Logo Przewdonik Katolicki

Boski indeks ocen

Magdalena Woźniak
Fot.

Kryzys gospodarczy, brzydka pogoda, oblany egzamin, zerwanie z dziewczyną, a nawet bolący ząb to według internautów tylko nieliczne powody, dla których Bóg zasługuje na mierną ocenę w swoim dzienniczku. Na kontrowersyjny pomysł oceniania Boga w sieci wpadli twórcy strony internetowej RateTheGod.com.

Indeks Boga istnieje już ponad rok, ale o ile z początku jego popularność można było wytłumaczyć ciekawością użytkowników internetu, o tyle wciąż rosnące statystyki odwiedzin rodzą pewne pytania, a wręcz niepokoją.

 

Jak to funkcjonuje?

Tysiące ludzi z różnych zakątków świata codziennie wchodzi na stronę internetową, by niejako „rozliczyć się” z Bogiem z minionego czasu. Wśród internautów odwiedzających witrynę największą liczbę stanowią najprawdopodobniej Amerykanie, ale nie brakuje też Brytyjczyków, Niemców, Francuzów, Rosjan i… Polaków.

Noty wystawiane są od najgorszej, czyli -5, po najlepszą sięgającą cyfry 5. Każda ocena powinna być opatrzona komentarzem uzasadniającym, czym Bóg zasłużył sobie na taki a nie inny stopień. A wyjaśnień nie brakuje. Dla większości osądzających zwykłe życiowe niepowodzenia czy też nieszczęśliwy zbieg okoliczności danego dnia powodują, że Bóg „oblewa” egzamin i jest sądzony za nieodrobione zadanie domowe, którym rzekomo jest spełnienie ludzkiego wyobrażania (!) o szczęściu.

Być może serwis ten to w jakimś stopniu po prostu odzwierciedlenie kondycji psychicznej społeczeństwa. Socjolog Piotr Siuda, doktorant UMK w Toruniu twierdzi, że strona jest oceną konkurencyjności religii chrześcijańskich na tle innych wyznań. - Jak pokazuje RateTheGod.com, z Bogiem jest jak z grą na giełdzie – bywają lepsze lub gorsze momenty. Bóg chrześcijan również ma lepsze lub gorsze notowania. Jeśli są lepsze, chrześcijaństwo zyskuje wyznawców, jeśli gorsze – traci ich – wyjaśnia.

 

Ateista ocenia Boga

W tym wszystkim dziwi jednak fakt, że stronę odwiedzają zarówno wierzący, jak i ateiści. Skoro ktoś twierdzi, że Boga nie ma i bojkotuje wszelkie działania Kościoła, a nagle w zaciszu swego domostwa wystukuje coś na klawiaturze komputera, by zrzucić na kogoś ciężar minionego dnia, to rodzi się pytanie, po co to robi? Jak można obwiniać Kogoś, kogo, jak twierdzą niektórzy, nie ma? Z drugiej jednak strony uczestnictwo wiernych w społeczności wirtualnej spotykającej się w sieci, by ocenić ich zdaniem Boże działania wydaje się równie bezsensowne, a wręcz i niebezpieczne. Z pewnością taka forma komunikacji z Bogiem świadczy o małej dojrzałości duchowej oceniającego albo po prostu o głupocie. Na forach internetowych można znaleźć różne opinie o stronie - od skrajnej aprobaty w stylu „świetny pomysł”, „wreszcie można Mu wszystko wygarnąć”, „przecież do tylko zabawa”, po słowa ostrej krytyki „to deptanie Sacrum!”, „szczyt idiotyzmu” czy stwierdzenie, że „niektórym się już mózgi sprasowały”.

 

Osądzić czy być osądzonym?

Piotr Siuda podaje w wątpliwość niejasną celowość istnienia RateTheGod.com zastanawiając się, czy jest on formą zabawy, czy faktycznym przejawem religijności. - Jeśli serwis stworzony został dla draki, to trudno podejrzewać internautów o obrazoburczość. Jeśli jest to wyraz faktycznej postawy wobec Boga, powstanie serwisu da się wyjaśnić, patrząc na kondycję współczesnej religii. Z całą pewnością straciła ona swoją moc regulującą oraz kontrolną – twierdzi socjolog na co dzień zajmujący się tematyką internetu. Dodaje także, że „ludzie już nie boją się Boga tak jak kiedyś, czują, że mogą wybrać inną drogę – mogą stać się wyznawcami innego boga, stać się ateistami czy agnostykami, zacząć wierzyć w okultyzm, parapsychologię. Stąd nie wahają się oceniać Boga, w którego wierzą w danej chwili”.

