Z Andrzejem Sadowskim, wiceprezydentem Centrum im. Adama Smitha, rozmawia Michał Bondyra
Jak kryzys światowy wpływa na gospodarkę USA?
– Trzeba dokonać zasadniczego rozróżnienia. Do tej pory mieliśmy do czynienia z krachem na spekulacyjnych rynkach finansowych. Instytucje zaangażowane w najczystszy hazard poniosły klęskę. Zbankrutowały. Nie ma to nic wspólnego z jakimkolwiek realnym kryzysem gospodarczym. Krach na spekulacyjnych rynkach był spowodowany regulacjami amerykańskiego rządu, który wprowadził zobowiązania dla instytucji udzielających kredytów hipotecznych. 30 proc. z puli udzielanych kredytów na domy otrzymywały osoby, które sobie nie mogły na to pozwolić. Nie miały zdolności kredytowej na zaciągnięcie kredytu hipotecznego. Alan Greenspan już post factum przyznał się, że wierzył w tę regulację, dzięki której w Ameryce miało się upowszechnić bogactwo, tzn. ludzie, których nie było stać na domy, w wyniku takiego prawa staną się ich właścicielami, a co za tym idzie amerykańskie społeczeństwo stanie się w większym stopniu społeczeństwem właścicieli. Bogactwa nie udało się jednak zadekretować ani w komunizmie, ani również w warunkach gospodarki kapitalistycznej. Źródłem bogactwa jest wolna praca, a nie dekrety rządu. Powstał cały łańcuszek instytucji finansowych zaangażowanych w hazard i spekulację. Jedne, które udzielały niespłacalnych kredytów, drugie, jak choćby bank Lehman Brothers, które przepakowywały je w tzw. instrumenty pochodne i z niebywałym na początku zyskiem sprzedawały je innym instytucjom, takim, jak niektórym bankom w starej Unii Europejskiej, które po ujawnieniu tego wszystkiego zaczęły upadać.
Rozmiar strat i sama sytuacja bez wątpienia wpływa na psychikę ludzką. Wtedy nic nie jest pewne. Nie działają żadne arkusze kalkulacyjne, którymi posługują się inwestorzy giełdowi. Wtedy trzeba zdać się na szczęście i własny osąd sytuacji, tak jak Warren Buffett i jemu podobni, którzy w czasie krachu zaczęli znakomicie, póki co, zarabiać. Tutaj mamy sytuację związaną bardziej z psychiką niż realną gospodarką. W Ameryce, jak też w Polsce, tylko znikoma część gospodarki zaangażowana jest w giełdę, natomiast ogromna większość nie bierze w tym procesie żadnego udziału, ma własne środki finansowe niezaangażowane w żadne spekulacyjne działania. Stąd amerykańska gospodarka jako tako ma się dobrze. Ograniczyć i spowolnić mogą ją tylko działania amerykańskiej administracji rządowej...
...przedstawianej jako pomoc...
– To żadna pomoc, a drenaż kieszeni zwykłych amerykańskich podatników. Dlatego żaden z kongresmanów, którzy zostali powtórnie wybrani przy okazji wyborów prezydenckich do senatu, nie zagłosował za planem Henry’ego Paulsona. Każdy z nich bowiem wiedział, że zagłosowanie za planem pomocy dla Wall Street jest przekreśleniem ich szans wyborczych, bo Amerykanie nie życzą sobie używania ich pieniędzy do ratowania spekulantów. Kiedy prezesi banku Lehman Brothers zarabiali miliardy, nie dzielili się zyskami ze zwykłymi obywatelami, teraz, gdy część banków inwestycyjnych (czyt. spekulacyjnych) poniosła klęskę, oni wyciągają rękę do zwykłego podatnika, by ten sfinansował im poniesione straty.
Zauważmy, że żaden bank, który otrzymywał zwykłe depozyty obywateli, nie doznał uszczerbku finansowego. Straty, a czasem nawet bankructwo, dotknęły banków inwestycyjnych, kupujących i sprzedających różnego rodzaju aktywa, w celu jak największego i najszybszego zysku. Wspieranie takich instytucji czy choćby koncernów motoryzacyjnych, jak General Motors, z pieniędzy podatnika wcale nie służy wznowieniu czy podtrzymaniu produkcji, czy też unowocześnieniu zwiększającemu konkurencyjność aut, ale wypłacie odpraw dla zwalnianych pracowników. Te idące na odprawy pieniądze zatem de facto służą ograniczeniu produkcji. Pamiętajmy jednak, że nie wszystko, co jest dobre dla General Motors, musi być dobre dla amerykańskiego podatnika. Już w latach 70. ubiegłego stulecia powstał w Stanach ruch obywatelski, który nie godził się na pompowanie przez administrację rządową grubych miliardów w nieefektywne amerykańskie koncerny samochodowe. Dziś sytuacja powraca, dlatego senat odrzucił plan ratowania koncernów.