Podczas moich studiów, było to około roku 1968, kiedy to studenci wielu krajów gromadzili się na ulicach miast, by wykrzykiwać marksistowskie hasła, a Kościół wprowadzał w życie postanowienia Soboru Watykańskiego II, na rynku księgarskim pojawiła się książeczka francuskiego rolnika pod prowokującym tytułem: „Bóg istnieje, ja Go spotkałem”.
Ta niewielka publikacja stała się najbardziej poczytną pozycją tamtych lat. Jej autor pisał prostym językiem o swoim spotkaniu z Bogiem, który uchodził wówczas za „przemijający model”. My, młodzi studenci teologii, uważaliśmy, że ten rolnik przemawiał jakby z głębi naszych serc. Wielu z nas regularnie czekało na to spotkanie z Bogiem. Wiele lat później w katakumbach Domitylli w Rzymie doświadczyłem takiego spotkania. Może nie ja osobiście, ale ktoś inny, kto tutaj spotkał Boga w mojej obecności.
Pewnego dnia przybyła do katakumb grupa byłych funkcjonariuszy partyjnych (SED). Biuro podróży, które sprawowało opiekę nad grupą, już wcześniej mnie ostrzegło: „Uwaga, ci wszyscy to komuniści z krwi i kości, proszę mieć wzgląd na tę grupę”. Kiedy więc przybyli, poszedłem z nimi do podziemnej bazyliki zbudowanej w 370 r., aby ich oprowadzić po katakumbach. Właśnie miałem rozpocząć opowiadanie, gdy przewodniczący grupy stwierdził: „Proszę wcale nie zaczynać z tymi bredniami obyczajowymi, jesteśmy zainteresowani jedynie wydarzeniami związanymi z budową!”. Na to odpowiedziałem mu, że „dwanaście lat mieszkałem w Berlinie Zachodnim, ale często zwiedzałem wschodnią część miasta. Tamtejsze biuro podróży przedstawiało mi wówczas miasto z socjalistycznego punktu widzenia. Tutaj w katakumbach nie można inaczej. Ja też mogę to wszystko wyjaśnić jedynie w aspekcie wiary!”. Opowiedziałem im o wierze pierwszych chrześcijan, która przetrwała mimo wielu przeciwności i kilkuset lat prześladowań. Pokazałem przepiękne malowidła, które są wyrazem tejże wiary.
Prawie godzinę byłem z nimi w katakumbach, mimo iż normalnie oprowadzanie nie trwa dłużej niż 35 minut. Dałem sobie czas, tak jakby jakiś wewnętrzny głos do mnie mówił: „To jest twoja szansa”.
Wróciliśmy do bazyliki. Zasadniczo chciałem ich pożegnać, gdy akurat ten były funkcjonariusz partyjny poprosił, bym jeszcze trochę czasu poświęcił dla jego grupy, bowiem podczas zwiedzania pojawiło się kilka pytań. Powiedziałem, że w sprawach budowlanych dotyczących katakumb nic więcej powiedzieć nie mogę, jestem tylko teologiem. Oni jednak bardziej byli zainteresowani tematem wiary. Zawiązała się długa dyskusja uwieńczona pytaniem: „Czy są jakieś powody, dla których ludzie potrzebowaliby religii na początku trzeciego tysiąclecia?”.
Podczas rozmowy zauważyłem pewną zmianę na twarzach kilku moich słuchaczy. Zachodziła jakaś przemiana. Z powodu braku czasu przerwaliśmy rozmowę. Mężczyzna, który na początku zastrzegł, że są zainteresowani jedynie kwestią budowlaną, a nie wiarą, stwierdził: „Teraz rozumiem, dlaczego komunizm musiał upaść! To pusta ideologia, która nigdy nie dotrze do ludzkiego serca!”.
Dzięki temu wydarzeniu zrozumiałem, jak bardzo Bóg kocha każdego człowieka. Dla mnie było to najpiękniejsze przeżycie Roku Jubileuszowego 2000. Bóg istnieje, ja Go spotkałem – i mogę to dziś powiedzieć.
Manfred Wendel
tłumaczył z jęz. niem.
ks. Tomasz Rogoziński
Manfred Wendel jest dyplomowanym teologiem, członkiem Papieskiej Komisji Archeologicznej, współautorem kilkutomowego dzieła pt. „Królestwo śmierci nie ma władzy na ziemi”. Przez dziesięć lat był kustoszem katakumb Domitylli, obecnie nadal po nich oprowadza. Prowadzi też seminaria naukowe na temat katakumb.