Logo Przewdonik Katolicki

Bóg jest wszędzie - uwierz w to!

Magdalena Woźniak
Fot.

Na temat posługi sióstr obecnych z Taizé oraz odnajdywania Boga w codziennym życiu z siostrą Agatą Cul ze Zgromadzenia Sióstr Urszulanek SJK rozmawia Magdalena Janiak.

 

 

Od jak dawna uczestniczą siostry w życiu braci Wspólnoty z Taizé?

- Zaczęło się to w 1994 roku, czyli 15 lat temu. Wówczas bracia poprosili nasze zgromadzenie, abyśmy pomogły w przyjmowaniu Polaków, a szczególnie młodych dziewcząt, które w Taizé chciały spędzić trochę więcej czasu. W latach 90. zdarzało się, że wśród przebywających w ciągu tygodnia 5000 ludzi było aż 2000 naszych rodaków. Wiele z dziewcząt, które tu przyjeżdżały, nie mówiły w żadnym innym języku, tylko po polsku. W tamtych czasach Taizé zaczęli odwiedzać także młodzi ludzie z Europy Wschodniej. A że siostry znały rosyjski, to tym bardziej ich pomoc okazywała się przydatna.

Myślę, że dla nas, jako zgromadzenia, była to też wielka łaska uczestniczenia w życiu tak niezwykłej wspólnoty, jaką jest wspólnota ekumeniczna braci. Jest nas tutaj niewiele, bo trzy siostry. Współpracujemy z siostrami św. Andrzeja, które w Taizé są od ponad 40 lat. Mieszkają one w sąsiedniej miejscowości i jest ich więcej, bo około 20. Trzecim zgromadzeniem jest Zgromadzenie Sióstr Szarytek św. Wincentego à Paolo, które głównie jednak pomaga w infirmerii.  

 

Jak na co dzień wygląda pomoc sióstr?

- Przede wszystkim jesteśmy do dyspozycji tych młodych ludzi, którzy tu przyjeżdżają, tzn. staramy się słuchać, z czym przybywają, pomagamy w dobrym przeżyciu pobytu tutaj i przyjmujemy zgłoszenia. Oczywiście bierzemy też udział w życiu modlitewnym, tak charakterystycznym dla Taizé. Mamy też swoją kaplicę, gdzie same możemy się na chwilę zatrzymać w ciszy i na modlitwie.

 

Taizé to miejsce przepełnione duchem ekumenizmu, czy trudno było się tu Siostrze odnaleźć?

- Nie odczuwałam jakichś wielkich trudności z tym związanych. Na początku nie wiedziałam tylko, czy pytać dziewczyny, z jakiej są wspólnoty wyznaniowej, ale z czasem zrozumiałam, że nie zawsze ta wiedza jest konieczna. Sporadycznie, gdy widzę, że w jakimś wypadku przydałaby się spowiedź, to zwyczajnie pytam o konkretne wyznanie, ale w większości sytuacji nie ma potrzeby, by się tego dowiadywać, chyba że to ma w czymś pomóc. Tu chodzi o to, aby słuchać konkretnej osoby, nie dzieli się ludzi na żadne grupy – chociaż zawsze szanuje się tradycje, z jakich się wywodzą.  

 

Jak układa się wzajemna relacja między braćmi a siostrami, w miejscu, które kojarzy się raczej z męską wspólnotą założoną przez brata Roger?

- Trzeba zaznaczyć, że Taizé to przede wszystkim jest miejsce wspólnoty braci. I właśnie do nich przyjeżdżają młodzi ludzie, którzy chcą się wspólnie z nimi modlić i spędzać czas. My, jako siostry, odgrywamy rolę pomocniczą. W wymiarze duchowym jest to oczywiście współpraca, ale mamy świadomość, że młodzież przyjeżdża tutaj przede wszystkim po to, aby przeżyć spotkania w Taizé, modląc się i pracując blisko wspólnoty braci. Niemniej brat Roger kiedyś wyraźnie zaznaczył, że wspólnota braci powierza w jakiś sposób wszystkie dziewczęta, które tu przyjeżdżają, siostrom. Wszystko więc jest oparte na wzajemnym zaufaniu. Bracia chcieli, aby ten podział zachować, czyli że bracia mogą pomagać w sposób duchowy chłopcom, a siostry – dziewczynom.

 

Z jakimi sprawami, wątpliwościami czy problemami przychodzą dziewczyny?

- Bardzo różnymi. Od takich, że czują się zagubione i chcą z kimś porozmawiać, do bardzo ważnych problemów, komplikacji, jakie mają w domach. Czasem przychodzą też z pytaniami w kwestiach dotyczących Kościoła, wiary i modlitwy.

Taizé jest takim miejscem, w którym wypływają na wierzch pewne bardzo często przysypane codziennością sprawy. Tutaj ludzie znajdują przestrzeń, by się otworzyć i o tym wszystkim opowiedzieć i potrzebują kogoś, kto ich wysłucha; niekoniecznie poradzi, rozwiąże problem, ale po prostu będzie miał dla nich czas. Bardzo często spotykam się ze stwierdzeniem, że w Taizé ma się świadomość, że jest ktoś, do kogo można przyjść i nie czuć się, że zabiera się mu wolną chwilę. Te dziewczyny wiedzą, że my właśnie po to tu jesteśmy – dla nich. Młodzi ludzie często narzekają na brak sposobności, by mogli wyrazić to, co w nich jest, co czują, co się z nimi dzieje, nazwać pewne pytania, znaleźć odpowiedzi, ale też przede wszystkim znaleźć pewną wolność w mówieniu o tym, co leży głębiej, opowiedzieć często o bolesnych doświadczeniach. Często czas spędzony tutaj pozwala im odkryć coś, czego dotąd nie zauważali, a co być może ich przeraża. Trzeba jednak pamiętać, że skoro Bóg pomaga nam coś odkryć, to tylko po to, by nam pomóc i z pewnością nas z tym nie zostawi. Jednym krokiem jest coś dostrzec, a drugim z Bożą pomocą to rozwiązać.

 

Jednak, gdy wracają do domu, znowu czeka na nich codzienność…

- Rozmawiając z młodymi, staramy się równocześnie pomóc znaleźć im takie miejsca czy możliwości, które są dla nich dostępne w codziennym życiu. Czyli na przykład gdy ktoś mówi, że dla niego cisza i modlitwa, którą znajdują w Taizé, są czymś co go bardzo umacnia, to zachęcamy, by poszukał, gdzie u niego, w miejscu, w którym mieszka, może doświadczyć tego samego. W Polsce nietrudno znaleźć kościół, gdzie wystawiony jest Najświętszy Sakrament - to właśnie takie miejsce może sprzyjać ciszy i osobistej modlitwie. Być może zaangażowanie się w życie jakiejś wspólnoty, jest ich przecież mnóstwo, da jakieś wsparcie. To jest bardzo ważne, żeby nie zostawiać ludzi z poczuciem, że tylko tutaj można się odnaleźć, a potem wraca się do domu i tego nie ma, jest jakaś pustka.

 

Trzeba jednak przyznać, że po takich duchowych uniesieniach w Taizé trudno się odnaleźć gdzie indziej.

- Trzeba spojrzeć na to w szerszym wymiarze. Według mnie ludzie będąc w kościele w Taizé czują obecność Pana Boga. I czują tę obecność nie tylko dlatego, że jest dużo ludzi, którzy się modlą, ale mają świadomość, że ta modlitwa trwa; nawet, gdy oni wyjadą, bracia dalej będą się modlić. Ważne, że będąc tutaj dłużej, widzi się, że ta modlitwa jest taka sama, bez względu na to, czy w kościele są 4 tysiące ludzi, czy jest 100 osób. Ten rytm modlitwy trzy razy dziennie zostaje zachowany i myślę, że w świadomości wielu ludzi zostaje on jako pewien punkt odniesienia. Dla młodych ludzi to jest coś, co im pomaga w codzienności wytrwale szukać Pana Boga i znajdować ten czas i przestrzeń, w których mogą go spotkać. Nawet, gdy stąd wyjadą.

Na jednym ze spotkań z młodymi ludźmi brat Alois powiedział, że może dobrze, by wracając do domu, do swoich środowisk, zastanowić się nie tyle nad tym, co stąd zabieram, tylko pomyśleć o tym, z czym czeka na mnie Jezus w miejscu, do którego wracam. To dobry impuls dla tych młodych ludzi. Uświadomienie sobie, że ja Boga nie zostawiam w Taizé, ale że On jest również tam, gdzie mieszkam, dokąd wracam, całkowicie zmienia perspektywę.

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki