciąża jest wynikiem gwałtu. Pomimo tych obostrzeń w 2008 roku w całym kraju zarejestrowano prawie 120 tys. aborcji (gł. z powodów „złej kondycji psychicznej” matki). Nowe przepisy mogą więc jedynie doprowadzić do jeszcze większego umasowienia aborcyjnego procederu. „Hiszpania stanie się krajem najmniej chroniącym w Europie kobiety w ciąży i ich nienarodzone dzieci” – przestrzega najnowszy raport organizacji Prawo do Życia.

 

Sen Zapatero

Projekt ustawy przygotowany przez hiszpańskich socjalistów dopuszcza możliwość swobodnego przerywania ciąży w ciągu pierwszych 14 tygodni. Ponadto w przypadku zagrożenia życia matki lub nieprawidłowości w rozwoju płodu aborcja będzie mogła być wykonana aż do 22. tygodnia ciąży.

Ogromny sprzeciw – i to nie tylko w środowiskach obrońców życia – budzi również zapis zezwalający niepełnoletnim matkom na dokonywanie aborcji bez wiedzy i zgody rodziców. Co więcej, aborcja – jako „podstawowa usługa medyczna” ma być przeprowadzana w szpitalach za darmo.

Ale na tym nie koniec, bo projekt rządowej ustawy likwiduje także klauzulę sumienia, na podstawie której ginekolodzy i pielęgniarki mogli do tej pory odmawiać przeprowadzania aborcji lub asystowania przy jej wykonywaniu, jeżeli kłóciłoby się to z ich przekonaniami moralnymi czy religijnymi. W myśl nowych przepisów w razie odmowy mogą zostać zwolnienie z pracy, a w skrajnych przypadkach nawet pozbawieni licencji umożliwiającej wykonywanie zawodu.

Tak radykalnych przepisów proaborcyjnych nie było do tej pory w żadnym europejskim ustawodawstwie. Nic dziwnego, że krytykują je nawet niektórzy członkowie partii Zapatero. Szczególne kontrowersje wywołuje prawne „usamodzielnienie” niepełnoletnich dziewcząt w ich decyzji o aborcji. Jak bowiem w tym kontekście rozumieć jednoczesne utrzymanie zakazu sprzedaży alkoholu nieletnim czy cenzusu wieku umożliwiającego uzyskanie pełni praw obywatelskich dopiero po ukończeniu 18. roku życia? Zdaniem krytyków rządowego projektu rodzice tracą również w ten sposób swoje konstytucyjne prawa i obowiązki wynikające z opieki nad niepełnoletnimi dziećmi.

 

Nie ma takiego prawa

Część lekarzy już zapowiada, że nie zgodzi się na samowolne aborcje nieletnich. „Rodzice muszą wydać zgodę na każdą operację przeprowadzaną na ich nieletnim dziecku” – napisali członkowie Madryckiej Izby Lekarskiej w liście protestacyjnym przeciwko ustawie liberalizaujacej przepisy aborcyjne.

Projekt ustawy krytykuje także Rada Prokuratorska – organ doradczy przy prokuratorze generalnym Hiszpanii - która uważa, że proponowane przepisy są niezgodne z konstytucją, ponieważ nie zapewniają wystarczającej ochrony płodowi, uosabiającemu - zgodnie z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego „podstawową wartość – życie ludzkie – zagwarantowaną w artykule 15. ustawy zasadniczej Hiszpanii”. Rada Prokuratorska zwraca także uwagę na fakt, że nie istnieje nic takiego, jak prawo do aborcji, „bo to zakładałoby uznanie prawa do wyeliminowania istoty ludzkiej mającej prawo do życia”.

Podobne zdanie prezentuje Kościół. Kilka miesięcy temu przewodniczący Hiszpańskiej Konferencji Biskupiej kard. Antonio María Rouco Varela stwierdził, że niektóre ustawy „niszczą wręcz ludzkie sumienia” i nie ma takiego prawa, które mogłoby zobligować lekarza do przeprowadzenia aborcji. Natomiast Komisja Hiszpańskiej Konferencji Biskupów w specjalnym komunikacie napisała, że „najbardziej bodaj ponurym aspektem projektu jest jego dążenie do określenia aborcji jako prawa, które winno być chronione przez państwo”.

 

Pocztą pantoflową

O październikowym marszu organizacji pro-life w Madrycie mówi się, że była to w ogóle jedna z największych manifestacji w całej historii Hiszpanii. Zorganizowało ją ponad 40 organizacji antyaborcyjnych, a swoje poparcie wyraziło kilkaset innych tego typu organizacji z całego świata. Według organizatorów pod hasłem: „Każde życie jest ważne”, mogło demonstrować nawet dwa miliony ludzi. Wszystko to zaś zostało zorganizowane niemal wyłącznie przy użyciu „poczty pantoflowej”, ponieważ oficjalnie ani Kościół, ani największa opozycyjna Partia Ludowa nie wzywały do udziału w jej uczestnictwie.

Prywatnie w manifestacji wzięło jednak udział wielu znanych konserwatywnych polityków, m.in. Jose Maria Aznar, Maria Dolores de Cospeda - sekretarz generalna Partii Ludowej, oraz prezydent Autonomicznej Wspólnoty Madrytu Esperanza Aguirre, który przypominał, że „ponad połowa Hiszpanii jest przeciwko aborcji i jesteśmy tu po to, aby o tym zaświadczyć”.

Tego faktu nie omieszkali oczywiście wykorzystać socjaliści, sugerując, że udział polityków prawicy w manifestacji stanowi próbę wykorzystania problemu aborcji do doraźnych rozgrywek politycznych.

Jednakże większość hiszpańskiej prasy ocenia manifestacje, jako wielki sukces organizacji pro-life, który powinien skłonić premiera Zapatero i jego ekipę do ponownego przemyślenia sensu liberalizacji przepisów aborcyjnych, zwłaszcza w kontekście skali społecznych protestów.

Obrońcy życia nie zamierzają zresztą na tym poprzestawać - prezes Hiszpańskiego Forum Rodziny, Benigno Blanco zapowiedział już, że manifestacje będą trwały tak długo, jak długo „nie skończy się zabijanie hiszpańskich dzieci”.

 

Sondaże nie kłamią
Tymczasem rząd premiera Zapatero pozostaje głuchy na społeczne wezwania i oskarża prawicę o „hipokryzję”. Zastępca sekretarza generalnego rządzącej Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE) Jose Blanco stwierdził, że „aborcja interesuje ich tylko wtedy, kiedy rządzi lewica” i przypomniał, iż w ciągu ośmioletnich rządów prawicy przeprowadzono w Hiszpanii ponad pół miliona aborcji.

Równocześnie toczy się spór o liczbę uczestników madryckiej manifestacji przeciwko liberalizacji prawa aborcyjnego. Organizatorzy pozostają cały czas przy danych oscylujących wokół 2 mln ludzi. Z kolei władze Madrytu podają liczbę 1,2 mln osób, a policja jedynie 250 tysięcy. Najmniejszą liczbę uczestników wykazuje hiszpańska agencja informacyjna EFE – jedynie 63 tys. osób, powołując się przy tym na komputerowe obliczenia jednej z firm ankieterskich.

Niezależnie jednak od tego, które z tych dane są najbliższe prawdy, widać wyraźnie, że nastawienie społeczne do liberalizacji przepisów aborcyjnych zmienia się na niekorzyść zapaterystów. Jeszcze rok temu ich pomysły popierało aż 60 proc. społeczeństwa. Dziś – jak wynika z najnowszych badań opublikowanych w dzienniku „La Vanguardia” - „tak” mówi już tylko 44 proc. badanych, przeciw rządowym rozwiązaniom opowiada się zaś 46 proc. Hiszpanów. A to ogromny cios dla socjalistów, którzy jeszcze kilka miesięcy temu głosili, iż zmiana ustawy aborcyjna musi zyskać maksymalnie duże przyzwolenie społeczne.

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki