Czy nauczyciel powinien być autorytetem dla uczniów? Współcześnie nie jest to pytanie retoryczne. Wielu zachodnich specjalistów od edukacji zaleca, by przechodzić od pozycji nauczyciel autorytet, „karmnik wiedzy”, do pozycji nauczyciel facylitator (od ang. facilitate – ułatwiać), ułatwiający uczniom naukę wynikającą z motywacji wewnętrznej.
W tym drugim ujęciu nauczyciel tylko umiejętnie kieruje uczniami, tak by sami zdobywali potrzebną wiedzę i umiejętności, korzystając ze starannie przygotowanych pomocy naukowych. Zajęcia prowadzone są w taki sposób, że nauczyciel nie siedzi za biurkiem frontem do uczniów, lecz razem z nimi w kole; gdzie wyklucza się stawianie ocen, wychodząc z założenia, że powodują niepotrzebną rywalizację i kompleks niższości u mniej zdolnych uczniów. Czytałam raporty dowodzące, że można w ten sposób uzyskać doskonałe wyniki. Z drugiej strony córka mojego znajomego – Zara – tak opisuje swoje doświadczenia w angielskiej, bezstresowej szkole: „Była tam bardzo dobra atmosfera. Każdy uczył się w swoim tempie i zawsze usłyszał od nauczyciela dobre słowo. Ale moi rodzice, nie wiedzieć czemu, wydawali się niespokojni. Dopiero gdy przenieśli mnie do innej szkoły, okazało się dlaczego. Wszystkie dzieci potrafiły tam po prostu o niebo więcej niż ja! W systemie bez ocen zawsze wszystko, co zrobiłam, było super, ale ja nigdy nie wiedziałam, czy naprawdę tak jest. W nowej szkole dostałam wycisk, ale powiem szczerze, że poczułam ulgę”.
Fazy rozwojowe – pracowitość vs. poczucie winy
W klasach początkowych nauczyciel jest autorytetem niejako z natury, porządku rzeczy. Jak zwierzyła się Magda, mama uczennicy podstawówki:
„Ważne jest, by nie była to osoba przypadkowa, tylko ktoś, kogo jako autorytet chcieliby widzieć rodzice. Mówiąc szczerze, my mamy szczęście – wychowawczyni Beaty to taka pobożna harcerka: konserwatystka w sferze obyczajów i dzielna turystka”.
Erik Erikson, twórca teorii opisującej fazy rozwojowe człowieka, uważa, że w początkowych klasach (0-5) rozwija się poczucie kompetencji. Odpowiednie kierowanie rozwojem w tym czasie powoduje, że dziecko staje się pracowite, zaniedbanie prowadzi do poczucia niższości. Warto zdać sobie sprawę z faktu, że zależy to nie tylko od nauczyciela, lecz przede wszystkim od rodziców. Dlatego szczególnie ważne jest, by w tym czasie przekazywać dziecku sygnały, iż nauka jest ważna, doceniać, chwalić sukcesy dziecka.
Fazy rozwojowe – poczucie tożsamości vs. zmieszanie
W okresie późniejszym następuje, według Eriksona, czas, gdy nastolatek próbuje określić swą unikatową tożsamość – kim jest, jaki jest sens i cel jego życia. Wbrew obiegowej opinii, nie musi się to łączyć z buntem przeciw rodzinie, światu i szkole. Nastolatkowie są bardzo wyczuleni wtedy na fałsz, doskonale demaskują postawy kryjące się za zachowaniami nauczyciela. Jak powiedziała mi zaprzyjaźniona uczennica liceum: „Myślę, że autorytetem w mojej szkole może być ksiądz, który nas uczy religii, bo jest opanowany, stanowczy, wiele o życiu wie, rozmawia z nami na wszelkie tematy, a do tego jest zabawny. A najbardziej wyśmiewana jest pani od chemii, na którą mówią Pani Dobranoc z powodu jej talentu do usypiania uczniów. Zawsze jest podenerwowana, podejrzliwa i średnio zorganizowana”.
Nastolatkowie szanują osoby wyraziste i autentyczne. Osobiście z czasów liceum najlepiej wspominam nauczycielkę historii, która choć wymagająca, była pasjonatką swej dziedziny wiedzy.
Jeżeli wcześniejsze fazy rozwojowe zostały zaburzone... No cóż, z kilkuset dość wulgarnych wpisów na forum internetowym ukazuje się raczej dość pesymistyczna wizja świata: „Szkoła to... (tu pojawia się przekleństwo). Jak ktoś ma dobre oceny to dlatego, że dostaje je za lizusostwo, a nie za naukę, sam bym miał o wiele lepsze oceny, jak bym chciał, ale nie będę lizusem. Fajni nauczyciele to ci, którzy nic nie wymagają, ale i tak to... (i znów mamy serię niecenzuralnych słów)”.
Autorytet w praktyce
Arkadiusz na przełomie lat 80. i 90. rozpoczął pracę w małej wiejskiej szkole. Został nie tylko wychowawcą klasy piątej, ale nauczycielem aż sześciu przedmiotów, ponieważ nie było nauczycieli chcących dojeżdżać kilkanaście kilometrów codziennie do tzw. zapadłej dziury. Na pierwszej lekcji zapytał swoich uczniów: „Co byście chcieli robić w życiu? Jakie macie plany?”. W odpowiedzi usłyszał: „Co my możemy? Nie mamy żadnych perspektyw, jesteśmy ze wsi”. Rzeczywiście, większość absolwentów szkoły poprzestawała na edukacji podstawowej, dzieląc czas między stanie z piwem przed sklepem a dorywcze prace fizyczne. Typowa wiejska rzeczywistość tamtych lat. Młody nauczyciel zaprotestował: „Dlaczego mówicie o sobie, że jesteście gorsi? To nieprawda. Możecie dużo więcej, niż wam się wydaje”.
Arkadiusz uczył w szkole przez trzy lata. Spod jego skrzydeł wyszedł jeden rocznik wychowanków. Z siedemnastoosobowej klasy dziesięcioro podopiecznych ukończyło studia, jedna dziewczyna zrobiła doktorat, dwóch chłopaków zajmuje menedżerskie stanowiska w poważnych firmach. W rozmowie Arkadiusz podzielił się ze mną następującymi przemyśleniami.
„Nauczyciel musi być autorytetem. Nie tylko na papierze, w tym sensie, że ma to wpisane w rolę zawodową, tylko musi osobiście na to zapracować. Uda mu się to, jeżeli będzie uczciwy, jeśli będzie żywo reagował na potrzeby klasy – nie tylko edukacyjne, ale i życiowe. Na pewno może nauczyć ich stawiania sobie celów i dążenia do ich osiągania. To może być np. wspólna praca nad projektem”. W szkole Arek stworzył pracownię komputerową. Wiele osób zaangażowało się w ten projekt – nauczyciel namówił rodziców i władze lokalne na finansowanie projektu, malował pomieszczenie i ustawiał sprzęty razem z uczniami i rodzicami. W krótkim czasie mała wiejska szkoła miała pracownię komputerową z prawdziwego zdarzenia, zresztą jedną z pierwszych na Pomorzu. Ten wspólny sukces udowodnił uczniom, że stać ich na więcej, niż myśleli.
Arkadiusz jest zdania, że nauczyciel musi zdać sobie sprawę, iż dzieciaki naprawdę wiele mogą, ale potrzebują mentora, który im pokaże, że to możliwe. Pokaże np., że można mieszkać na wsi i nie mieć kompleksu mniejszości wobec miastowych: porządnie się ubierać, dobrze się uczyć, zdobyć wykształcenie na wysokim poziomie. Bycie mentorem oznacza też uczciwość – tzn. wszystko, co nauczyciel mówi, musi być prawdziwe i musi znajdować potwierdzenie w jego życiu. Ważne jest też, by docenić ich wysiłki, zaangażowanie. Np. Arek dla najlepszych uczniów, którzy byli dla niego ogromnym wsparciem, zorganizował kiedyś dwudniowy biwak nad morzem – jako dowód, że rzeczywiście ceni ich postawę zaangażowania. To procentowało.
Obecnie mężczyzna pracuje jako menedżer. Często w sytuacjach biznesowych wspomina pracę w szkole i jest z tego etapu swej pracy zawodowej dumny. Uważa, że każdy menedżer powinien zaczynać od bycia nauczycielem, gdyż skoro ktoś potrafi zapanować nad siedemnastoosobową klasą, to zapanuje nad każdym audytorium. Jeśli potrafi zmotywować do nauki nastolatków, będzie potrafił zmotywować podwładnych.
I działa to też w drugą stronę – jeżeli nauczyciel chce przekazać uczniom coś przydatnego w życiu, powinien być nie tylko źródłem wiedzy, lecz menedżerem, przywódcą, mentorem swych wychowanków.