Wszystko wskazuje na to, że już niedługo na orbicie okołoziemskiej zapanuje prawdziwy tłok. Kilka prywatnych firm planuje, za stosunkowo nieduże pieniądze, organizowanie regularnych lotów turystycznych w kosmos.
Do tej pory główną przeszkodą w rozwoju turystyki kosmicznej była wysoka cena biletu. Ostatni, piąty kosmiczny turysta Charles Simonyi, który właśnie powrócił na Ziemię, za swą podróż zapłacił 25 mln dolarów. Wkrótce cena za podobną usługę ma być ponad sto razy niższa. Obecnie kosztowne wycieczki w kosmos organizuje amerykańska firma Space Adventures Ltd., współpracująca z rosyjskim rządem. Turyści wysyłani są na Międzynarodową Stację Kosmiczną ISS przy okazji roboczych lotów rosyjskich rakiet Sojuz, które startują z kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie. Taki kilkudniowy pobyt na orbicie siłą rzeczy musi być kosztowny. Space Adventures Ltd. jest swoistym pionierem
w swej dziedzinie, ale czuje już na plecach oddech konkurencji. Przygotowywane przez nią loty będą o wiele tańsze, bo o wiele krótsze.
Kosmos dla każdego
Wszystko zaczęło się, gdy rodzina czwartej z kolei kosmicznej turystki Anousheh Ansari ufundowała wartą 10 mln dolarów nagrodę Ansari X Prize. Miał ją otrzymać konstruktor pierwszego prywatnie zbudowanego statku, który wzbije się w przestrzeń kosmiczną (na wysokość 100 km), dwa razy w ciągu dwóch tygodni. W 2004 r. dokonał tego SpaceShipOne, którego konstruktor Burt Rutan zgarnął nagrodę. W jego technologię zainwestował z kolei ekscentryczny brytyjski miliarder Richard Branson, właściciel spółki Virgin Galactic. Branson podpisał kontrakt z twórcami SpaceShipOne na zbudowanie nowego pojazdu, który będzie mógł wynosić w kosmos naraz pięć osób. Szacowana cena biletu nie przekroczy 200 tys. dolarów. – Pierwsze komercyjne wycieczki być może odbędą się już w 2009 r. – twierdzi Bob Seto, wiceszef Virgin Galactic. Na liście oczekujących są już setki chętnych, wśród nich Stephen Hawking, światowej sławy astrofizyk.
O podobnym biznesie myśli też Anousheh Ansari. Wraz z mężem założyła firmę Prodea, której celem jest zbudowanie i wyprodukowanie pojazdów orbitalnych, wynoszących turystów w kosmos. Starty mają odbywać się z budowanych właśnie kosmodromów w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Singapurze.
Tłok w przestworzach
Jeszcze bliższa sukcesu wydaje się być amerykańska firma Blue Origin, którą siedem lat temu założył miliarder Jaff Bezos, twórca portalu internetowego Amazon.com. W styczniu tego roku ujawnił, że firma z powodzeniem zakończyła testy prototypowego pojazdu, który ma w przyszłości umożliwić turystyczne podróże w kosmos. Film wideo zamieszczony na internetowych stronach firmy pokazywał kapsułę startującą z Ziemi za pomocą dziewięciu rakietowych dyszy. Do 2010 r. Blue Origin ma nadzieję uruchomić cotygodniowe wycieczki pasażerskie
w statku nazwanym New Shepard (od nazwiska Alana Sheparda, pierwszego Amerykanina w przestrzeni kosmicznej). Pojazd będzie zabierał co najmniej troje pasażerów.
Wszystko wskazuje na to, że turystyka kosmiczna wkrótce stanie się codziennością. Pięć amerykańskich stanów: Kalifornia, Oklahoma, Floryda, Wirginia i Alaska posiadają rządowe licencje na budowę portów kosmicznych. Amerykańska administracja już teraz pracuje nad stworzeniem protokołów i procedur dla kontrolerów lotów, by sprecyzować ustalenia, jak jednocześnie kierować ruchem powietrznym samolotów i nowoczesnych pojazdów kosmicznych.
Na własne ryzyko
Zgodnie z przepisami, które weszły w tym roku w życie, Amerykańska Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) wymaga, by wszyscy kosmiczni turyści byli informowani o czyhających na nich potencjalnych zagrożeniach, z utratą życia włącznie. Przed startem muszą podpisać zobowiązanie, że w razie niepowodzenia wyprawy nie będą wnosić skarg i nie będą rościć sobie prawa do odszkodowań. Wymóg pełnego bezpieczeństwa, przynajmniej w początkowej fazie rozwoju kosmicznej turystyki, byłby trudny do zagwarantowania. Większość firm zdaje też sobie sprawę, że jakikolwiek śmiertelny wypadek może zatrzymać napływ zamożnych pasażerów. Na razie jednak optymizm nikogo nie opuszcza.
Kosmiczni turyści
Dennis Tito, amerykański biznesmen, był pierwszym kosmicznym turystą. W swą podróż wystartował 28 kwietnia 2001 r., a powrócił 6 maja 2001 r. W kosmosie przebywał dokładnie 7 dni, 22 godziny i 4 minuty.
Mark Shuttleworth, drugi i najmłodszy kosmiczny turysta, który w chwili lotu miał zaledwie 29 lat. Jest obywatelem RPA, gdzie stworzył świetnie prosperującą firmę internetową. W kosmosie przebywał od 25 kwietnia 2002 r. do 2 maja 2002 r.
Greg Olsen, fizyk posiadający spory dorobek naukowy. W kosmosie przebywał od 1 października 2005 r. do 11 października 2005 r. Jest współzałożycielem firmy produkującej najnowocześniejszy sprzęt elektroniczny (m.in. kamery na podczerwień).
Anousheh Ansari, pierwsza turystka w kosmosie. W swą podróż wyruszyła 18 września 2006 r., a powróciła 29 września 2006 r. Pochodzi z Iranu, z którego wyemigrowała do USA w połowie lat 80. Tam studiowała nauki ścisłe. Wraz z mężem założyła spółkę Telecom Technologies, którą następnie korzystnie sprzedali. Pieniądze inwestują w przygotowywanie własnych turystycznych lotów kosmicznych.
Charles Simonyi, Amerykanin węgierskiego pochodzenia, majątku dorobił się jako programista, współtworząc sukces Microsoftu; obecnie właściciel firmy informatycznej Intentional Software Corp. W kosmosie przebywał od 7 kwietnia 2007 r. do 20 kwietnia 2007 r. Za lot zapłacił 25 mln dolarów. Wcześniej turystyczny lot na ISS kosztował „tylko” 20 mln dolarów (cena wzrosła m.in. z powodu inflacji). Ostatni kosmiczny turysta, tak jak wszyscy jego poprzednicy, do startu przygotowywał się przez wiele miesięcy w rosyjskim Gwiezdnym Miasteczku. Uczył się, jak chodzić i oddychać w niewygodnym skafandrze kosmonauty, jak posługiwać się maską tlenową, szkolił się, co robić w czasie akcji ratunkowej na wypadek lądowania w wodzie. Jak wspominał, najtrudniejsze było wirowanie na szybkoobrotowym fotelu, co miało uodpornić na zawroty głowy w czasie podróży kosmicznej. Na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, podobnie jak inni kosmiczni turyści, prowadził szereg naukowych badań i obserwacji. Jego program zajęć był tak napięty, że niemal nie miał wolnej chwili dla siebie. Dla Japońskiej Agencji Kosmicznej JAXA wykonywał testy kamer. Na zlecenie Europejskiej Agencji Kosmicznej ESA badał wpływ promieniowania kosmicznego na organizm. Sprawdzał, jak spowodowane lotem kosmicznym zmiany w mięśniach wpływają na powstawanie bólów w dole pleców, częstej dolegliwości kosmonautów. Badał też różne drobnoustroje, które zdążyły się już zagościć na ISS. 12 kwietnia, gdy obchodzony był Dzień Kosmonautyki (w rocznicę pierwszego lotu w kosmos Jurija Gagarina), uraczył towarzyszy podróży uroczystą kolacją, przyrządzoną wcześniej na Ziemi, a którą zabrał z sobą w formie umożliwiającej konsumpcję na orbicie okołoziemskiej. Były m.in.: przepiórki duszone w winie, pierś kaczki i ryżowy pudding. Tak jak cała załoga stacji kosmicznej, także Simonyi był w stałym kontakcie telefonicznym ze swą rodziną, pisał maile, a nawet na bieżąco redagował swój internetowy blog. Za pośrednictwem łącz satelitarnych poprowadził dwa interaktywne wykłady dla uczniów z amerykańskich liceów.