Logo Przewdonik Katolicki

Gul staje okoniem

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Za każdym razem, kiedy turecki parlament wybiera prezydenta państwa, przypomina to opowiadanie się chorego między dżumą a tyfusem. W Turcji możliwe są jedynie dwa warianty: albo u władzy staje zdeklarowany islamista, albo też przechodzi ona w ręce kogoś, za kim stoi potężna kasta tureckich świeckich wojskowych. Niedawny wybór Abdullaha Gula na stanowisko prezydenta oznacza...

Za każdym razem, kiedy turecki parlament wybiera prezydenta państwa, przypomina to opowiadanie się chorego między dżumą a tyfusem. W Turcji możliwe są jedynie dwa warianty: albo u władzy staje zdeklarowany islamista, albo też przechodzi ona w ręce kogoś, za kim stoi potężna kasta tureckich „świeckich” wojskowych. Niedawny wybór Abdullaha Gula na stanowisko prezydenta oznacza zwycięstwo pierwszej z tych opcji.

Sąsiadująca z Unią Europejską, ale aspirująca do europejskiej rodzinki Turcja, usiłuje od kilkunastu lat demokratyzować się, chociaż może właściwsze w tym przypadku byłoby słowo „cywilizować”. I prawdę powiedziawszy, idzie jej to póki co raczej średnio. Turcja zajmuje wszak nadal czołowe miejsce we wszelkich rankingach wymieniających kraje, w których permanentnie dochodzi do naruszeń praw człowieka, w szczególności poprzez dyskryminację kobiet, przedstawicieli innych religii i mniejszości narodowych.

Nasza turecka sąsiadka cierpi bowiem od lat na rozdarcie między światem arabskim (najbliższym kulturowo, cywilizacyjnie i religijnie) a pokusą skorzystania z dobrobytu i nowoczesności, jakie zaoferować może Zachód.

To także w dużej mierze wpływa na sposób, w jaki uprawia się politykę nad Bosforem.

Tegoroczna walka o władzę trwała jednak wyjątkowo długo. 16 maja upłynęła siedmioletnia kadencja dotychczasowego szefa państwa Ahmeta Necdeta Sezera. Parlament wybrał zaś jego następcę – dotychczasowego ministra spraw zagranicznych Abdullaha Gula z rządzącej proislamskiej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) – dopiero w ostatnich dniach sierpnia.

Było to trzecie tegoroczne podejście Gula do prezydentury. Wiosną próbę wyboru zbojkotowała opozycja, która sprzeciwiała się kandydaturze Gula, uważając go za polityka o islamskich korzeniach. Z powodu braku kworum parlamentowi nie udało się wówczas wybrać prezydenta. Wsparcie dla „nieortodoksyjnych” deputowanych zadeklarowali także tureccy generałowie, od dawna strzegący świeckości państwa, którzy zagrozili wojskowym puczem. I patrząc na najnowszą historię Turcji, nie były to czcze przechwałki. Turecka armia w ciągu ostatniego półwiecza odsunęła od władzy aż cztery rządy, które uznano za nazbyt islamistyczne. Ostatni taki wypadek miał miejsce w 1997 roku – wówczas jednym z ministrów był właśnie Abdullah Gul.

Tegoroczny wiosenny kryzys polityczny przełamał dopiero premier Recep Tayyip Erdogan, rozpisując przedterminowe wybory parlamentarne. Lipcowe wybory przyniosły zaś miażdżące zwycięstwo rządzącej AKP. Teraz już nic nie stało na przeszkodzie, by Gul został prezydentem. Ostatecznie wybrano go w trzeciej turze parlamentarnego głosowania, w której do elekcji potrzebna była już tylko zwykła większość głosów.

Aby jednak uniknąć w przyszłości podobnych problemów, AKP forsuje zmiany w konstytucji, które staną się przedmiotem zaplanowanego na październik referendum. Przewidują one bezpośrednie wybory prezydenckie, głowa państwa miałaby zaś sprawować swój urząd przez pięć lat z możliwością jednej reelekcji (obecnie prezydencka kadencja trwa siedem lat, bez możliwości ubiegania się o ponowny wybór).

Gul i jego proislamska partia tym razem odnieśli więc zwycięstwo. Pokonanych wojskowych nie można jednak lekceważyć, bo cały czas dysponują oni nadal potężnymi wpływami nie tylko w armii, ale i w życiu publicznym. Jeszcze dzień przed wyborem Gula na prezydencki urząd, szef sztabu generalnego sił zbrojnych Turcji generał Yasar Buyukanit w oświadczeniu opublikowanym na stronach internetowych armii podkreślił, że „naród obserwuje zachowanie ośrodków zła, które systematycznie próbują skorodować świecki charakter Republiki Tureckiej”. To ledwie zakamuflowane ostrzeżenie właściwie odczytał nowy prezydent.

„Laicyzm – jedna z głównych zasad naszej republiki – jest warunkiem koniecznym społecznego spokoju” – oświadczył Gul w uspokajającym przemówieniu po ceremonii zaprzysiężenia. „Republika turecka jest demokratycznym, świeckim, socjalnym państwem, w którym panują rządy prawa” – podkreślił, dodając, że będzie „zdeterminowanym i wiernym obrońcą każdej z tych zasad”.

Te słowa Gula, podobnie jak zapewnienia o jego neutralności światopoglądowej, zostały jednak przyjęte ze sceptycyzmem przez obrońców laickości państwa. Nie może być jednak inaczej, skoro prezydencka małżonka Hayrunisa Gul publicznie nosi tradycyjną muzułmańską chustę. W Turcji obowiązuje zaś zakaz noszenia muzułmańskich nakryć głowy w urzędach, szkołach i na oficjalnych ceremoniach...

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki