Katakumby św. Domitylii to największe spośród rzymskich katakumb. To tam tuż przed zakończeniem Soboru Watykańskiego II spotkało się kilkudziesięciu biskupów. W starożytnej, podziemnej bazylice odprawili Mszę św., a potem kolejno podchodzili do ołtarza, żeby złożyć swój podpis pod dokumentem.
Spotkanie i pakt były tajne – wiadomości o nim nie podano do mediów, zaproszenie do katakumb biskupi przekazywali sobie ustnie, przez lata nie ujawniano ani samej treści paktu, ani listy jego sygnatariuszy. Z jednej strony chodziło o to, by znalezienie się na owej liście nie było dla nikogo tytułem do dumy, ale ważny był również kontekst polityczny. Papież Paweł VI obawiał się połączenia treści paktu z ideologią marksistowską i z krytyką kapitalizmu, zwłaszcza w okresie zimnej wojny. Mówiono wprost, że pakt „miał zapach komunizmu”, a Watykan nie mógł sobie pozwolić, by jakiekolwiek jego zachowanie odczytane było jako opowiedzenie się po stronie ZSRR lub przeciw USA. Większość sygnatariuszy pochodziła z Ameryki Południowej – dokument w bogatej Europie Zachodniej przeszedł niemal bez echa, bo mówienie o ubóstwie Kościoła nie przekonywało tam nawet samych biskupów. To wszystko sprawiło, że dokument przez lata utrzymywany był w tajemnicy, a później zapomniany. Nie wiadomo nawet, co stało się z jego oryginałem, krążą tylko jego kopie.
Marzenie o ubóstwie
Pakt z katakumb, mimo ówczesnych „komunistycznych” konotacji, dziś zachwyca prostotą i – jakkolwiek zabrzmieć to może naiwnie – pięknem marzenia o Kościele, jakie snuli sygnatariusze dokumentu. To marzenie, które w Kościele papieża Franciszka wydaje się niezwykle aktualne. Biskupi zobowiązali się w nim, że będą żyć tak, jak zwyczajni ludzie obok nich, mieszkając, jedząc nie lepiej niż oni, używając takich samych środków transportu. Wyrzekli się bogatych strojów, jaskrawych kolorów, noszenia pierścieni i krzyży ze złota i drogich kamieni. Uznali, że nie będą posiadali nieruchomości, kont w banku ani żadnego majątku ruchomego, a to, co mają, przekażą na własność diecezji. Jeśli tylko będzie taka możliwość, zarządzanie finansami diecezjalnymi powierzą osobom świeckim, tak by sami księża byli pasterzami, a nie administratorami. Zrezygnują z tego, by nazywać ich eminencjami, ekscelencjami czy prałatami. Unikać będą w relacjach społecznych tego, co może wskazywać na ich uprzywilejowanie, na przykład bywania na bankietach. Nie będą przyjmować nagród ani darowizn. Oddadzą swój czas, serce i możliwości służbie najsłabszym. Pisali również: „Wychowamy współpracowników, którzy będą bardziej animatorami według Ducha niż szefami według świata; przyjmiemy ludzką postawę obecności i przyjaźni; będziemy otwarci na wszystkich, niezależnie od ich religii”.
Na „Pakt z katakumb” ponownie zwrócono uwagę, kiedy mijała 50. rocznica jego podpisania, w 2015 r. Wtedy to kard. Walter Kasper podkreślał, że program papieża Franciszka w dużym stopniu jest realizacją owego paktu – i wówczas rozpoczęły się prace nad stworzeniem podobnego paktu współcześnie. Dokument taki powstał w związku z trwającym Synodem dla Amazonii i podpisany został w niedzielę 20 października. Zatytułowany jest „Pakt z katakumb dla wspólnego domu. Dla Kościoła o amazońskiej twarzy ubogiego i służebnego, profetycznego i samarytańskiego”.
Ziemia, ubodzy i świeccy
Pierwsze zdanie owego dokumentu pokazuje perspektywę, z jaką biskupi podchodzą do ludów Amazonii, perspektywę daleką od paternalizmu i postawy pouczania. – Dzielimy radość z życia pośród wielu ludów indiańskich, potomków afro, ludów nadrzecznych, migrantów, wspólnot zamieszkujących peryferie miast tego ogromnego obszaru planety – piszą. – Razem z nimi doświadczamy siły Ewangelii, która działa w najmniejszych. Spotkanie z tymi ludami jest dla nas wyzwaniem i zaprasza nas do życia w prostocie, dzieląc się tym, co się ma, i do życia pełnego wdzięczności.
Biskupi przyznają, że ludy Amazonii dźwigają ciężki krzyż. Ich cierpienie i krzyk rozpaczy domagają się ze strony Kościoła pocieszenia i miłości. Wspominając tych wszystkich, którzy w obronie tamtejszych ubogich przelewali krew, biskupi zdecydowali się, jak sami piszą, podjąć natychmiastowe działania wobec tych form agresji, które dewastują terytorium Amazonii, wobec drapieżnego i konsumpcyjnego systemu ekonomicznego. Te działania, osobiste i wspólnotowe, wymieniają w kolejnych punktach. Zobowiązują się bronić istnienia dżungli amazońskiej. Zobowiązują się do uznania i nauczania, że jako ludzie nie jesteśmy właścicielami Matki Ziemi, ale jej synami i córkami. Piszą o konieczności „przyjmowania i każdego dnia odnawiania przymierza Boga ze wszystkim, co zostało stworzone”, o odnowieniu w kościołach opcji na rzecz ubogich i zagwarantowaniu im tego, że to oni będą wyznaczać kierunki w społeczeństwie i w Kościele. Chcą dążyć do porzucenia w parafiach i wspólnotach mentalności kolonialnej – czyli poczucia wyższości i prób dominacji kultur europejskich czy północnoamerykańskich nad kulturami rodzimymi. Zobowiązują się „denuncjować wszelkie formy przemocy i agresji przeciwko autonomii i prawom ludności tubylczej, ich tożsamości, terytoriom i sposobom życia”. Pragną wprowadzić w kościołach lokalnych synodalny styl życia, czyli dopuścić do głosu i współdecydowania osoby świeckie. Chcą podjąć działania na rzecz uprawomocnienia posług, które istnieją we wspólnotach w Amazonii, a które obecnie realizują liderzy pastoralni czy katechiści indiańscy. Zobowiązują się do działania, by „duszpasterstwo wizyt” przekształcone zostało w „duszpasterstwo obecności”, by prawo do słowa Bożego i Eucharystii stało się rzeczywistością wszystkich wspólnot oraz by uznana została diakonia kobiet kierujących społecznościami w Amazonii oraz do wprowadzona została odpowiednia dla nich forma posługi. Chcą również „wobec lawiny konsumpcjonizmu przyjąć w radości ubogi i skromny styl życia”, a także ograniczyć produkcję odpadów, korzystać z transportu publicznego, sprzyjać produkcji agroekologicznej, pielęgnować przyjaźń z ubogimi, odwiedzać chorych, realizować posługę słuchania i wsparcia.
Pewniki i pytania
Gdyby podpisany kilka dni temu dokument biskupów amazońskich nie był zestawiany z pierwszym „Paktem z katakumb” z 1965 r., być może jego siła byłaby większa. W zestawieniu jednak, mimo niewątpliwie ważnych treści, okazuje się dokumentem jeśli nie słabszym, to na pewno pozostającym na dużo większym poziomie ogólności. Tak jak z konkretnych zobowiązań paktu z 1965 r. w prosty sposób (przynamniej teoretycznie, w nawias biorąc jego tajność) można było każdego z sygnatariuszy rozliczyć, tu większość zobowiązań pozostaje albo delikatnie zarysowanymi zamierzeniami na nieustaloną przyszłość, albo kwestiami, które podlegają interpretacjom.
Niezwykle ważne jest, że biskupi w oficjalnym dokumencie nazywają globalne ocieplenie „ekstremalnym zagrożeniem”, co wielu zamyka drogę do jego lekceważenia. Równie istotne dla lokalnych społeczności jest zobowiązanie biskupów do „denuncjowania form przemocy” – w praktyce oznacza ono, że w konfliktach ludzi dżungli z aparatami państwowymi czy potężnymi koncernami, które wprost zagrażają ich istnieniu, biskupi stać będą jednoznacznie po stronie ludzi, dając im nie tylko moralne, ale i realne wsparcie.
Jednak już „odnawianie każdego dnia przymierza Boga ze stworzeniem” jest pojęciem mocno ogólnym i trudno jednoznacznie stwierdzić, co się za nim kryje. Sformułowanie o byciu „córkami i synami Matki Ziemi” przez część tradycjonalistów zinterpretowane może zostać jako pokłon w stronę kultu amazońskiej bogini Matki Ziemi. Pomaganie ludom Amazonii w zachowaniu własnej duchowości również jedni zinterpretują jako prostą wrażliwość – inni pod tym hasłem dostrzegać będą tolerowanie pogańskich kultów. Biskupi nie tłumaczą również, co mają na myśli i jak wyglądać ma „uprawomocnienie posług” katechistów czy liderów pastoralnych i czy pod hasłem „uznania diakonii kobiet” mają na myśli udzielanie im święceń diakonatu. Nie wyjaśniają również, w jaki sposób zamierzają sprawić, by Kościół przestał być gościem tam, gdzie nadal bardzo mocno brakuje kapłanów i by ludzie mieli dostęp do Eucharystii: a przecież właśnie wokół tej kwestii pojawia się najwięcej pytań o zniesienie celibatu czy święcenie viri probati.
Być może, w naszej europejskiej mentalności, spodziewamy się za dużo, spodziewamy się jednoznacznych deklaracji i jasnych definicji. Być może najważniejsze jeszcze nadejdzie. Synod nie jest trybunałem orzekającym: jest zbieraniem głosów i poszukiwaniem rozwiązań, które Kościół może przyjąć, a przyjąć ich nie musi. Wydaje się, że również podpisany przy okazji synodu „Pakt z katakumb” jest zaledwie wstępem i zapowiedzią tego, co rzeczywiście chcą przed nami odkrywać biskupi z Amazonii: początkiem długiej i wspólnej drogi, której celu nikt dziś jeszcze dokładnie określić nie potrafi. Na razie – jak w przypadku pierwszego paktu – rewolucji nie będzie.