Koncert: Mariza Natalia Budzyńska Fot. W samym środku nietypowej polskiej zimy będzie można usłyszeć ciepłe dźwięki portugalskiej muzyki zwanej fado. Spopularyzował ją film Wima Wendersa Lizbon Story, w którym wiele lat temu pięknie i urzekająco śpiewał i grał zespół Madredeus. Kilkakrotnie zresztą gościł on w naszym kraju. Tym razem zaproszono pieśniarkę o imieniu Mariza, która nostalgicznym... W samym środku nietypowej polskiej zimy będzie można usłyszeć ciepłe dźwięki portugalskiej muzyki zwanej fado. Spopularyzował ją film Wima Wendersa „Lizbon Story”, w którym wiele lat temu pięknie i urzekająco śpiewał i grał zespół Madredeus. Kilkakrotnie zresztą gościł on w naszym kraju. Tym razem zaproszono pieśniarkę o imieniu Mariza, która nostalgicznym głosem wyśpiewuje pełne pasji ludowe piosenki lizbońskich żeglarzy i czekających na nich kobiet. Fado brzmiało w biednych portowych dzielnicach Lizbony już od XIX wieku. Są to melancholijne pieśni wykonywane przez jednego wokalistę przy akompaniamencie dwóch gitar. Najodpowiedniejszy klimat do słuchania i wykonywania tej muzyki panuje na ulicach Lizbony. Portugalczycy mają nawet odpowiednie określenie na ten rodzaj smutku: „saudade”. Śpiewak fado opowiada o nieszczęśliwej miłości, o upływie czasu i ukojeniu, jakie daje atmosfera tego miasta. Idealnie byłoby posłuchać fado w małych lizbońskich kawiarenkach, popijając kieliszek porto. Patrząc na falujący ocean, można odnieść wrażenie, że czas się zatrzymał. Kto wie, może uda się doświadczyć tej atmosfery choć w niewielkim stopniu podczas koncertu w Warszawie? Mariza śpiewała fado wcześniej, niż nauczyła się czytać. Jako pięciolatka dołączała do śpiewaków w restauracji swoich rodziców w tradycyjnej dzielnicy Lizbony, Maurarii. Cała Portugalia zachwyciła się nią podczas koncertu upamiętniającego najsłynniejszą pieśniarkę fado, Amálię Rodrigues, do której zresztą jest porównywana. Od tego czasu nagrała kilka płyt i występuje w najbardziej prestiżowych salach całego świata. Wykonuje stare tradycyjne pieśni fado, ale przede wszystkim tworzy nowe. Jej interpretacje dalekie są jednak od modnej, ale niebezpiecznej „mody na ludowość” i przerabiania tradycyjnych utworów w duchu komercyjnego kiczu. Sama artystka mówi, że: „ostatnią rzeczą, jakiej chcę, to wstawienie fado do muzeum. Ono musi się rozwijać, musi iść naprzód”. Podczas zimowego koncertu w Sali Kongresowej będzie można się przekonać, że nie bez powodu Mariza jest nazywana „ikoną fado”.