Logo Przewdonik Katolicki

Koniec ery Gutenberga?

Adam Suwart
Fot.

Wyniki przeprowadzonych w ciągu ostatnich dwu lat badań są zatrważające Polacy osiągnęli najniższy od dziesięcioleci poziom czytelnictwa! W 2008 roku zaledwie 38 procent badanych przyznało się do przeczytania przynajmniej jednej książki w ciągu roku.

 

 

Wyniki przeprowadzonych w ciągu ostatnich dwu lat badań są zatrważające – Polacy osiągnęli najniższy od dziesięcioleci poziom czytelnictwa! W 2008 roku zaledwie 38 procent badanych przyznało się do przeczytania przynajmniej jednej książki w ciągu roku.


 

 

Humaniści biją na alarm! Zaś sceptycy zastanawiają się, czy czytanie książek jest w ogóle potrzebne.

Rozmaite badania sondażowe i statystyki czytelnictwa czy samego zainteresowania książką prowadzone są każdego roku. Ich wyniki na ogół są wstydliwe – czytamy niewiele książek albo nawet wcale nie sięgamy po lekturę w ciągu roku, a jeśli już się na nią zdecydujemy, to jest ona jakościowo mierna, mało ambitna, nie zmusza do refleksji.

 

 

Echa transformacji

Zmiany ilościowe i jakościowe w polskim czytelnictwie uwidoczniły się szczególnie w okresie transformacji ustrojowej, czyli na początku lat 90. minionego już stulecia.  Z jednej strony nastąpiło wówczas znaczne przeobrażenie rynku księgarskiego, który stał się bardziej rozbudowany i konkurencyjny. Wzrosła przez to szansa na stymulowanie nowych zachowań czytelniczych. Z drugiej jednak strony, społeczeństwo zaaferowane szansą na ekonomiczny awans w warunkach wolnego rynku, zainteresowane było w początkowym okresie bardziej podbudowywaniem swojej pozycji materialnej niż oddawaniem się pasji czytelniczej, która przez moment wydawała się luksusem dla wybranych. Wydawało się więc, że odnotowany w latach 90. spadek zainteresowania książką jest przejściowy i w okresie naturalnej stabilizacji, która nastąpiła później, konsument stanie się znów czytelnikiem. Tymczasem tak się nie stało! Z roku na rok poziom czytelnictwa spadał, osiągając w zeszłym roku owe 38 procent sięgających po minimum jedną książkę rocznie, z czego wywodzi się, że aż 62 procent Polaków nie przeczytała w 2008 roku ani jednej książki. Biblioteka Narodowa, która przeprowadziła te badania wespół z pracownią demograficzną TNS OBOP, sprawdziła także, po jakie książki sięgają czytelnicy. W 2008 roku ci, którzy zadeklarowali, że mieli kontakt z przynajmniej jedną książką, wybierali przede wszystkim popularne powieści: obyczajowo-romansowe (18 proc.) i sensacyjno-kryminalne (15 proc.) oraz książki encyklopedyczno-poradnikowe (14 proc.). Należy ich zapewne pochwalić za to, że czytają w ogóle, ale jednak restrykcyjni w ocenach badacze nie wahają się zaliczyć tego typu literatury do drugiego sortu.

Dodatkowym odpryskiem jakościowego charakteru czytelnictwa są wyniki innych badań, sprawdzających, po jakie czasopisma sięgamy najchętniej w skali kraju. Okazuje się, że najczęściej czytanymi tygodnikami są: „Tele Tydzień”, „Życie na Gorąco” i „Chwila dla Ciebie”. Z kolei spośród dzienników najczęściej czytany jest „Fakt”. Nie trzeba dodawać, że lektura tego rodzaju czasopism nie jest zbytnim wyzwaniem intelektualnym, dlatego też analitycy problemów czytelnictwa skłonni są postrzegać ten rodzaj czytania z przymrużeniem oka.

 

 

