Logo Przewdonik Katolicki

Słowo matki

Adam Gajewski
Fot.

Z Hanną Madziewicz, mamą Piotra podopiecznego bydgoskiego Bractwa Więziennego, zaangażowanego w ewangelizację współwięźniów, który niedawno zakończył swą karę pozbawienia wolności, rozmawia Adam Gajewski Przybyła Pani do Bydgoszczy, aby być z synem w dniu jego wyjścia zza muru. Rozłąka zapewne była bolesna... To było pięć długich lat ostatniego...

Z Hanną Madziewicz, mamą Piotra – podopiecznego bydgoskiego Bractwa Więziennego, zaangażowanego w ewangelizację współwięźniów, który niedawno zakończył swą karę pozbawienia wolności, rozmawia Adam Gajewski

Przybyła Pani do Bydgoszczy, aby być z synem w dniu jego wyjścia „zza muru”. Rozłąka zapewne była bolesna...

– To było pięć długich lat ostatniego wyroku. Matka zawsze cierpi. Kłopoty, więzienia, ciągnęły się za Piotrem ogółem 13 lat. Trudno to sobie wręcz wyobrazić, prawda? Wielką radość i zaskoczenie przeżyłam, gdy dowiedziałam się, że synowi warunkowo zawieszono ponad dwa lata kary i może już wyjść na wolność. Okazano mu, nam, wielkie zaufanie. Jego przemiana stała się więc chyba widoczna nawet dla postronnych. Za taką zmianą musi stać na pewno Bóg, siła większa niż grzech człowieka.

Pamięta Pani swoją reakcję na pierwsze sygnały, iż syn przemienia się duchowo, przewartościowuje dotychczasowe życie? W więzieniu odkrywa Ewangelię?
– Wszystko zaczęło się, gdy Piotr trafił do Bydgoszczy. Zaczął się zmieniać. Dostawałam sygnały, opinie, a potem nawiązał się już trwalszy kontakt z tutejszym Bractwem Więziennym. Ale byłam oczywiście ostrożna. Dopiero kiedy odważyłam się pierwszy raz przyjechać do Bydgoszczy, zrozumiałam, że stało się naprawdę wiele dobrego. Piotr trafił na ludzi, którzy byli mu życzliwi, wskazali dobre wyjścia. Miał oparcie w innym środowisku. Znów nawiązałam z nim serdeczny kontakt – bardzo pomogło to, że tutejsze spotkania były inaczej organizowane niż zwykle „widzenia”, które znaliśmy z innych miejsc. Rozmawialiśmy w przyjaznej atmosferze, nie oddzielała nas pleksa, co też już wcześniej zdążyliśmy poznać. Teraz przyjechałam tu po syna – już innego, wolnego człowieka.

Rodzina wspierała Piotra modlitwą?
– Oczywiście. Byliśmy i jesteśmy katolicką rodziną. Modliliśmy się w gronie krewnych, znajomych. O nawrócenie błądzącego. Była sprawowana w tej intencji Msza św. – napisaliśmy o tym Piotrowi, kapłan przekazał bardzo ważne słowa. I stała się wielka rzecz – nasze modlitwy zostały chyba wysłuchane. Teraz czeka nas kolejna Eucharystia – oczywiście dziękczynna. Nie możemy zejść z obranej drogi. Największym dramatem byłoby, gdyby Piotr zawiódł dziś ludzi, którym jego przykład dał tak dużo nadziei. Dziękujemy wszystkim, którzy okazali nam zaufanie i serce.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki