Już od trzech tygodni w nawach bocznych katedry gnieźnieńskiej ustawione są rusztowania, okryte szczelnie folią, za którą można dostrzec sylwetki pracujących konserwatorów. Przy mozolnej, wymagającej ogromnej cierpliwości pracy spędzają długie godziny. Jest wśród nich Zbigniew Skupiński. – Zapraszam na górę. – woła ze szczytu stabilnie wyglądającej konstrukcji. – A jeśli spadnę? – pytam z niepokojem, pokonując kolejne szczeble metalowej drabinki. – Żeby dobrze poznać dzieło sztuki, trzeba trochę zaryzykować – śmieje się 32-letni konserwator sztuki.
Ekipę konserwatorów pracujących w gnieźnieńskiej katedrze tworzą pracownicy toruńskiego konsorcjum Mariusza Norkowskiego i Piotra Niemcewicza, specjalizującego się w renowacji obiektów sakralnych. Tą zwartą i sprawną grupą, którą tworzy 11 osób, kierują obaj panowie. W ich dorobku znajdują się prace konserwatorskie przy najbardziej znaczących zabytkach archidiecezji gnieźnieńskiej. Nadzór merytoryczny nad tymi pracami sprawuje dr Piotr Niemcewicz, pracownik naukowy UMK w Toruniu. Efekty prac tego toruńskiego zespołu można już od kilku lat podziwiać między innymi w kościele farnym oraz w kościele pw. św. Michała w Gnieźnie. Prace konserwacyjne w bazylice prymasowskiej, a zwłaszcza w jej podziemiach, prowadzą od zeszłego roku. Od trzech tygodni przenieśli się do naw bocznych katedry, gdzie pracują przy portalach umieszczonych w wejściach do kaplic i przy sklepieniach naw.
Pod warstwą olejnej farby
– To naprawdę cenne rzeczy, na które zwiedzający nie zawsze zwracają uwagę. Kiedy już podniosą głowy do góry, nie zastanawiają się, czy to rzeczywiście tak wyglądało w przeszłości – mówi Zbigniew Skupiński, który przygodę z konserwacją rozpoczął 12 lat temu. – Czasami zachwycamy się pięknie wymalowanymi ołtarzami czy rzeźbami, na których spoczywa gruba warstwa świecącej farby olejnej. Chwalimy wykonawcę za kawał dobrej roboty, nie mając pojęcia, ile wysiłku, czasu i serca wkłada w tę pracę. Aby ze starej rzeźby, fragmentu muru czy fresku wydobyć prawdziwe, oryginalne piękno, trzeba nie lada wiedzy i cierpliwości.
– Czy to w ogóle możliwe, by przywrócić kolory i kształty dziełom, które stworzono kilka wieków temu? – zastanawiam się głośno.
– Nie zawsze jest to możliwe – tłumaczy dr Niemcewicz. – Zależy to od wielu czynników, m.in. od stopnia zniszczenia zabytku, ale też historii obiektu oraz ilości i jakości prac przeprowadzonych przy obiekcie. W niektórych obiektach zabytkowych stopień zniszczenia jest tak duży, że trudno ustalić jak wyglądały one pierwotnie. W innych natomiast oryginalna kolorystyka lub forma została bezpowrotnie zniszczona na skutek niefachowo przeprowadzonych prac. W obu więc przypadkach nie ma podstaw do przywracania oryginalnego wyglądu. Ale tam, gdzie takie warunki są spełnione, konserwatora obowiązuje zasada odkrywania i zabezpieczania oryginalnych fragmentów dzieła sztuki. Bez rzetelnej wiedzy, doświadczenia i niezwykłej cierpliwości przywrócenie oryginalnej formy czy też kolorystyki jest niemożliwe.
W ciszy i samotności
– O dobrze przeprowadzonej konserwacji decyduje rzetelne podejście do obiektu zabytkowego – tłumaczy Anna Kubiak, konserwator z ekipy dr. Piotra Niemcewicza. – Przy renowacji portali wejściowych do kaplic, w pierwszym rzędzie usuwamy kolejno warstwy zabrudzeń i wtórnych przemalowań, po to, aby dojść do tej najstarszej, oryginalnej warstwy malarskiej. Wtedy też dokładnie można zobaczyć, że katedralne portale różnią się nie tylko kształtem i bogactwem formy, ale przede wszystkim kolorystyką.
– Współczesny konserwator oprócz wiedzy teoretycznej musi posiadać także zdolności plastyczne – mówi Zbigniew Skupiński. – Ta robota wymaga anielskiej cierpliwości i sporych umiejętności, które nabywa się nie tylko poprzez naukę, ale także praktykę, praktykę i jeszcze raz praktykę. Czasem trzeba dorobić brakujące palce, listki albo wypełnić prawie niewidoczne odpryski. Nie wolno jednak ulegać własnej fantazji lub dać się ponieść swobodnej wyobraźni twórczej. Należy trzymać się ustalonych reguł i wzorców. Do tej pracy potrzebne jest również skupienie i spokój. Konserwator pracuje w ciszy. Zwłaszcza w świątyni. W ciszy i samotności. W obecności Boga – dodaje Zbigniew Skupiński.
Odmłodzić nie znaczy zepsuć
Celem pracy konserwatorskiej jest zachowanie w możliwie największym stopniu materii historycznej dzieła, a jednocześnie przywrócenie mu dawnej świetności. Nie da się jednak ukryć, że odnawianie dawnych dzieł sztuki to nieraz również naprawianie błędów, jakie poczyniono przy poprzednich konserwacjach. A te trudno ukryć. O przeprowadzonych pracach renowacyjnych świadczą nie tylko ślady historii w postaci zachowanych sygnatur, czyli podpisów ludzi minionego czasu, ale również błędy pseudofachowców.
– Największą wadą dawnych konserwacji są niechlujne przemalowania lub niewłaściwe przeróbki – mówi Piotr Jóźwiak, pracownik toruńskiego konsorcjum. – Dobrze jest, gdy pod nimi znajduje się oryginalna substancja zabytkowa, wtedy po zdjęciu przemalowań można odsłonić prawdziwy świat dzieła sztuki. Pospiesznie zatynkowane lub zamalowane ściany kryją też niejedną niespodziankę.
O takich właśnie niespodziankach niejedno mogliby powiedzieć proboszczowie parafii w Strzelnie czy w Wągrowcu. W tamtejszych wiekowych świątyniach, pod powłoką cementu i wapna, odkryto w ostatnich latach cenne malowidła przedstawiające sceny biblijne. Ale nie tylko najstarsze kościoły kryją niezwykłe tajemnice. W ubiegłym roku podczas remontu kościoła pw. św. Piotra i Pawła na jednym z gnieźnieńskich cmentarzy odkryto niezwykłe freski. Nie były one malowane, ale komponowane poprzez nakładanie kolorowego tynku.
Za ścianą z folii
W gnieźnieńskiej katedrze za stalowo-foliowymi konstrukcjami toczy się powolna praca. Oczyszczanie, utrwalanie, gruntowanie – to najczęściej używane przez konserwatorów słowa, które określają kolejne czynności wykonywane centymetr po centymetrze przy zabytkach. Chwila odpoczynku, złapania świeżego oddechu przed bazyliką i znowu kilka godzin w niewygodnej pozycji na metalowym szkielecie. – Jeszcze przez kilka tygodni nie będzie widać naszej pracy – mówi przekornie Anna Kubiak. – Ale zapraszamy na początku kwietnia, wtedy będzie się czym chwalić…