Z Jolantą Tyrcz, koordynatorem Programu Pomocy Repatriantom działającego w ramach Polskiej Akcji Humanitarnej (PAH),
rozmawia Michał Bondyra
Osoby polskiego pochodzenia, przybywające do Polski z Kazachstanu na mocy odpowiednich regulacji prawnych – tyle sucha definicja repatriantów z Kazachstanu. A kim tak naprawdę są ci, którzy wracają do Polski z tego odległego, azjatyckiego kraju?
– Takimi samymi ludźmi jak my, mającymi podobne potrzeby, cele i marzenia. Różni ich jednak dość trudna sytuacja w naszym kraju, dlatego potrzebują wsparcia i zrozumienia, a przede wszystkim akceptacji, bo przybywając tu, chcą się czuć Polakami i żyć jak polscy obywatele.
Co ważne, wraz z nimi do Polski przybywają też ich rodziny; małżonkowie i dzieci, które nie mając polskiego pochodzenia, nie posiadają statusu repatrianta, lecz cudzoziemca.
Jak wielu, mimo specyficznej sytuacji, która czeka ich w Polsce, zamierza tu wrócić?
– Niedawno podczas wykładu dr. Roberta Wyszyńskiego poświęconego repatriantom zadałam podobne pytanie. Z uzyskanych wtedy odpowiedzi można było wywnioskować, że o powrocie do Polski myśli 50-70 proc. spośród ok. 50 tys. mieszkających w Kazachstanie Polaków. Powstaje zatem pytanie, czy faktycznie 25-35 tys. osób, po pierwsze, chce tu przyjechać, a po drugie, czy państwo i społeczeństwo są gotowe do przyjęcia tak licznej grupy?
Z tej liczby na przyjazd do Polski decyduje się naprawdę niewielki odsetek ludzi. Co zatem skłania tych, którzy pozostawili, całe dotychczasowe życie, by rozpocząć wszystko od nowa tutaj, w Polsce?
– Chęć powrotu do „swojej ojczyzny”, a właściwie ojczyzny przodków. Dotyczy to tych, którzy wychowali się w rodzinach, w których polskie tradycje, język i kultura były pielęgnowane. Tak było chociażby w przypadku moim i mojej mamy (jesteśmy repatriantkami ze Lwowa). Od zawsze marzeniem i, mogę powiedzieć, celem mojej mamy, moim z resztą także, był wyjazd do Polski i zamieszkanie tam, a teraz tu, na stałe. Na Ukrainie, mimo że tam się wychowałyśmy, uczyłyśmy, miałyśmy swoich znajomych i przyjaciół (głównie w środowisku polonijnym), nie czułyśmy, że jesteśmy „u siebie”.
Kolejnym powodem przyjazdu repatriantów do Polski jest chęć zapewnienia swoim dzieciom lepszej przyszłości. Innym – zapewnienie sobie i swojej rodzinie lepszych warunków życia. Natomiast w przypadku osób starszych jest to rzeczywisty powrót do swojej ojczyzny, ale jak się okazuje, już zupełnie innej.
No właśnie, innej. Czego zatem oczekują repatrianci?
– Niektórzy oczekują wiele, inni – prawie niczego, bo są szczęśliwi, że w ogóle mogą przyjechać i zamieszkać w Polsce. To często kwestia indywidualna.
Repatrianci z pewnością jednak oczekują pomocy ze strony państwa, ale nie jednorazowej, a długofalowej, odpowiedniej do potrzeb. Pragną też akceptacji społecznej, traktowania jak innych polskich obywateli, z tą samą godnością i tym samym szacunkiem.
Powiedziała Pani o społecznej akceptacji. Jak to z nią jest? Jakie nastawienie do sąsiadów, współpracowników przybyłych z Kazachstanu, mają obcujący z nimi na co dzień Polacy?
– Różne. Jedni są po prostu zainteresowani życiem i losem rodzin repatriantów, inni chcą pomóc w ich odnalezieniu się w Polsce. Są też i tacy, którzy pokazują swoje niezadowolenie z ich przyjazdu, mówiąc że „ci ze Wschodu zabierają im chleb”. Są wreszcie osoby, które traktują repatriantów, jak innych, bez specjalnego wyróżnienia.
Czy jednak nastawienie Polaków do tych przybywających z Kazachstanu ewoluuje?
– Tak, i to w dobrym kierunku. Myślę tu szczególnie o młodym pokoleniu, które jest zainteresowane tą grupą społeczną i nie traktuje jej jak intruzów. Uważam wręcz, że młodzi chcą w jakiś sposób pomóc tej grupie, mimo że często nie znają historii i nie wiedzą, kim oni naprawdę są. Inną kwestią jest też to, że osób przybywających w ramach repatriacji jest coraz mniej, dlatego też napływ nowo przybyłych nie jest tak odczuwalny, stąd reakcje społeczeństwa są znikome. Mimo wszystko uważam, że społeczeństwo polskie powinno bardziej zainteresować się mieszkającymi w Polsce rodzinami repatriantów, przynajmniej w pierwszym okresie ich pobytu w Polsce.
A z jakimi problemami, obok akceptacji, muszą zmierzyć się jeszcze repatrianci ze Wschodu?
– Ważną kwestią w przypadku wielu repatriantów jest problem z poczuciem tożsamości – na Wschodzie czuli się jak obcy, czasem nieakceptowani, w Polsce, pomimo nadziei i oczekiwań, też często nie mogą poczuć się prawdziwymi Polakami: są ze Wschodu, a więc inni, gorsi. W wielu wypadkach potęguje to jeszcze słaba lub niewystarczająca znajomość języka polskiego, ale też angielskiego, który jest często wymagany przy poszukiwaniu pracy. To kolejny ważny problem, ponieważ większość repatriantów ma wykształcenie wyższe lub średnie, na koncie sukcesy zawodowe, a tu muszą wszystko zaczynać od nowa, gdyż dotychczasowe doświadczenie i kwalifikacje nie przekładają się na zapotrzebowanie obecnego rynku pracy. Ci, którzy przyjeżdżają na zaproszenie rodzin, mają też problemy mieszkaniowe, bo pieniądze ze sprzedaży domu z ogrodem na Wschodzie nie wystarczają na kupno o wiele mniejszego mieszkania w Polsce.
Problemów sporo, ale Pani, jako koordynator Programu Pomocy Repatriantom, działającego w ramach PAH, z pewnością wraz ze sztabem ludzi stara się je rozwiązywać...
– Pomagamy rodzinom repatriantów mieszkającym już w Polsce. Organizujemy dla nich poradnictwo społeczno-prawne i zawodowe, kursy języka polskiego i angielskiego, spotkania integracyjne i o charakterze kulturalnym. Mamy też dwuletni projekt „Aktywizacja zawodowa repatriantek na rynku pracy w Polsce”, w ramach którego są: kursy języka polskiego i angielskiego, kursy komputerowo-internetowe, spotkania adaptacyjno-zawodowe, grupa wsparcia, doradztwo prawne i zawodowe oraz specjalistyczne kursy zawodowe. Wszystkie te działania świadczone są naszym podopiecznym nieodpłatnie. Polakom mieszkającym na Wschodzie oferujemy z kolei: poradnictwo przygotowujące do przyjazdu do Polski w ramach repatriacji lub innej drogi oraz przy współpracy z placówkami konsularnymi, wyposażanie w poradnik dla repatriantów osób chcących repatriować się do Polski. W sumie pomogliśmy od 500 do 1000 osobom, nie tylko z Kazachstanu, ale i innych krajów byłych republik radzieckich.
Pomoc rodzi więź. Trwałą?
– Są rodziny repatriantów, z którymi mam kontakt, odkąd pracuję w PAH, czyli od 2002 roku. Z niektórymi mam kontakty bardziej ścisłe, a nawet koleżeńskie. Są też repatrianci, którzy po otrzymaniu od nas pomocy, po jakimś czasie, czując się w Polsce pewniej, zgłaszają się do mnie, by być wolontariuszami i pomagać innym rodzinom – repatriantom.
Proszę powiedzieć kilka słów o przyjętym przez rząd projekcie Karty Polaka. Ułatwi ona repatriację?
– Myślę, że dzięki Karcie Polaka osoby, które chcą lub będą chciały repatriować się, a nie były jeszcze w Polsce, teraz będą mogły ją poznać i być może nawiązać kontakty, które pomogą sprawnie i szybko przejść przez procedurę repatriacyjną. Dzięki Karcie Polacy mieszkający na Wschodzie będą mieli też możliwość zachowania lub odświeżenia swojej polskości, pielęgnowania tradycji, wzbogacania swojego życia o elementy polskości, czerpiąc z nowych możliwości. Sądzę, że Karta Polaka dla Polaków mieszkających na Wschodzie jest tym, czego zabrakło za czasów byłego Związku Radzieckiego.
Repatrianci – osoby polskiego pochodzenia, które przybyły do Polski po styczniu 2001 roku w oparciu o ustawę o repatriacji, ale też przed tą datą na mocy m.in.: ustawy o cudzoziemcach i Konstytucji RP. Repatrianci przyjeżdżają do Polski na podstawie przyznanej im wizy wjazdowej w celu repatriacji z zamiarem osiedlenia się w Polsce na stałe. Według MSWiA do Polski przybyło około 6 tys. repatriantów, z czego najwięcej z Kazachstanu. Repatrianci przybywają też m.in. z Ukrainy, Rosji, Białorusi, Kirgizji, Uzbekistanu, Litwy, Łotwy, Gruzji.