Od deklaracji do czynu droga daleka Z Krzysztofem Pijarowskim, prezesem Stowarzyszenia „Życie po przeszczepie” oraz wiceprezesem Polskiej Unii Transplantacyjnej, rozmawia Marcin Jarzembowski
Czy Polacy chętnie chcą podarować innej osobie „drugie życie”?
– Badania pokazują, że ponad 80 procent popiera idee transplantacji, a więc i dawstwa narządów. Ale od deklaracji do czynu jest jeszcze daleka droga. Moim zdaniem, istnieje wyraźne rozwarstwienie. Młode osoby są bez jakichkolwiek obciążeń, uprzedzeń oraz negatywnego nastawienia. Ze starszymi Polakami jest odwrotnie. Jednak starych drzew się nie przesadza i trudno zmienić u wielu osób ich światopogląd. Dobrze, że w proces tej zmiany zaangażował się polski Kościół. Wśród przychylnych nam hierarchów znaleźli się arcybiskupi: Władysław Ziółek, Stanisław Nowak, Józef Życiński oraz biskup Adam Dyczkowski.
W czym tkwi źródło tej niechęci?
– Starsze czy dojrzałe pokolenie posiada dużo, ale niestety, powierzchownych informacji na ten temat. Jako naród nie potrafimy myśleć i mówić o śmierci, a ona przecież dotknie każdego z nas. Brak rozmowy o odchodzeniu to odkładanie jakiejkolwiek decyzji w zakresie świadomego dawstwa na później. A później... jest już za późno. Czujemy się wtedy zagubieni i pozostaje jedynie słowo „nie”. Tylko to jedno słowo „nie” to wyrok śmierci dla pięciu osób.
Ile przeszczepów dokonuje się w Polsce w ciągu roku?
– Od lutego tego roku, a więc od pamiętnej konferencji prasowej ministra sprawiedliwości i szefa CBA, zmarło już 18 osób, które będąc na liście priorytetowych biorców nie doczekały się narządów. To efekt kryzysu w polskiej transplantologii. Brakuje serc i wątrób. Brakuje płuc i nerek. Liczba przeszczepów spadła o 60 procent. To dramat, który – jak sądzę – potrwa bardzo długo. Warto w tym miejscu zadać pytanie samotnego pacjenta protestującego przed pałacem prezydenckim w Warszawie: „Kto i dlaczego niszczy polską transplantologię?”.