Logo Przewdonik Katolicki

Urodziny Matki Bożej

Elżbieta Wiater
Bartolomé Esteban Pérez Murillo, Narodzenie Najświętszej Maryi Panny, 1661 r., namalowane dla kaplicy Świętego Pawła w katedrze w Sewilli fot. Getty Images

Kiedy pejzaże zaczynają rudzieć, a na szachownicy pól jest więcej czerni ziemi niż złota i zieleni upraw, przychodzi czas na siew. A komu lepiej go powierzyć niż Tej, która przyjęła w siebie i nosiła Słowo Boga?

Kiedyś w uprawach dominowały oziminy, czyli rośliny, które wymagały okresu „przemrożenia ” w gruncie, żeby móc w odpowiednim czasie wzejść i hojnie owocować. Początek września, a dokładnie właśnie 8. dzień tego miesiąca, czyli święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, był wyznaczony na moment oficjalnego rozpoczęcia zasiewów. Dlatego w ludowym kalendarzu nosi ono nazwę Matki Bożej Siewnej.
Początkowi sezonu uprawy ozimin towarzyszyły konkretne zwyczaje, m.in. gospodarz musiał zasiać 8 września przynajmniej kawałek pola, nawet jeśli zasadniczy siew planował na później. Używano do tego ziaren zmieszanych z tymi wykruszonymi z kłosów z bukietów święconych na Matki Bożej Zielnej, z owsem święconym na  św. Szczepana, z tymi z wieńców dożynkowych albo z tzw. króla, czyli snopka zboża przynoszonego do domu na Wigilię i stawianego w izbie, dodatkowo pokropionego wodą święconą i pobłogosławionego znakiem krzyża. Mężczyzna wchodził na pole boso, na znak jedności z ziemią, ale też okazując jej w ten sposób szacunek. W końcu od tego, jak obradzała, zależało przeżycie jego rodziny. Był ubrany w czystą odzież i bez nakrycia głowy. Nie zapominano jednak i o Stwórcy, ponieważ rzuceniu pierwszej garści miały towarzyszyć słowa: „W imię Boże”.
W niektórych okolicach ziarno siewne święcono właśnie 8 września. Towarzyszyła temu piękna modlitwa, które zawiera nie tylko prośbę o ochronę przed wszelkiego rodzaju klęskami, które mogły dotknąć upraw oraz o hojne plony, ale też nawiązania do tajemnic wiary.

Umrzeć, aby owocować
Modlitwa zaczyna się słowami: „Boże, Ty sprawiasz, że wszystkie nasiona, wpadłszy w ziemię, obumierają”, a kończy zwrotem: „Spraw też, abyśmy za przykładem Najświętszej Maryi Panny (…) przynosili plon stokrotny przez naszą wytrwałość w pełnieniu Twojej woli”. Pierwsze zdanie prowadzi nas do tajemnicy uniżenia Bożego Syna, Jego ogołocenia najpierw we wcieleniu, a potem w misterium paschalnym, drugie do tego, jak mamy Go naśladować. We wszystkich tych tajemnicach towarzyszy nam patronka tego święta – Matka Boża.
Mimo że poczęła się jako niepokalana, nie było to wydarzenie, które szczególnie mocno „wybrzmiało” w tamtym czasie. Co prawda według tradycji Jej rodzice – Anna i Joachim – długo byli bezdzietni, więc narodziny ich Córki były z pewnością przyjęte z radością i jako wyraz szczególnego błogosławieństwa. Ale żeby widzieć w tym zapowiedź nadchodzącej pełni czasów, a więc zbawienia? Wydarzenie epokowe, które naznaczy w nieporównywalny z niczym innym sposób dzieje świata? Co to to nie.
Największe dzieło Boże zaczyna się więc w ciszy i intymności rodziny, niepozorne, łatwe do przeoczenia. Potem przychodzi okres milczenia, aż do momentu, kiedy na prośbę Boga Maryja podejmuje ryzyko poczęcia z Ducha, w sposób niepojęty dla Jej otoczenia. I znany nam wszystkim ciąg dalszy będzie prowadził przez kolejne doświadczenia utraty i trudności jak przez kolejne tygodnie mrozów i oczekiwania, do trzech lat, podczas których Jej Syn będzie głosił nadejście królestwa Bożego, zakończonych „siewem” krzyża, bo przecież ciało Pana zostanie złożone w ziemi, by z niej powstać trzeciego dnia o poranku.

Mitologie
Motyw boga/bogini, którzy umierają jesienią i powracają na wiosnę, pojawia się dość często w religiach agrarnych (np. Persefona i Demeter, Dionizos) – mity te najczęściej były związane z chęcią wyjaśnienia pochodzenia cyklu wegetacyjnego. Współcześnie jest to jeden z argumentów, który wysuwają w dyskusjach ateiści, chcąc podważyć wiarę w historyczność zmartwychwstania. Chrześcijaństwo ma być powieleniem tych opowieści, tyle że na nowy sposób.
A może jest inaczej? To Bóg jest stwórcą świata, więc może po prostu w naturze umieścił proces, którego cykliczny powrót miał ludzi oswoić z tym, że śmierć nie musi oznaczać definitywnego końca, że zmartwychwstanie jest dopuszczalną opcją. Zboża ozime potrzebują doświadczenia mrozu, jesiennych i wiosennych opadów, krótko mówiąc – warunków, które trudno nazwać przyjemnymi. Dzięki temu właśnie na wiosnę rozpoczynają bujny rozwój, że przeszły przez czas próby. Jezus i Jego Matka wpisali się w ten biograficzny schemat, a zacytowana wyżej druga część modlitwy nad zbożem siewnym wskazuje, że to także droga dla nas.

Kamienista gleba i rozkwit
Wśród rodzajów gleby, na jaką pada w Jezusowej przypowieści o siewcy ziarno (zob. Mk 4, 3–8), jest ta kamienista, na której „nie miało wiele ziemi, i wnet wzeszło, bo nie było głęboko w glebie. Lecz po wschodzie słońca przypaliło się i, nie mając korzeni, uschło”. Wyjaśniając tę opowieść uczniom, Pan mówi, że ziarno to oznacza ludzi niestałych, którzy porzucają podążanie za Nim, kiedy tylko pojawiają się prześladowania i trudności. Tymczasem Pan żniwa oczekuje plonu, a nie jedynie tego, że szybko i bujnie zboże wyrośnie. Święcący ziarno ksiądz także mówi o wydawaniu plonu, i to stokrotnego, przez wytrwałość w pełnieniu Bożej woli.
To wskazuje, że aby uniknąć losu ziarna na skalistej glebie, potrzebujemy dwóch cnót, których zresztą możemy się uczyć od Maryi i z Jej wsparciem. Chodzi o wytrwałość i posłuszeństwo, przy czym pierwsza ma służyć podtrzymywaniu drugiej. Patrząc na lekcję, jaką stanowi wysiewane jesienią zboże: przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza to, co nas spotyka, i wykorzystać do dochowania wierności powołaniu, które w sobie odnajdujemy. Wrzucone w ziemię na początku września pszenica czy owies mają w sobie, w swojej naturze, dążenie do wzrostu i owocowania – w przypadku nas, ludzi, dążenie to nazywamy właśnie powołaniem. Winno ono posiadać trzy cechy (tak przynajmniej wyczytałam wiele lat temu w jednym z tekstów trapisty, o. Michała Zioło): dotyczyć codzienności i z niej wypływać, być wypowiedziane w zrozumiałym dla mnie języku i nawiązywać do mojej tożsamości, wreszcie – prowadzić do coraz mocniejszego opierania się na więzi z Bogiem. Jak widać, powołanie jest rozpięte pomiędzy mocnym zakorzenieniem się w tu i teraz a równie zdecydowanym zmierzaniu ku Temu, który jest w górze. To dynamika krzyża, ukryta w każdej żyjącej istocie, to rozpięcie między ziemią i niebem. W nas, ludziach, szczególnie obecna, bo jesteśmy bytami duchowo-cielesnymi i nie jesteśmy w stanie osiągnąć pełni naszego istnienia bez zachowania tej podwójności, bywa, że bardzo niewygodnej.
Czasami do tego stopnia, że wolimy zdecydować się na wierność tylko jednemu aspektowi i nawet jeśli będzie to duchowość, to wybór ten jest odrzuceniem krzyża. Odrzuceniem obumierania, rezygnacją z wytrwałości, a przede wszystkim wypowiedzeniem Bogu posłuszeństwa. Zamieniamy się wtedy w ziarno, które gnije w glebie, zamiast obumierać w kiełkowaniu. Dlatego, mimo że współcześnie większość z nas nie zajmuje się uprawą ziemi, wciąż potrzebujemy Maryi jako Matki Bożej Siewnej. Ona jest dla nas przykładem zgody na odrzucenie wszystkiego, co nie jest w nas głosem Boga i Jego wezwania. Ona jest także wskazaniem, jak istotną rolę odgrywa w naszym rozwoju czas, jakby to powiedzieli terapeuci – uświadamia nam, że jesteśmy w procesie. Może mało przyjemnym, ale życiodajnym. Ona wreszcie jest naszą opiekunką, czuwającą nad naszym wzrostem i tym, by odbywał się on w imię Boże, wytrwale i posłusznie, ku Światłu.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki