Logo Przewdonik Katolicki

Czekają nas upalne lata

Renata Krzyszkowska
Fot.

O burzach, powodziach i klimacie z profesorem Zbigniewem Kundzewiczem, klimatologiem z Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego PAN w Poznaniu, ekspertem Międzyrządowego Panelu do spraw Zmian Klimatu, rozmawia Renata Krzyszkowska

 

O burzach, powodziach i klimacie z profesorem Zbigniewem Kundzewiczem, klimatologiem z Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego PAN w Poznaniu, ekspertem  Międzyrządowego Panelu do spraw Zmian Klimatu, rozmawia Renata Krzyszkowska

 

Czy tegoroczne, powodzie i ulewy w Polsce są czymś zwyczajnym dla naszej szerokości geograficznej, czy należy się niepokoić, bo są skutkiem zmian klimatu?

 

– Takie zjawiska występowały w Polsce od zawsze. W ostatnim czasie obserwuje się jednak znaczne zwiększenie ich częstotliwości. Kiedyś zdarzały się rzadziej. Jeśli mnie pani zapyta, czy konkretna ulewa albo powódź jest skutkiem zmiany klimatu, to nie mogę odpowiedzieć twierdząco. Ale obserwując ocieplanie się atmosfery mogę zapewnić, że w przyszłości takie zjawiska ekstremalne będą jeszcze częstsze.

 

Czyli mieszkańcy terenów położonych nad rzekami, którzy doświadczyli w ostatnich latach powodzi, muszą przygotować się na takie kataklizmy albo uciekać na wyżyny?

 

– Niestety tak. Takie zjawiska nie będą regularne, ale będą częstsze. I tak mieliśmy darowane kilka ostatnich dość spokojnych pod tym względem lat. Duże powodzie nawiedziły Polskę ostatnio w 1997 i 2001 roku. W tym roku przyszedł deszczowy maj oraz czerwiec i rzeki znowu wezbrały.

 

Czy w tym roku możliwe są jeszcze dalsze powodzie?

 

– Tego nikt nie wie. Prognozy dłuższe niż na najbliższy okres są bardzo niepewne. Faktem jest jednak, że zlewnie są nasączone wodą, nie są już w stanie przyjąć jej więcej. Gdyby wróciły intensywne opady, w wielu miejscach Polski woda nie zdoła wsiąknąć, tylko spłynie do rzek. Miejmy nadzieję, że to nie nastąpi. Teraz, gdy rozmawiamy, jest słoneczna pogoda, jest sucho, nawet trochę za gorąco. Jednak mimo upalnych dni mogą zdarzyć się intensywne deszcze. Jeśli po upałach przyjdzie deszcz, to jest bardzo prawdopodobne, że nie będzie to kapuśniaczek, ale ulewa.

 

W obiegowej opinii woda przyciąga wodę. Im więcej deszczu, tym więcej wody wyparuje, by potem z powrotem spaść na ziemię. Czy coś w tym jest?

 

– Teoretycznie to prawda, ale nie do końca. Np. powódź w 1997 r. przyszła z daleka. Mówiąc obrazowo, masy powietrza „napiły” się wody nad Atlantykiem, a potem nad Morzem Śródziemnym. Chmury przywędrowały do naszych południowych sąsiadów i do nas. Nad znaczną częścią Polski padały obfite deszcze. Oczywiście woda ta potem parowała i wpływała na lokalny obieg wody w przyrodzie. Kropla wody, która wyparuje, na pewno gdzieś zawędruje i spadnie, może to być jednak w nawet bardzo odległym miejscu. Gdyby woda opadała tam, gdzie paruje, nie byłoby tzw. cieni opadowych. W wielu miejscach świata tuż nad morzem znajdują się pasy lądu, gdzie deszcze prawie nie padają. Do takich obszarów należy np. amerykańskie wybrzeże Pacyfiku. Chmury przechodzą znad oceanu, ale przy brzegu nie pada. Znalazło to nawet wyraz w popularnej kiedyś piosence “It never rains in southern California”. Dzisiaj jednak pogoda łamie wszystkie reguły. W Kuwejcie, gdzie temperatura dochodzi teraz do 48 stopni Celsjusza, spada czasem ulewny deszcz. Jest to rzadkie zjawisko, więc mieszkańcy nie są przygotowani. Życie jest sparaliżowane, a ulice zamieniają się w rwące potoki. Takie niespodzianki pogodowe będą częstsze.

 

Należy Pan do grona naukowców przekonanych o tym, że klimat się ocieplił przez człowieka i jego emisję gazów cieplarnianych do atmosfery. Sceptycy twierdzą, że zachodzące w atmosferze zmiany to proces naturalny, bo ocieplenia i ochłodzenia klimatu występują na ziemi cyklicznie, co ma związek np. z aktywnością Słońca. Faktem jednak jest globalny wzrost temperatury, czym to będzie w przyszłości skutkować?

 

– Najpierw drobne sprostowanie. Ja też twierdzę, że klimat zmienia się cyklicznie, tylko to co obecnie obserwujemy to nie jest żaden cykl. Cykle są znacznie dłuższe, liczą tysiące, albo nawet dziesiątki tysięcy lat. Według IV Raportu Międzyrządowego Panelu do spraw Zmian Klimatu (angielski skrót IPCC) za obecne ocieplenie klimatu w co najmniej 90 procentach odpowiada człowiek. Oczywiście są też i naturalne przyczyny zmian klimatu, do nich należy także zmiana promieniowania słonecznego. Jednak odpowiada ona zaledwie za mniej niż jedną dziesiątą odnotowanego ocieplenia. Wszystkie czynniki wpływające na ocieplenie klimatu można wyliczyć i określić. To jest zrobione. Ci, którzy rzucają tylko hasła bez pokrycia, wprowadzają niepotrzebne zamieszanie. Raport IPCC jest oparty na najrzetelniejszych obserwacjach i badaniach naukowych. To nie jest spekulacja czy filozofowanie tylko wynik pomiarów.

Co do przyszłości, to nie mam wątpliwości, że przez następne dwadzieścia lat temperatura globalna będzie nadal rosnąć i to bez względu na to, jak bardzo byśmy teraz zredukowali emisje gazów cieplarnianych. Maszyna klimatyczna jest dość powolna. Na poprawę sytuacji potrzeba wielu dekad. Jeśli miliardom ludzi na świecie nie uda się dojść do porozumienia w sprawie przeciwdziałania zmianom klimatu, to ocieplenie może wynieść do końca tego wieku 4 stopnie Celsjusza, a może i więcej. Nastąpi jeszcze większe niż obecnie topnienie lodowców, wzrost poziomu morza, jeszcze większe ekstrema pogodowe jak upały, huraganowe wiatry i powodzie. Najcieplejszy w historii pomiarów temperatury globalnej był rok 1998, a po 2001 r., każdy kolejny rok należy do dziesiątki najcieplejszych w historii pomiarów (od 1850). To coś niebywałego.

 

A jak w Polsce ocieplenie klimatu wpłynie na pogodę?

 

– Będzie mniej śniegu, choć od czasu do czasu będzie się zdarzać zima z mrozami i śniegiem. W Polsce ostatnie naprawdę chłodne miesiące mieliśmy w styczniu i marcu 2006 r. To wtedy pod naporem śniegu zawalił się dach hali targowej w Katowicach. Od tego czasu każdy z kolejnych trzydziestu dziewięciu miesięcy należał do cieplejszych niż „norma” lub przynajmniej miał przeciętne temperatury. Tegorocznej zimy najzimniejszy był styczeń, miał kilka dni mroźnych i śnieżnych, ale średnia temperatura nie była niska. W przyszłości śnieg będzie w Polsce padał, ale rzadziej. Jednak ludzie przyzwyczajają się do lekkich zim i gdy przychodzi mróz i śnieg lekceważą niebezpieczeństwa, czego efektem było wspomniane zawalenie się hali. Bez wątpienia czekają nas upalne lata. To zła wiadomość zwłaszcza dla osób starszych i osłabionych, które bardzo źle znoszą wysokie temperatury. Niestety polskie społeczeństwo się starzeje, problem będzie więc dotyczył coraz większej rzeszy ludzi. Nagła fala upałów w 2003 r. we Francji kosztowała życie tysięcy ludzi, zwłaszcza starszych. Było tak gorąco, że nawet domy nie były dostatecznym schronieniem przed ciepłem. Długie okresy suszy i upałów będą się przeplatać w lecie z ulewami. Podobnie jak było w 1997 r., gdy po okresie powodzi nastała długa fala upałów. W 2006 i 2008 były latem dłuższe okresy suche, a potem silnie wilgotne. W tym roku po bardzo suchym kwietniu nastał deszczowy maj, czerwiec i początek lipca.

 

Czy często spotyka się Pan z powątpiewaniem co do prawdziwości ocieplenia klimatu i tego, że jest ono wynikiem głównie działalności człowieka?

 

– Bardzo często. Niestety prawda nie jest medialna. Na okładki pism trafiają opinie sceptyków, bo to jest bardziej chwytliwe. Większość naukowców jest zgodnych co do tego, że klimat się ociepla, nic więc w tym interesującego. Pamiętam, jak w 2003 r., w środku fali wspomnianych upałów, w jednym z poczytnych polskich tygodników ukazał się artykuł o tym, że zbliża się epoka lodowcowa. Został zauważony przez wszystkich, bo był tak paradoksalny. Minęło 6 lat i cicho. Oznak zlodowacenia nie widać. Mało tego, mogę pani obiecać, że jeśli skończy się zimna faza cyklu oceanicznego ENSO i wróci ciepły El Niño, temperatura globalna pobije rekord. To może się zdarzyć już w przyszłym roku. Z roku na rok sceptyków będzie ubywać. Coraz mniej ludzi będzie twierdzić, że obecne ocieplenie to proces naturalny, bo podobne sytuacje już się zdarzały. To nieprawda – zachodząca zmiana klimatu jest unikalna. Stężenie dwutlenku węgla, głównego winowajcy wzrostu temperatur na ziemi, nie było tak wysokie od przynajmniej 650 tysięcy lat. Wiemy to, bo badanie rdzeni lodowców umożliwia określenie składu atmosfery w aż tak odległych czasach. Wniosek stąd jest jeden, obecne ocieplenie klimatu jest inne niż wszystkie poprzednie, ponieważ atmosferyczna zawartość dwutlenku węgla w dużej mierze decyduje o tym, czy na naszej planecie jest ciepło, czy zimno. Dzięki niemu mamy przyjazne życiu temperatury. Gdyby zabrakło go w atmosferze, wszystko na naszej planecie by zamarzło. Jednak zbyt duże stężenie tego gazu w atmosferze działa jak dach szklarni, który zatrzymuje promienie słoneczne wewnątrz i temperatura rośnie. Oczywiście byłoby przyjemnie, gdyby woda w Bałtyku była cieplejsza, ale upałów w mieście, susz i pożarów lasów czy deszczu na Boże Narodzenie już nikt nie lubi.

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki