Logo Przewdonik Katolicki

Z Dańcem nie tylko o Licheniu

Aleksandra Polewska
Fot.

Gdy daję koncerty w okolicach Konina, a występuję naprawdę już od dawna, zawsze jeżdżę do Lichenia. Fakt, że to miejsce w ciągu kilkunastu zaledwie lat zmieniło się tak bardzo, jest dla mnie czymś absolutnie nieprawdopodobnym, wyjątkowym mówi Marcin Daniec w rozmowie z Aleksandrą Polewską Co śmieszy Marcina Dańca? Na to pytanie w większości udzielam odpowiedzi...

Gdy daję koncerty w okolicach Konina, a występuję naprawdę już od dawna, zawsze jeżdżę do Lichenia. Fakt, że to miejsce w ciągu kilkunastu zaledwie lat zmieniło się tak bardzo, jest dla mnie czymś absolutnie nieprawdopodobnym, wyjątkowym – mówi Marcin Daniec w rozmowie z Aleksandrą Polewską


Co śmieszy Marcina Dańca?
– Na to pytanie w większości udzielam odpowiedzi na scenie. Staram się mówić widzowi o tym, co mnie rozbawiło, ale też – aby niekoniecznie serwować wyłącznie, jak mawia mój znajomy, „rzeczy śmiszne” – mówię o sprawach szalenie istotnych.

A z czego nie śmieje się Pan nigdy?
– Nigdy nie śmiałem się i nigdy śmiał się nie będę z tematu wiary, każdej wiary, z Pana Boga i ze śmierci. Twierdzę, że jeśli ktoś robi sobie żarciki z tego ostatniego tematu, to na szczęście nie stracił nikogo bliskiego. Nigdy też nie będę serwował ze sceny tekstów o ułomnościach i wszelkich chorobach, bo to jest absolutnie niedopuszczalne. To nie jest materiał na głupie dowcipy. To sytuacje, w których należy pójść do tych ludzi, do szpitala, bez rozgłosu, bez mediów, i im pomóc; przynieść ulgę na tyle, na ile jest się w stanie.

Mówi się, że prawdziwe poczucie humoru ma ten, kto potrafi śmiać się z samego siebie. Co Pan na to?
– Zgadza się! To najważniejsza zasada. Gdybym nie miał autoironii, wszystko co bym robił byłoby bez sensu. Bo niby jak miałoby to wyglądać? Z was mogę się śmiać, a z siebie nie? To byłby wielki błąd w sztuce. Jeśli znajdzie Pani kogoś, kto na scenie udaje, to proszę mi natychmiast o tym powiedzieć. Jednak ważne jest, żeby pamiętać, iż śmiać się z siebie samego nie można zawsze. Nikt z nas nie ma obowiązku śmiać się z żartów o samym sobie, które są w klimacie nisko latających buraczanych siekier. Powiem Pani, że kiedy ktoś żartuje ze mnie w tak pozbawiony klasy sposób, to bardzo się denerwuję, ale też nie polemizuję z nikim, kto w tak wątpliwy sposób próbuje być dowcipny.

Sądzę, że Pańskie poczucie humoru pomaga też Panu w codziennym życiu.
– Zdziwiłaby się Pani w ilu sytuacjach! Muszę przyznać, że tylko poczucie humoru nie pozwala mi zwariować za kierownicą, kiedy niektórzy panowie (na szczęście nie jest to większość) wyprawiają przedziwne rzeczy ze swoimi samochodami. Również tylko różowe okulary powodują, że gdy oglądam w telewizji poczynania panów „z góry”, nie dostaję obłędu. Jeśli ktoś jest, delikatnie mówiąc, mało elegancki, a często i brutalny, to tylko podzielenie tego przez kilkanaście tysięcy sprawia, że to, co wyprawia, nie ma takiej siły rażenia.

Publiczność konińska uwielbia, kiedy zwraca się Pan do niej per koniniunie. Z czym Panu kojarzy się Konin?
– Z cudnymi rzeczami, proszę Pani! I na początku wymienię Licheń. Przyjeżdżam do Konina od lat i zawsze, jeszcze w czasach kiedy o Licheniu nie było głośno, będąc w Pani mieście, jeździłem do Lichenia. Teraz oczywiście również jeżdżę i zawsze zabieram sobie do domu wodę z Cudownego Źródełka. Poza tym jestem pełen podziwu dla ks. Makulskiego, który – nie ukrywajmy – w szczerym polu stworzył coś takiego! Że też w Warszawie nie ma kogoś podobnego, kto zająłby się budową Bazyliki Opatrzności Bożej! Mówię Pani, że za każdym razem gdy patrzę na licheńską bazylikę, nabieram pokory. Ale pomimo jej wspaniałości muszę też powiedzieć, że zawsze miałem i nadal mam ogromny sentyment do kościoła św. Doroty. Bardzo mi się podoba także leśna Droga Krzyżowa. Natomiast Konin kojarzy mi się z tym, że na długo przed moimi występami wykupione są wszystkie bilety (a to jest rzecz cudowna i zupełnie nie do zorganizowania), za co bardzo dziękuję konińskiej publiczności. Pamiętam też czasy, kiedy bywałem w wakacje na słynnych konińskich Derbach i nie było ciepłej wody w mieście.

Na początku wakacji zawsze wyłączana jest ciepła woda. Prace konserwacyjne...
– Ach tak? W każdym razie wtedy, w hotelu przynoszono mi codziennie do pokoju dwa wiadra wrzątku i to było urocze. Tylko Rudi Szubert dostawał trzy, ale może miał większe znajomości? Konin kojarzy mi się też z fantastycznymi dziennikarzami radiowymi. Robią świetne wywiady, cudnie się z nimi rozmawia.

No właśnie, bilety na Pana koncerty znikają na długo przed Pańskim przyjazdem. Jak to się ma do powiedzenia, że Polacy są smutnym narodem?
– To jest jakaś niewiarygodna bzdura, proszę takich rzeczy nie słuchać. A jeśli spotka Pani człowieka, który mówi, że Polacy to smutny naród, proszę go ode mnie nie pozdrawiać!

Dziękuję za rozmowę.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki