Logo Przewdonik Katolicki

Światło w korytarzu

ks. Tomasz Rogoziński
Fot.

Szanowni i Drodzy Czytelnicy! Kiedy rano przechodzę z pokoju do pokoju, odwiedzając chorych z Panem Jezusem obecnym w Komunii św., towarzyszy mi światło świecy niesionej przez jednego z mieszkańców domu pomocy społecznej. Światło to rozprasza na korytarzach półmrok ciemnych zimowych poranków i zwiastuje zbliżające się Światło, które nadzieją i radością rozświetli niejedno...

Szanowni i Drodzy Czytelnicy!

Kiedy rano przechodzę z pokoju do pokoju, odwiedzając chorych z Panem Jezusem obecnym w Komunii św., towarzyszy mi światło świecy niesionej przez jednego z mieszkańców domu pomocy społecznej. Światło to rozprasza na korytarzach półmrok ciemnych zimowych poranków i zwiastuje zbliżające się Światło, które nadzieją i radością rozświetli niejedno serce.

Fascynujące i zaskakujące są te spotkania, bowiem spotykam się ze świadectwami wiary ludzi czasami od lat przykutych do łóżek, wózków inwalidzkich, które mnie, młodego księdza, nieraz skłaniają do schylenia głowy i powtarzania w myślach słów: Boże, dodaj mi wiary. Często w tych momentach zastanawiam się kto komu tu pomaga i po raz kolejny otrzymuję potwierdzenie tej wielkiej prawdy, że każdy człowiek jest przez Boga wybrany, ukochany i bardzo potrzebny.

Ci ludzie to przede wszystkim wielki skarb dla ludzkości. Ich modlitwa cierpienia, ofiarowywana za nas, przynosi ogromne owoce. Świadomość tego należy w sobie nieustannie rozbudzać, bowiem wtedy chory nie będzie dla mnie kimś anonimowym, ale bratem lub siostrą, który wnosi Światło Chrystusa w korytarze także mojego życia. Są to też spotkania pełne radości. Gdy po chrześcijańskim pozdrowieniu z należytą delikatnością zapewniam, że ktoś bardzo dobrze dzisiaj wygląda, otrzymuję odpowiedź na pozdrowienie i niekiedy kilka zdań – za to księżulek dzisiaj słabo wygląda, bo do późna światło palił. Taka rozbrajająca dawka szczerości od samego rana w wydaniu moich sąsiadów potrafi zastąpić mocną kawę.

Kilka dni temu dużą radość sprawiły mi uczennice w szkole, pytając o konkretną mieszkankę domu. Dziewczyny są wolontariuszkami należącymi do Szkolnego Klubu Wolontariatu, a to zainteresowanie jest dla mnie potwierdzeniem tego, że młodzi ludzie nie są obojętni na los starszych, schorowanych czy samotnych. Myślę, że dzisiaj jednym z najważniejszych zadań w kształtowaniu młodego pokolenia jest zaszczepienie w nim postawy miłosiernego Samarytanina, wrażliwego na los drugiego człowieka. Obojętność często związana jest z lękiem, jaki młody człowiek przeżywa, gdy ma spotkać się z osobą cierpiącą.

Kiedyś udałem się do chorych i zabrałem ze sobą grupę młodzieży szkolnej, gdyż samo poruszanie pewnych tematów nie przemawia tak, jak spotkanie z ludźmi, którzy daną rzeczywistość przeżywają na co dzień. Po tej wizycie na niejednej twarzy dostrzegłem inne, głębsze zrozumienie. To nie był już tylko kolejny temat, który trzeba przerobić. Proste spotkanie i rozmowa potrafią przełamać nieuzasadnione uprzedzenia i lęki. Oczywiście każdy ma inną wrażliwość i powołanie. Jednak kiedy dostrzegamy ludzi, którzy w jakikolwiek sposób są obciążeni chorobą, cierpieniem, zaczynamy wzrastać w naszym człowieczeństwie, budzą się w nas refleksje i rozwija empatia. Rodzą się wtedy pytania w sercu, przed którymi człowiek niekiedy ucieka, szczególnie przed świadomością, że przecież i ja w życiu mogę potrzebować pomocy jakiegoś miłosiernego Samarytanina, który przyniesie mi Światło.

Mój cytat

[…] Idąc za przykładem swego Boskiego Założyciela, Kościół „ze stulecia w stulecie (...) wciąż od nowa pośród ogromnej rzeszy chorych i cierpiących pisze ewangeliczną przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, objawiając i przekazując uzdrawiającą i pocieszającą miłość Jezusa Chrystusa.[…]

Przykład Chrystusa Dobrego Samarytanina winien kształtować postawę chrześcijanina, skłaniając go, aby stawał się bliźnim cierpiących braci i sióstr, okazując im szacunek, zrozumienie, akceptację, dobroć, współczucie i bezinteresowność. Trzeba walczyć z obojętnością, która każe jednostkom i społecznościom zamykać się we własnym egoizmie. W tym celu «rodzina, szkoła, inne instytucje wychowawcze, już nawet z samych motywów humanitarnych muszą wytrwale pracować nad rozbudzaniem i pogłębianiem owej wrażliwości na bliźniego i jego cierpienie” („Salvifici doloris”, 29). Dla człowieka wierzącego ta ludzka wrażliwość zawiera się w agape, to znaczy w nadprzyrodzonej miłości, która każe miłować bliźniego z miłości do Boga. Dlatego też gdy Kościół wiedziony wiarą otacza troskliwą opieką ludzi dotkniętych cierpieniem, rozpoznaje w nich oblicze swojego ubogiego i cierpiącego Założyciela i stara się nieść Mu pomoc w potrzebie, pomny Jego słów: „byłem chory, a odwiedziliście Mnie” (Mt 25, 36).

Przykład Jezusa Dobrego Samarytanina każe nie tylko opiekować się chorym, ale także czynić wszystko co możliwe, aby na powrót włączyć go w życie społeczeństwa. Według Chrystusa bowiem uzdrawiać znaczy zarazem przywracać na łono społeczeństwa: podczas gdy choroba wyłącza człowieka ze wspólnoty, uzdrowienie powinno mu pozwolić na odzyskanie swego miejsca w rodzinie, w Kościele i w społeczeństwie.
Jan Paweł II, Orędzie na Światowy Dzień Chorego 2000

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki