Bądź gotowy
Małgorzata Szewczyk
Zamiast bezkresu ciasna cela. Zamiast ciepłego piasku pod stopami wiązka słomy. Zamiast błękitu Jordanu, daleka bryza od strony Morza Martwego.
Obce mu były jakiekolwiek krętactwa i zimne kalkulacje, próby wpychania pod dywan niewygodnych spraw. Nie silił się na lukrowane, wyszukane słowa, nie posługiwał rozmazanymi znaczeniami, socjologiczną papką. Nie zależało mu...
Zamiast bezkresu – ciasna cela. Zamiast ciepłego piasku pod stopami – wiązka słomy. Zamiast błękitu Jordanu, daleka bryza od strony Morza Martwego.
Obce mu były jakiekolwiek krętactwa i zimne kalkulacje, próby wpychania pod dywan niewygodnych spraw. Nie silił się na lukrowane, wyszukane słowa, nie posługiwał rozmazanymi znaczeniami, socjologiczną papką. Nie zależało mu na wykwintnych posiłkach, wyszukanych smakach. Nie marzył o lnianych sukniach, tkanych tunikach, inkrustowanych szatach. Nie potrzebował domu, bo był w drodze. Pustynia była „jego” miejscem. Nie interesował się sprawami tego świata, lecz jego wzrok sięgał dalej, nawoływał do pokuty, metanoi i głosił przyjście Mesjasza.
Zwiastun Mesjasza
Cechowały go pokora i uniżenie. Nie łaknął blasku chwały, głosów skandujących jego imię, tłumów noszących go na rękach. Jego pragnieniem było być przezroczystym, tak by ci, do których szedł, widzieli zapowiadane przez niego Światło. Chrzcił wodą, lecz wielokrotnie powtarzał, że idzie Ten, który chrzcić was będzie Duchem Świętym (por. Łk 3,16).
Nie dane mu było sprowadzenie na ziemię ognia z niebios lub wskrzeszenie zmarłego, jak uczynił to Eliasz, nie rozstąpiły się przed nim wody, nie posługiwał się w imię Boże laską, jak czynił to Mojżesz. Nie miał na co dzień przywileju przebywania z Chrystusem, chodzenia za Nim, słuchania Jego słów i oglądania przejawów Jego boskiej mocy. Nie był świadkiem cudów przez Niego dokonywanych, nie spożył z Nim wieczerzy. Był Jego zwiastunem, sługą.
Tacy ludzie jak Jan są często postrzegani jako niebezpieczni, zagrażający „ustalonemu porządkowi”. Panujący wówczas Herod postanowił go zgładzić.
Niezdobyta twierdza
Czy umiesz być wytrwały, w jasny i przekonujący sposób przedstawiać swoje argumenty, przeciwstawić się niemoralnym zachowaniom, których jesteś świadkiem? Czy potrafisz zdobyć się na karcące słowa, oprzeć się łatwym, bo bezprawnym rozwiązaniom, dokonać właściwego rozeznania, wydawać sprawiedliwe wyroki, powstrzymać się od wygodnych osądów? Czy wolisz stanąć z boku, nie angażować się w sprawy, które ciebie bezpośrednio nie dotyczą, by mieć święty spokój? Czy jesteś jak trzcina kołysząca się na wietrze, która z łatwością poddaje się wiatrom manipulacji?
On przeciwstawił się niemoralnemu postępowaniu Heroda. Był wierny prawdzie. Teraz jego misja dobiegła końca, bo przyszedł Ten, którego zapowiadano. Jan widział Go i świadczył o Nim. A dzisiaj, parafrazując słowa Romana Brandstaettera, ta cela, w której przebywa, nie jest dla niego więzieniem, lecz niezdobytą twierdzą.
W inną stronę
W ikonografii Jan Chrzciciel ukazany jest z palcem wskazującym, kierującym wzrok patrzącego w inną stronę. Takiego Jana ukazał zarówno Leonardo da Vinci, Jeremiasz Falck, jak i Tycjan. Z takim wyobrażeniem Chrzciciela doskonale korespondują słowa św. Bernarda z Clairvaux: wskaźnik, drogowskaz.