Nowy analfabetyzm

Czy więc grozi nam powrót do czasów analfabetyzmu? Wydaje się to niemożliwe. Machina państwowa-społeczna jest od dziesięcioleci - między innymi za sprawą powszechnego obowiązku nauki - tak dobrze zorganizowana, że zjawisko analfabetyzmu zostało już niemal zupełnie wykorzenione. W rozwiniętych społeczeństwach Zachodu analfabetów liczy się zaledwie w promilach. A przecież jeszcze niespełna sto lat temu było zupełnie inaczej. W 1914 roku aż 57 procent ludności z terenu ówczesnego zaboru rosyjskiego było analfabetami – dla porównania w Galicji było to 40 procent, a w zaborze pruskim zaledwie 5 procent! Dziś w skali całego kraju pisać i czytać nie umie nawet niejeden procent ludności. Skok kulturowo-cywilizacyjny, jaki dokonał się w XX stuleciu, jest więc oszałamiający, nieporównywalny z żadnym innym okresem w dziejach ludzkości. Zawsze bowiem czytanie i pisanie były czynnościami zastrzeżonymi dla elit – duchowych, środowisk władzy, kapłanów, filozofów etc. Można by więc zadać nieco ironiczne i prowokujące pytanie, w kontrze na utyskiwania humanistów nad kondycją czytelnictwa, czy zdolność czytania i zapalczywe jej wykorzystywanie jest rzeczywiście tak niezbędne dla mas, skoro przecież wszystko co zostało przez ludzkość „zbudowane”, jest de facto dziełem analfabetów! Otóż i kolejny paradoks naszego świata – współczesna cywilizacja ufundowana na podbudowie nauki i intelektu, których narzędziem jest właśnie język, zapisywany w formie pisma, wyrosła ze świata, w którym większość społeczeństwa nie potrafiła owego pisma samodzielnie czytać! Dziś jest oczywiste, że bez pisma i zdolności czytania świat byłby niemożliwy. Dlatego też, poza drobnymi fluktuacjami, liczba analfabetów będzie się zapewne jedynie zmniejszać. Istnieje jednak coś takiego, jak analfabetyzm funkcjonalny. Jednostki nim dotknięte, wprawdzie umieją „czytać znaki”, to znaczy rozumieją pismo, ale nie rozumieją, co ono oznacza. Innymi słowy: coraz częściej czytamy komunikaty, nie rozumiejąc, o co w nich chodzi. Podobno aż 77 procent współczesnych Amerykanów, a więc obywateli żyjących w jednym z najzamożniejszych społeczeństw świata, nie rozumie instrukcji obsługi pralki, nie potrafi zapoznać się ze znaczeniem urzędowego pisma czy wreszcie nie potrafi streścić informacji, które usłyszało w telewizyjnym serwisie. Wprawdzie czytamy, ale już nie rozumiemy co czytamy. W Polsce podobno jest do 47 procent czytelników, którzy mają problem ze zrozumieniem przeczytanego komunikatu! To zatrważające i właśnie analfabetyzm funkcjonalny może się okazać plagą trudną do tępienia.

 

Od telewizji do Internetu

Badacze winią za ten stan rzeczy przede wszystkim tak zwaną cywilizację obrazkową. W latach 80. i 90., kiedy postępujący prymat telewizji stopniowo odciągnął ludzi od książek i gazet, nasze umysły zaczęły przyzwyczajać się do innej formy percepcji świata. Świat podany w coraz łatwiejszy sposób, za pomocą serii obrazów, wydał się zrazu atrakcyjniejszy. By go poznać, nie trzeba już było z zapartym tchem poświęcać kolejnych godzin na przeczytanie następnej książki; nie, teraz wystarczyło z asekuranckiej pozycji własnego fotela „przeskoczyć” pilotem kilka kanałów, by nasycić umysł całą gamą wrażeń. W ten sposób człowiek uzależnił swoje postrzeganie już nie od pisma, ale od obrazu, spłycając jednocześnie swoją wrażliwość, a w skrajnej formie doprowadzając się do owego analfabetyzmu funkcjonalnego. W takim świecie, w erze telewizji i wideo, książka stała się démodé. Jednak z ery telewizyjnej przeszliśmy niemal błyskawicznie w erę cybernetyczną, w świat komputerów i Internetu, jako narzędzia łączności. Paradoksalnie niektórzy badacze w tym świecie upatrują lekarstwa na analfabetyzm funkcjonalny, antidotum na truciznę cywilizacji obrazkowej. Okazuje się bowiem, że człowiek nowej ery będzie musiał nie tylko znakomicie rozumieć komunikaty pisemne, ale także zapoznawać się z nimi błyskawicznie i elastycznie na nie reagować. Wszelako Internet w dużej mierze opiera się na piśmie i komunikacie.

Jednak nawet jeśli optymistycznie założyć, że człowiek nie tylko nie zapomni czytać ze zrozumieniem, ale nadal będzie czynił to w sposób twórczy, na kulturze pisma budując dalej cywilizację, to jednak czy jakakolwiek najstaranniej nawet edytowana wersja net-booka, czyli internetowej książki, będzie nam w stanie zapewnić przygodę obcowania z zapisanymi stronami papieru, pachnącymi drukiem woluminami, które raz otwarte dają nam przystęp do przygody wewnętrznej trwającej czasem przez całe życie? Któż dzisiaj jest w stanie przewidzieć, czy dla pokolenia naszych wnuków drukowana książka nie będzie kuriozum wystawianym w muzeach zamierzchłej przeszłości, niczym tajemnicza pamiątka po dawno minionej epoce Gutenberga.

 



 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki