Choć za wypowiedzenie słowa Katyń groziła śmierć, więzienie lub gułag, to nieugięcie i odważnie zawsze głosił prawdę o tej zbrodni tylko jeden człowiek – ks. prałat prof. dr Zdzisław Jastrzębiec Peszkowski.
Ten niezłomny obrońca prawdy o Golgocie Wschodu odszedł do Pana 8 października.
Hierarchowie, politycy, przedstawiciele Polonii i liczni wierni pożegnali go 16 października w warszawskiej archikatedrze. Po Mszy św. żałobnej ciało księdza Peszkowskiego uroczyście przewieziono do Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie. Zmarły w wieku 89 lat kapłan spoczął w krypcie zasłużonych. W Mszy św., której przewodniczył metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz, uczestniczył m.in. prezydent Lech Kaczyński, marszałek Sejmu Ludwik Dorn, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, parlamentarzyści, hierarchowie – m.in. kard. Kazimierz Świątek z Białorusi, kilkudziesięciu kapłanów oraz rzesze wiernych. Na początku liturgii metropolita warszawski zachęcił wiernych do wdzięczności Bogu za wszystko, co uczynił za pośrednictwem ks. Zdzisława Peszkowskiego. – To, że był kapłanem Jezusa Chrystusa, że najwyższemu jedynemu Kapłanowi użyczał swoich kapłańskich dłoni, ust, serca, rozumu, za to dziękujemy Panu Bogu najbardziej – mówił abp Nycz.
– Byłeś ostatnim świadkiem, który widział naszych zmarłych żywymi – powiedział nad trumną ks. prałata prezes Federacji Rodzin Katyńskich, Andrzej Skąpski. Natomiast marszałek Sejmu Ludwik Dorn ujawnił, że w ostatniej rozmowie ks. prałat Peszkowski prosił go, aby polscy politycy wzbogacali programy swoich zagranicznych wizyt o składanie wieńców na grobach poległych Polaków. Kondukt pogrzebowy tworzyli m.in. harleyowcy – uczestnicy motocyklowych rajdów katyńskich oraz kawalerzyści. Trumnę z ciałem ks. Peszkowskiego umieszczono nad grobem ks. Jana Twardowskiego. Obok trumny ustawiono ikonę Matki Bożej Katyńskiej oraz zdjęcie ks. prałata. Trudno pogodzić się z myślą, że nie usłyszymy i nie zobaczymy już niestrudzonego orędownika przebaczenia najtrudniejszego chyba aktu w dziejach powojennej historii. Przebaczenia zamiaru unicestwienia polskiego narodu, zbrodni na wybitnych przedstawicielach polskiej inteligencji.
Moje pierwsze spotkanie z księdzem prałatem miało miejsce w Roku Wielkiego Jubileuszu. Wtedy po raz pierwszy znalazłam się w jego skromnym, pełnym książek i katyńskich pamiątek, warszawskim mieszkaniu. Ten wywiad pozostanie w mojej pamięci na zawsze nie tylko z powodu wielkiego wzruszenia ze spotkania z człowiekiem niezłomnym w walce o prawdę, pamięć, prawo i przebaczenie, ale także dlatego, że ani jedno słowo, które wówczas padło z jego ust, nie nagrało się na moim dyktafonie...
Trudno jednak było zapomnieć to wszystko, co tamtego dnia usłyszałam. Tylko człowiek autentycznej, prawdziwej miłości i wiary mógł powiedzieć słowa: „Świat potrzebuje sprawiedliwości i miłości, tylko tak go odmienimy, nienawiść prowadzi donikąd. Są sprawy, które nie przemijają i o których nie wolno nam zapomnieć, taką sprawą jest Katyń. Jest on miarą naszego człowieczeństwa i naszej godności”.
Z księdzem prałatem Zdzisławem Peszkowskim miałam szczęście przeprowadzić trzy wywiady. Zawsze z tych spotkań wracałam dogłębnie poruszona nie tylko wspomnieniami, ale i wielkością tego cudem ocalonego z katyńskiej zagłady kapłana. Zaskakiwało mnie za każdym razem jego spojrzenie na człowieka, na którego zawsze patrzył poprzez pryzmat Chrystusowej miłości. Nasze ostatnie spotkanie miało miejsce rok temu, tradycyjnie przy herbacie, rozmawialiśmy o tym, co boli i o co jeszcze chce walczyć ubiegłoroczny polski kandydat do Pokojowej Nagrody Nobla. Wtedy też z wielkim bólem kolejny raz wspominał o fakcie, którego nigdy nie mógł zrozumieć ani pogodzić się z nim. Było nim skandaliczne zachowanie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Kapelan Rodzin Katyńskim nazwał je wprost – „nikt nigdy nie skalał naszych cmentarzy na Golgocie Wschodu tak jak prezydent Kwaśniewski”.
Do ostatniego przeze mnie wykonanego zdjęcia ubrał swoją sutannę, którą z szacunkiem ucałował, bo jak mówił: „miłuję ją całym sercem”, potem nieoczekiwanie, pierwszy i ostatni raz przytulił mnie mocno do serca i po ojcowsku ucałował w głowę. Jakby na przekór temu, co podpowiadało serce, miałam nadzieję, że jeszcze choć raz będę miała zaszczyt spotkać się z Niezłomnym Chrystusowym Apostołem Golgoty Wschodu. Niestety tak się nie stało.
Drogi Księże Prałacie, do zobaczenia w domu Ojca...