Rocznik 1977. Jak się okaże – to nie jest bez znaczenia. Jestem z pokolenia Morza Czerwonego, z pokolenia o duszy podzielonej.
Bóg jest bardziej Sędzią czy Ojcem, sprawiedliwym czy miłosiernym? Dziwna i niepotrzebna to licytacja, wynikająca ze źle rozłożonych akcentów. Ważne, że Bóg jest Sędzią. Tylko On. To jest właściwy punkt wyjścia w dyskusji na temat rachunków wystawianych przez społeczeństwo, na temat przebaczenia za winy przeszłości. I to jest właściwy punkt wyjścia w trwającym obecnie w Polsce publicznym sporze o odpowiedzialność, jaką ponieść powinni ludzie, uwikłani we współpracę z komunistycznym reżimem. To Bóg jest naszym Sędzią. A próba sięgania po Jego kompetencje musi się skończyć tak, jak niegdyś próba budowy wieży Babel: pomieszaniem języków, całkowitą niemożnością porozumienia, wreszcie rozproszeniem narodu. Czy nie tego właśnie świadkami jesteśmy?
Wina
Pozostawienie sądzenia Bogu nie oznacza ludzkiej obojętności wobec zła czy nakazu wyrzucenia z pamięci przeszłości. Każda wina ma swój charakter karnoprawny i podlega rozsądzeniu według przyjętych paragrafów. Ma też charakter moralny i w tym wymiarze rozpatrują ją ofiary. Trzeci wymiar winy, również wymykający się ocenom sądowym, to wymiar teologiczny i metafizyczny – gdy ludzki czyn uderza w normy, wartości, przykazania. Wreszcie czwarty rodzaj winy dotyczy odpowiedzialności politycznej: czynów, które w sensie prawnym nie są przestępstwem, ale błędem, nieudolnością, brakiem politycznej odpowiedzialności. Wina popełniona na każdej z tych płaszczyzn stawia człowieka wobec konieczności zdania rachunku przed Bogiem i zdania rachunku przed ludźmi. Ten zaś rachunek jako warunki konieczne zawiera w sobie wymogi prawdy, sprawiedliwości i miłosierdzia.
Prawda
Kiedy na początku lat 90. kardynał Vlk wezwał czeskich księży, aby ci, którzy w czasach komunizmu upadli, w osobistej z nim rozmowie przyznali się tego - odpowiedziało mu ponad czterdziestu. Wyznali winy, ustalili karę. Nie bez znaczenia była tu też osobowość samego kardynała, któremu nie można zarzucić absolutnie żadnego romansu z systemem: osiem lat w komunizmie spędził – już jako kapłan! – pracując jako czyściciel okien w sklepach.
Prawda wyzwala. Prawda o przeszłości nie jest wyłącznie źródłem wstydu. Konfrontacja z nią wymaga dojrzałości, ale przyszłość budowana na milczącym odcinaniu się od spraw przeszłych musi okazać się nietrwała. To świadomość – nie rozliczenie! – winy pozwala budować solidarność i współodpowiedzialność. Natomiast odrzucenie prawdy, negacja faktów, uniemożliwia odbudowanie relacji zaufania i wybaczenie.
Tak – prawdę trzeba znać. Trzeba ją głośno wypowiedzieć. Nadać imiona dobru i złu, bohaterstwu i podłości. I może tylko odbywać się to powinno z większą pokorą: żeby prawdą najwyższą nie stały się dokumenty, produkowane przez zwykłych ludzi pragnących awansu i nieświadomych, że ich konfabulacje kiedykolwiek ujrzą światło dzienne?
Tak – prawdę trzeba znać i mówić o niej: zawsze w kontekście przebaczenia, żeby nie prowadziła do przemocy.
Sprawiedliwość
Zwieńczeniem poszukiwania prawdy, owocem zebranej wiedzy o faktach jest sprawiedliwość. Nie jest ona surowością, nie jest zemstą ani odwetem. Jest raczej próbą budowania na nowo relacji, w oparciu o kompetencje i wiarygodność poszczególnych ludzi.
Sprawiedliwość oparta na prawdzie wie więcej, niż tylko „co zrobił”: wie również, „dlaczego” i „w jakim kontekście”. Sprawiedliwość dostrzega nie tylko zły czyn, ale również jego odkupienie późniejszymi działaniami. Nie pozwala, by moralnym autorytetem był ten, kto upadł i nadal chlubi się upadkiem – ale również nie przekreśla szans na funkcjonowanie owego upadłego w społeczeństwie. Bo przecież jest człowiekiem. Już starożytni wiedzieli, że nie ma sprawiedliwości bez pamięci o żywym człowieku, i że w sposób konieczny przenika się ona z miłosierdziem.
Miłosierdzie
O. Jacek Salij pisał, że sprawiedliwość bez miłosierdzia będzie okrutną zemstą, a miłosierdzie bez sprawiedliwości – pobłażliwością. Jezus postawiony wobec alternatywy: albo sprawiedliwość, albo miłosierdzie, nie zgadza się ani na ukamienowanie jawnogrzesznicy, ani nie przekonuje, że cudzołóstwo to drobiazg. W słowach: „Idź, ale więcej już nie grzesz” sprawiedliwość jest miłosierna, a miłosierdzie – sprawiedliwe.
Ks. Mieczysław Maliński, również oskarżony o współpracę ze służbami bezpieczeństwa PRL, opowiadał o mailu, który otrzymał: „Byłem funkcjonariuszem SB. W dniu śmierci naszego Papieża przeżyłem moment nawrócenia. Mam takie pragnienie, aby w niedzielę 2 kwietnia w swoich intencjach mógł Ksiądz pomodlić się w intencji tych, którym Jan Paweł II pomógł wrócić do swoich korzeni, którym sprezentował ponowny Chrzest. Wbrew powszechnej opinii, nie jestem jedyny. My nie przekroczyliśmy progu świątyń koniunkturalnie. Modlimy się po cichu, w duszy. To olbrzymiej wagi cud".
To głos, który w sumieniach budzi pytanie o nasze miłosierdzie.
A my? A ja?
1978. Zawiązuje się Komitet Założycielski Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeże. Początek seryjnej produkcji poloneza. I na Watykanie: „Habemus Papam!”.
1979. Wybuch gazu w warszawskiej Rotundzie. W czerwcu Jan Paweł II woła: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi”.
1980. W katastrofie samolotu ginie Anna Jantar. Kozakiewicz ustanawia rekord świata w skoku o tyczce. Porozumienia Sierpniowe i pierwsza od 40 lat radiowa transmisja Mszy Świętej.
1981. Kartki na mięso. Kartki na masło, mąkę, kaszę, ryż. Zamach na Jana Pawła II i śmierć kard. Wyszyńskiego. Pierwsze informacje o nowej, chorobie: AIDS. Ślub księcia Karola z Dianą. Urban zostaje rzecznikiem rządu. Z Polski ucieka płk Ryszard Kukliński. Grudzień: stan wojenny.
1982. Pierwsze notowanie Listy Przebojów radiowej „Trójki”. Zwolnienie z internowania Lecha Wałęsy, śmierć Breżniewa, wreszcie – zawieszenie stanu wojennego.
1983. Śmierć Przemyka i pielgrzymka Jana Pawła II do ojczyzny. Zakończenie produkcji „Syreny”, zniesienie stanu wojennego. Pokojowy Nobel dla Wałęsy.
1984. Zimowe Igrzyska w Sarajewie z łyżwiarskim „Bolero” Ravela. Porwanie i śmierć ks. Popiełuszki. Morderstwo Indiry Gandhi.
A my? Przełom lat 70. i 80.: żadnych wspomnień. Dziś nauczycielami, dziennikarzami, prawnikami i urzędnikami zostają ludzie, którzy się wówczas rodzili. I jeśli cokolwiek kojarzą, to na dziecięcy sposób. To nie jest moja wina, że z powyższych utkwiła mi w pamięci jedynie informacja o AIDS („zanim to do nas dotrze, już dawno nie będziemy żyli” – powiedział ktoś z dorosłych) i pielgrzymka papieska (bo telewizor się zepsuł). Byłam dzieckiem. Podobnie jak tysiące innych dzieci, które dziś dorosły.
Nie nam robić sąd. Choć karmieni czekoladopodobnymi wyrobami i używani w kolejkach do zdobycia papieru toaletowego, kształcić się mogliśmy już w wolnej Polsce i języka angielskiego, a nie tylko rosyjskiego nas uczono.
Zbyt młodzi, zbyt dorośli
Kiedy Mojżesz prowadził lud z Egiptu do Ziemi Obiecanej, prowadził go przez 40 lat, żeby wymarło pokolenie o duszy niewolników. A my ani niewolnicy, ani wolni. Widzieliśmy niewolę: zbyt młodzi, by zdążyła wystawić nas na próbę. Poznaliśmy wolność: zbyt dorośli, by traktować ją jako sprawę oczywistą. Ani my pokolenie Egiptu, ani Ziemi Obiecanej. Raczej pokolenie Morza Czerwonego, o duszy podwójnej. Nie odważymy się powiedzieć, że trzeba zapomnieć: bo to był też nasz czas! Ale nie podniesiemy też ręki na tych, którzy wówczas upadli.
„Odczytałam miliony drukowanych znaków, wodziłam teleskopem po dziwacznych gwiazdach, tylko nikt mnie dotychczas nie wzywał na pomoc. Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Mówię to wam ze swego nieznanego serca”*... Któż bardziej niż ci, którzy nie zdążyli się sprawdzić w czasach, których okrucieństwa dotknęli, ma obowiązek przypominać, że sędzią jest Bóg? Że On i tylko On? Któż bardziej niż ci, którzy rozumieją, jak bardzo można upaść – i którzy nie mogą wiedzieć, czy sami potrafiliby wytrwać? Mówię to wam ze swego nieznanego serca…
*cytat pochodzi z wiersza W. Szymborskiej, „Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej”