Pejzaż jak w Świerczynie
Barbara Sawic
Pamiętam, jakby to było niedawno: ciepła kuchnia w wiejskim domu moich dziadków ze stołem przy oknie. Klęczę na krześle, z przejęciem przyglądam się obrazkowi, na którym przez zaorane pole idzie bosonoga, prześliczna Pani w białej szacie, z aureolą nad głową, sypiąc w ziemię ziarna. W głębi obrazka zamglone drzewa i krzewy, jakby postaci. Pejzaż do złudzenia przypomina...
Pamiętam, jakby to było niedawno: ciepła kuchnia w wiejskim domu moich dziadków ze stołem przy oknie. Klęczę na krześle, z przejęciem przyglądam się obrazkowi, na którym przez zaorane pole idzie bosonoga, prześliczna Pani w białej szacie, z aureolą nad głową, sypiąc w ziemię ziarna. W głębi obrazka – zamglone drzewa i krzewy, jakby postaci. Pejzaż do złudzenia przypomina ten znajomy, świerczyński.
Mam sześć lat i wiem, że owa Pani to Maryja, Matka Boża Siewna. Wierzę, że to właśnie Ona, rankiem tak wczesnym, że nawet dziadkowie jeszcze śpią, siejąc ziarno w bruzdy pomaga im w pracy. Myślę ze współczuciem, że na pewno marzną Jej stopy. I wierzę całym sercem, że na obsianym przez Nią zagonie wyrośnie zupełnie wyjątkowe zboże; wyobrażam sobie, że będzie złote, z kłosami podobnymi do tych wyhaftowanych wypukło na kościelnym baldachimie. Babcia Cecylia czyta mi wierszyk wydrukowany na odwrocie obrazka. Od niej też dowiaduję się, że obraz namalował Piotr Stachiewicz. Nie rozumiem tylko, dlaczego w wierszu (autora niestety nie pamiętam) Maryja sypie zboże „świętą ręką w ziemię czarną”, skoro ziemia – i na obrazku, i w Świerczynie – jest ciemno, bardzo ciemnobrązowa...
Sześcioletnią dziewczynkę cieszy perspektywa wyprawy z dziadkiem Janem na strych; strefy na co dzień zakazanej (stromo ustawiona drabina, przystawiona do otworu w powale stajni, przykrywanego drzwiczkami z okrągłym, metalowym uchwytem). Na strychu jest mroczno i pięknie pachnie: strzechą, ziarnem, miętą, jabłkami i czystością, gdyż na sznurach rozwieszone jest pranie. W szczycie strychu malutkie okienko osnute pajęczyną. Boję się pająków, więc nie dochodzę za blisko. I tak widzę ogródek kolorowy od astrów, dróżkę z dwiema głębokimi koleinami, biegającego psa, morwowy żywopłot, szosę, w oddali łąkę i drzewa. Wspaniały świat mojego dzieciństwa.
Po chwili trzymam mocno woreczek, do którego dziadek sypie ziarno; dowiaduję się, że nim trafi ono do ziemi, pobłogosławi je ksiądz! I to już jutro, bowiem 8 września jest uroczystość Matki Boskiej Siewnej. Później od babci dowiaduję się, że nazajutrz obchodzić będziemy urodziny Matki Najświętszej! Następnego dnia idziemy do pobliskiego kościoła św. Mateusza. Wokół wiele znajomych twarzy. Wszyscy składają przed prezbiterium woreczki bądź koszyki ze zbożem do poświęcenia. Wkrótce pochyla się nad nimi w modlitwie pięknie ubrany proboszcz. Pilnie baczę, czy kropelki święconej wody spadły na nasze ziarno... i jestem zadowolona z księżej rzetelności.
Niebawem gospodarze rozpoczęli siew (rozczarowało mnie, że używali nie płacht, lecz siewników). Wiosną zaczął się bujny wzrost zboża, które z czasem zamieniło się w złocisty łan. Tym razem Bóg wysłuchał ludzkich próśb i zachował pola „przed gradem, powodzią, suszą i wszelką szkodą”, a ziemię „użyźnił rosą z nieba”, o co modliliśmy się 8 września, w uroczystość Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Gdy dziś wspominam moich dziadków, ich bliższych i dalszych sąsiadów, dostrzegam powszechną postawę wiary, uczciwość, miłość do ziemi, pokorę, odwagę i pracowitość. Dlatego ufam, że to nieżyjące już pokolenie ludzi wsi „za przykładem Najświętszej Maryi Panny przynosiło plon stokrotny” przez wytrwałość w pełnieniu woli Boga. A jak my żyjemy? Czy kiedyś z podobną do mojej ufnością będą mogły myśleć o nas nasze wnuki?