Głos ma książka
Piotr Pawłowski
Fot.
Pamiętaj! Tysiące lat ludzkość czekała, zanim wynaleziono papier, czcionkę i druk. Jestem dumą cywilizacji! takimi słowami zwraca się bezpośrednio do czytelnika jedna z dawnych książek, za pośrednictwem karteczki wklejonej na wewnętrznej stronie jej oprawy. Specjalne nalepki, bądź pieczątki, uczyły i przypominały czytelnikowi o obowiązku szanowania pożyczonej książki,...
Pamiętaj! Tysiące lat ludzkość czekała, zanim wynaleziono papier, czcionkę i druk. Jestem dumą cywilizacji! – takimi słowami zwraca się bezpośrednio do czytelnika jedna z dawnych książek, za pośrednictwem karteczki wklejonej na wewnętrznej stronie jej oprawy. Specjalne nalepki, bądź pieczątki, uczyły i przypominały czytelnikowi o obowiązku szanowania pożyczonej książki, która stanowiła dobro ogólne.
Dobra książka zawsze była droga i zapewne tak powinno być, inaczej jej żywot mógłby być bardzo krótki. Kupiona samodzielnie, bądź otrzymana w prezencie, była dawniej skarbem, o który naprawdę się dbało. Wraz z wprowadzeniem dobrodziejstwa powszechnej edukacji, która czasami, niestety, przekształca się jednostkowo w przymusowe nauczanie, książka stała się nie tylko przyjacielem, ale i przeciwnikiem, wyciskaczem potu i łez, a nawet wrogiem dla osób na nią „uczulonych”. Gdy na przełomie XIX i XX w. zaczęły masowo powstawać biblioteki publiczne, by zaspokoić głód wiedzy, bądź dać do rąk narzędzie edukacji, szybko narodził się problem ochrony książki bibliotecznej przed czytelnikiem. Sposoby tej walki były bardzo różne, od kar pieniężnych do tzw. wilczego biletu, czyli skreślenia z listy czytelników. O efektach tej nierównej walki wiele mogliby powiedzieć dawni bibliotekarze. Współcześni chyba dali za wygraną; są szczególnie bezsilni wobec plagi „gwałcenia” książek na różnych kserografach. Cóż, dzisiejszy czytelnik nie zawsze chce się czegoś z książki dowiedzieć przez bezpośrednie z nią obcowanie, często chce ją tylko okraść dla własnej korzyści zaliczenia egzaminu, otrzymania świadectwa, dyplomu bądź certyfikatu, w myśl zasady: „zakuć, zdać i zapomnieć”. Przy takiej postawie nie dziwi instrumentalne traktowanie książki, skoro ma ona służyć do zaspokojenia potrzeb pracodawcy i zdobycia dobrze płatnej posady. Żywot dzisiejszej książki, szczególnie szkolnej, jest bardzo krótki, zbyt krótki. Dla prawdziwego miłośnika i przyjaciela książek nie ma książki za drogiej. Może być tylko książka nie do zdobycia.
Dawne metody wychowywania czytelnika odeszły w niepamięć. Można na nie trafić w dawnej, zabytkowej już książce bibliotecznej i wyłowić czasem w ofercie antykwarycznej. Zdumiewa konsekwencja i pomysłowość owych sposobów wychowywania, wzrusza i zachwyca styl i sposób perswazji: „Nie dotykaj mnie nieczystymi rękami, będzie mi wstyd, że jestem brudna. Nie pozostawiaj mnie na deszczu lub w miejscu wilgotnym – mogę się przeziębić. Nie zaginaj rogów kart i nie uciskaj mnie łokciem podczas czytania – bo czuję ból. Nie wyrywaj mi kart – będę kaleka”. To dalsze prośby książki ze wspomnianej na wstępie wklejki. Konkluzją mogą być dalsze słowa: „Może kiedyś zechcesz się spotkać ze mną powtórnie, a wówczas będzie ci przykro, gdy zobaczysz mnie starą, zniszczoną i porozrywaną”. Cytowany „Głos książki – do czytelnika”, kończy akapit treści: „Nie zgub mnie i nie sprzedawaj, bo to nieuczciwe. Należę do bibliotek miejskich, które się utrzymują z podatków całego społeczeństwa”.