Tylko czy Bogu podoba się, że ludzie tak śmiało krytykują to co boskie, zapominając o własnej ludzkiej ułomności i grzeszności? Wiara uczy nas, że miłość jest ponad wszystko. Gdy się kogoś kocha, to nie chce się go krzywdzić, wystawiać na próbę czy publicznie poniżać. Nikt nie dał nam prawa ani władzy, by osądzać innych, a tym bardziej naszego idealnego Stwórcy. Co więcej, należałoby się raczej pochylić nad własnym życiem i zastanowić nad naszym dzienniczkiem. Jaką ocenę wystawiłby nam Bóg?

Dość dawno temu w kinach można było zobaczyć film pt. „Podaj dalej”. Główny wątek filmu opierał się na pytaniu zadanym przez nauczyciela uczniom: „Co świat ma ci do zaproponowania?”. Klasa jednogłośnie dochodzi do stwierdzenia, że „nic”. Idąc dalej belfer pytał: „A co ty możesz zrobić dla świata?”… Tu nagle zapada znacząca cisza.

Łatwo napisać w głębokiej próżni wirtualnego świata, zwłaszcza zachowując anonimowość, że przez Boga są wojny, trzęsienia ziemi, szef zwolnił nas z pracy, a w domu stłukła się ślubna zastawa. Ale chyba najpierw należałoby się rozliczyć z własnym sumieniem i sobie wystawić ocenę. Czy my zdalibyśmy ten egzamin?      

   

 

Bóg to nie złota rybka

Rozmowa z o. Leonardem Bieleckim OFM, współtwórcą internetowych kazań „Bez sloganu”

 

Pomysł oceniania Boga to chyba dość śmiała postawa?

– Trzeba wprost sobie powiedzieć, że ta strona ma zamysł bluźnierczy. Ewidentnie powstała po to, aby osłabić Kościół, bo tak naprawdę nijak się ma do rzeczywistych relacji między człowiekiem wiary a Bogiem. Traktujemy w tym momencie Boga jako jakiś przedmiot marketingowy. Oceniamy Go na zasadzie przydatności, jakichś testów czy sprawdzania, czy Pan Bóg reaguje, czy też nie. Wydaje się, że witryna ma za zadanie wprowadzić tyle zamętu w głowie, by człowiek postawił siebie w miejscu Pana Boga.

Ponadto Bóg nie jest ani książką skarg i wniosków, ani złotą rybką czy Aladynem, aby spełniał nasze zachcianki czy abyśmy na podstawie tego co zrobił, mogli weryfikować Jego przydatność lub prawdziwość. Samo przyjęcie tych kryteriów jest wprost przeciw pierwszemu przykazaniu. Człowiek nie jest w stanie ogarnąć Bożego zamysłu. Do jakiego absurdu posuwa się człowiek, który uważa, że nie dosyć, iż jest w stanie ogarnąć Absolut, to jeszcze Go osądzić?!

 

Co więcej, osądy te są raczej negatywne...

– Z punktu widzenia wiary opinie wydawane przez oceniających wydają się być śmieszne i niedorzeczne. Ta strona nie jest odzwierciedleniem Kościoła, ale opinią jakiejś liczby ludzi. Próba uzasadnienia racjonalności jej istnienia powinna być dla człowieka wiary sprowadzona do absurdu. Można jedynie zadawać sobie pytania o poziom religijności wypowiadających się tam ludzi i o rodzaj ich wiary.

 

A może, wbrew przekonaniom niektórych, internet nie jest szansą, ale zagrożeniem dla Kościoła?

– Internet nigdy sam w sobie nie będzie zagrożeniem dla Kościoła,  gdyż jest tylko środkiem przekazu. Powinniśmy na niego patrzeć jako na miejsce spotkania drugiego człowieka. Internet jest neutralny: ani dobry, ani zły. Jednak w zależności do czego człowiek będzie go wykorzystywał, taki potem będzie przynosił efekt.

 

 

Rozmawiała: Magdalena Janiak

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki