Logo Przewdonik Katolicki

Z szuflad Tolkiena

Natalia Budzyńska
Fot.

Wydane kilka dni temu Dzieci Húrina J.R.R. Tolkiena nie są zupełnie nową opowieścią. Miłośnicy historii Śródziemia znają ją już w obszernych fragmentach. Historia zredagowana na nowo i uzupełniona notatkami autora będzie na pewno łatwiejsza w odbiorze dla tych, którzy nie potrafili przebrnąć przez Silmarillion. Czytelnik Władcy Pierścieni...

Wydane kilka dni temu „Dzieci Húrina” J.R.R. Tolkiena nie są zupełnie nową opowieścią. Miłośnicy historii Śródziemia znają ją już w obszernych fragmentach. Historia zredagowana na nowo i uzupełniona notatkami autora będzie na pewno łatwiejsza w odbiorze dla tych, którzy nie potrafili przebrnąć przez „Silmarillion”.

Czytelnik „Władcy Pierścieni” od razu zauważy, że historia tam opowiedziana posiada swoje korzenie w dalekiej przeszłości. Ta przeszłość jest ciągle obecna na kartach powieści, a nawet więcej – w jakiś sposób ją współtworzy, tak jak stare mity mają wpływ na ludzką kulturę. Od czasu do czasu poznajemy przeszłość w opowieściach bohaterów, w starych pieśniach i podaniach. Aragon opowiada o Tinúviel, Sam Gamgee robi aluzje do Silmarila i Żelaznej Korony, a Elrond snuje opowieść o Celembriborze. Tolkien mówił, że są to „przebłyski rozległej historii w tle – jest to urok podobny do tego, jaki ma widok odległej, nieznanej wyspy czy może wież leżącego w oddali miasta, lśniących w prześwietlonej słońcem mgle”. Stworzył on własną mitologię, cały świat, począwszy od jego stworzenia, ludy i ich języki oraz kulturę. Wydarzenia opisane w „Hobbicie” i „Władcy Pierścieni” miały miejsce w Trzeciej Erze. Najsmutniejsza historia świata, jaką jest opowieść „Dzieci Húrina”, działa się w Pierwszej Erze, na ziemiach, które zostały potem zatopione podczas wielkiego kataklizmu. Na Północy swoją twierdzę miał Czarny Władca, Morgoth, kłamca i oszust, który szczególnie nienawidził ukochanych Dzieci Iluvatara – ludzi i elfów. Jedynym sensem jego działania było zniszczyć ich świat i owiać ciemnością ich umysły. W jego sidła wpadł odważny Húrin, na którego ród Morgoth rzucił klątwę. Odtąd dzieci Húrina będą uciekały przed przeznaczeniem, ale ciemny los zawsze ich dogoni. Ta historia działa się sześć i pół tysiąca lat przed Naradą u Elronda.

Legendy Zamierzchłych Dni
Najpierw powstały języki. Tolkien wielokrotnie podkreślał, że jest filologiem naukowym, a nie powieściopisarzem. Najwyżej zgadzał się na miano kronikarza. Jego dzieło – stworzenie mitologii Śródziemia – powstało z pobudek czysto lingwistycznych. Kolejność była inna, niż możemy sobie wyobrazić. Nie wymyślił najpierw elfa, który mógłby mówić takim właśnie językiem i mieć takie a nie inne imię. Pierwszym działaniem Tolkiena było stworzenie języka, a potem wyobrażenie sobie, kto mógłby takim językiem się posługiwać. „Dla mnie najpierw powstaje imię, a potem opowieść” – wyjaśniał w listach. Mitologia i związane z nią języki zaczęła powstawać podczas wojny 1914-1918. Jedną z ważniejszych opowieści, pierwszą dotyczącą Pierwszej Ery, noszącą tytuł „Upadek Gondolinu”, autor napisał w szpitalu, gdzie przywieziono go rannego po bitwie pod Sommą w 1916 roku. W liście do syna wspomniał, że historie składające się potem na „Silmarillion” powstawały „w barakach wojskowych, pośród tłoku i jazgotu gramofonowej muzyki”. „Silmarillion”, zbiór legend z zamierzchłych czasów, gdy elfy Wysokiego Rodu prowadziły wojnę z Morgothem, upadłym bogiem, przez lata istniał w formie licznych notatek. Tolkien pracował nad swoją mitologią właściwie nieustannie, często zmieniając pewne wydarzenia, dodając do nich nowe elementy lub przedstawiając je z innego punktu widzenia. Trochę tak właśnie się dzieje, gdy na przestrzeni wieków ludzie przekazują sobie ważne dla dziejów wydarzenia, aż w końcu okazuje się, że istnieje kilka ich wersji i już nie wiadomo, która jest prawdziwa. Jednak w ogólnym i najważniejszym zarysie „Silmarillion” stanowił określoną tradycję i tło późniejszych dzieł, takich jak „Hobbit” czy „Władca Pierścieni”. Marzeniem Tolkiena było wydać „Silmarillion”, a jednak dla wydawcy ta księga, pomyślana jako kronika opracowana z różnych podań i źródeł, była zbyt trudna w odbiorze i nie podjęto ryzyka jej wydania za życia autora. Tolkien z tych trudności zdawał sobie świetnie sprawę: „Obawiam się, że w Silmarillionie (czyli historii Trzech Klejnotów) nie ma hobbitów, mało jest radości i tego, co przyziemne, a wiele żalu i nieszczęścia”.

W 1965 roku pisał: „Jeśli chodzi o Silmarillion i jego dodatki – wszystko jest już napisane, lecz znajduje się w stanie chaosu z powodu zmian i dopisków wprowadzanych w różnym czasie”. Uporządkowaniem tego chaosu zajął się po śmierci Tolkiena jego syn, Christopher, i dzięki niemu Legendy Zamierzchłych Dni zostały wydane jako narracyjna całość w 1977 roku. Jedną z ważniejszych opowieści była ta traktująca o spowitych cieniem klątwy Morgotha losach dzieci Húrina.

W cieniu klątwy
Losy dzieci Húrina: Túrina i Niënor wzorowane są w dużej mierze na historii nieszczęsnego Kullervo z fińskiego poematu epickiego „Kalevala”, którą Tolkien przetłumaczył już w 1914 roku. W obu utworach bohater wzrasta u boku przybranej rodziny, pojmuje za żonę zagubioną dziewczynę, która okazuje się jego siostrą i która topi się po odkryciu tego faktu. Bohater, wracając zwycięski z niebezpiecznej wyprawy, dowiaduje się prawdy, rodzinne ziemie są spustoszone przez wroga, a on sam spotyka się z potępieniem współtowarzyszy. Podobnie jak Kullervo, Túrin zwraca ku sobie ostrze miecza.

„Panem losów Ardy” nazywa siebie demon Morgoth, gdy mówi do pojmanego Húrina: „nad wszystkimi, których miłujesz, myśl moja ciążyć będzie jak chmura zagłady, aż przywiedzie ich ku ciemności i rozpaczy”. Jesteśmy więc świadkami smutnych wydarzeń, które niestety zmierzają do fatalnego końca i wydaje się, że nie ma przed tym ucieczki. Tolkien nadał tej opowieści nawet alternatywny tytuł: „Opowieść o klątwie Morgotha” i tak ją podsumował: „Tak zakończyła się opowieść o losach nieszczęsnego Túrina, najgorszym z uczynków Morgotha wobec ludzi w pradawnym świecie”.

Legenda spisywana początkowo prozą przez Tolkiena, w latach dwudziestych przybrała formę poetycką. W okresie pracy na uniwersytecie w Leeds, Tolkien pracował nad poematem „The Children of Húrin”, w którym zastosował metrum spotykane w poezji staroangielskiej. Poemat rozrósł się do sporych rozmiarów, ale z niewiadomych przyczyn pozostał niedokończony. Po wydaniu „Władcy Pierścieni” Tolkien znów poświęcił się jednej z głównych opowieści z końca Dawnych Dni i pozostawił po sobie szuflady pełne notatek, szkiców i zarysów akcji. W rezultacie jego syn i główny spadkobierca literackiej spuścizny odnalazł różne wersje historii losów Túrina. Dotychczas poznaliśmy dwie, zamieszczone w „Niedokończonych opowieściach” i „Silmarillionie”. Książka, która ujrzała światło dzienne trzydzieści lat po śmierci autora, to owoc wieloletniej pracy redaktorskiej Christophera Tolkiena, który odczytał, uporządkował i połączył ze sobą odnalezione rękopisy ojca.

Gondolin, Beren i Lúthien
Czy można mieć nadzieję, że za kilka lat doczekamy się kolejnej „nowej” książki Tolkiena? Oprócz „Dzieci Húrina” istnieją przecież dwie równie ważne opowieści z Dawnych Dni: „Upadek Gondolinu” i „Historia Berena i Lúthien”. Mają oczywiście związek z dziejami Śródziemia, ale mogą istnieć także niezależnie od skomplikowanej historii. O tej ostatniej zresztą sam autor pisał: „Opowieść jest (moim zdaniem pięknym i poruszającym) romansem heroiczno-baśniowym, zrozumiałym nawet przy bardzo ogólnej, mglistej znajomości tła”. Siedemdziesięcioletni Christopher Tolkien miałby dużo pracy, znanych jest bowiem aż osiem wersji miłosnej i bohaterskiej historii Berena i Lúthien. Tymczasem pozostaje nam zanurzyć się w tolkienowski mit, przez który przemawia tęsknota za pięknem, honorem, odwagą i męstwem.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki