Zwykliśmy nazywać to wydarzenie „tryumfalnym wjazdem do Jerozolimy”. To rzeczywiście ładny obrazek w Biblii, pełen kolorów i uśmiechniętych ludzi. Wrota miasta otwarte, a mieszkańcy kłaniają się wjeżdżającemu na osiołku Jezusowi, który uczynił tyle cudów. A między tym wszystkim Jezus na osiołku.
Gdy kazał uczniom przyprowadzić osła, wiedział, że ktoś ich o zwierzę zapyta. I wiedział jak powitają go mieszkańcy Jerozolimy. Musiał też wiedzieć co już wkrótce wykrzyczą ci sami ludzie, gdy stanie przed Piłatem. Mimo wszystko pozwolił im klaskać, wykrzykiwać pochwały i cieszyć się.
Obłuda? Przebiegłość? Próżność? Nie! Miłość.
Jezus pokazał, że kocha – nie za tę radość ani za palmy, ale… mimo wszystko. I kiedy wjeżdżał do Jerozolimy z miłości do każdego człowieka w rozradowanym tłumie pozwolił się prowadzić na Golgotę. Każdemu z nich dał prawo wyboru. I każdy z nich, przez swoją grzeszność, wybrał Jego śmierć.
Nie ma naszych palemek ani bazi, ani żonkili czy bukszpanów bez spowiedzi, bez bolących kolan i oczu wpatrujących się w krzyż. Tylko krzyż nas usprawiedliwia.
Dagmara Walczyk