Jan był gotowy na przyjście Mesjasza. Jakub de Voragine napisał: „Bóg uczynił bowiem trzy naczynia, które zaraz napełnił swoją łaską, mianowicie Chrystusa, Maryję i Jana. Chrystus jest słońcem, Maryja księżycem, Jan zaś jutrzenką (gwiazdą zaranną). Jak bowiem po słońcu najjaśniejszy jest księżyc, tak po Chrystusie najchwalebniejsza jest sama Dziewica Maryja. Tak zaś, jak po słońcu i po księżycu najjaśniej świeci jutrzenka, tak po Chrystusie i Maryi najdostojniejszy jest Jan”.
Bielmo na oczach
„Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”. Jak często pytanie, pod którym kryją się Janowe wątpliwości, pojawia się i w twoich rozważaniach?
Ile razy pytasz o Boga, chcesz dostrzec Jego oblicze. Jakże często nie potrafisz odczytać ze skomplikowanej mapy sygnałów i znaków ich właściwej wymowy. Zupełnie tak jakbyś miał bielmo na oczach. A przecież codziennie możesz patrzeć na Boże cuda i słyszeć Jego słowa, które mają ożywiającą moc: „A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi” (Mt 11, 6).
Ale ty, człowiek przekorny, „musisz” doświadczyć Boga w namacalny sposób, wyobrażasz Go sobie na tysiące sposobów, wtłaczasz Go w bezkształtne ramy, przypisujesz Mu najdziwniejsze role: żandarma, skrupulatnego księgowego, pedantycznego aptekarza, kreujesz Jego portret w swej wyobraźni, dostosowując obraz do aktualnej sytuacji. A przecież nie tak powinno być...
Czy przypominasz sobie jakieś niecodzienne wydarzenie niemające żadnego logicznego wytłumaczenia? Zdarzenie, które choć na chwilę zmieniło bieg twojego poukładanego życia, kiedy przeżyłeś „rewolucję”, stałeś się uczestnikiem cudu?
Pewnie powiesz, że może coś takiego kiedyś miało miejsce albo w ogóle nie pamiętasz takiego wydarzenia. Jak mogę od ciebie wymagać dowodów cudowności w twoim życiu, skoro masz na głowie tyle kłopotów, niespłacony kredyt, obok w pokoju płacze dziecko, a mąż alkoholik miał wrócić do domu dwie godziny temu...
Zbawienie jest blisko
Adwent to czas wypełniania się proroctwa. Proroków nazywano „widzącymi”. To oni zapowiadali znaki Mesjasza: cudowne uzdrowienia, uwolnienia od złych duchów, wyzwolenie uciśnionym, radość smutnym. Znaki rozpaczy zmieniają się i dzisiaj w znaki nadziei, którą w tych dniach szczególnie karmi się człowiek.
To właśnie w tym czasie realizują się przepowiadane przez nich słowa: zbawienie Boże jest blisko.
Teraz jest czas nadziei, która otwiera nas ku przychodzącemu Panu. Nadzieja rozszerza horyzont naszego widzenia. Jest odpowiedzią na sytuację każdej próby, z niej bowiem wyrasta i zmierza ostatecznie ku Bogu.
Boże działanie najpełniej objawia się we wnętrzu człowieka, w jego przemianie serca, w delikatnym drganiu sumienia, gdy zapada w nim decyzja: chcę porzucić ciemność i wejść w przestrzeń Boga. Kiedy chcę być uzdrowiony z trawiącej choroby grzechu, kiedy pragnę, by mój smutek Bóg zamienił w radość, kiedy chcę być oczyszczony. On jest naszą nadzieją.
Adwent to czas radości ze spełnienia się Bożej obietnicy. Radość jest właściwością serca. Antoine de Saint-Exupéry pisał: „Jeden człowiek jest szczęśliwy w czasie pokoju, a drugi w czas wojny, jeden pragnie samotności i raduje się nią, inny, żeby się radować, potrzebuje świątecznej wrzawy, jednego cieszą rozważania naukowe (...) drugi cieszy się tylko Bogiem i żadne inne problemy nie mają dla niego sensu”.
Czy stajesz na progu swego domu, wytężasz wzrok, by dostrzec przychodzącego Pana? Czy umiesz się na to zdobyć? Czy jesteś pełen nadziei? Czy odczuwasz tęsknotę za spotkaniem?
Czy jesteś gotowy? Pan jest już u progu twoich drzwi. Otwórz je.