Zanim okładki naszych czasopism, zwłaszcza dzienników, pokryła czerń żałoby po katowickiej tragedii, pierwsze strony gazet rozbłyskiwały przez jeden dzień prowokacyjną czerwienią. Stanowiła ona w niejednej gazecie tło, na którym widniał zazwyczaj portret Ojca Świętego Benedykta XVI i napis w rodzaju „Seks jest dobry”.
Komentarze prasowe w niejednej gazecie proklamowały niejako nową erę w dziejach Kościoła – erę liberalizacji stosunku chrześcijaństwa, a dokładniej katolicyzmu, do seksu i seksualności. A wszystko to miało stać się za sprawą pierwszej encykliki Benedykta XVI „Deus caritas est”.
W tonie komentarzy zwracają uwagę, jak sądzę, dwie sprawy – zachłyśnięcie się nowością i zachłyśnięcie się treścią tej nowości.
Zachłyśniętemu człowiekowi trzeba pomóc, bo objawy takiego stanu rzeczy są raczej kryzysowe. Najpierw zatem sprawa owej „nowości”. Papież w gruncie rzeczy przypomina, zwłaszcza w pierwszej części encykliki, prawdy, które mogą stanowić fundament etyki seksualnej (choć nie tylko i nie tyle o tę etykę tak naprawdę tutaj chodzi…). A prawdy te są takie – człowiek jest bytem osobowym, integrującym w sobie warstwę duchową i cielesną. Zatem, kiedy mówimy o godności człowieka, to sfera godności (wyjątkowej wartości) dotyka tak sfery ducha, jak i ciała.
Płciowość wyrazem człowieka
Skoro mówimy o cielesności, to jej konkretnym przejawem jest płciowość osoby ludzkiej, mężczyzny i kobiety. Jest ona wyrazem człowieka, jest – jak mawiał Jan Paweł II – „językiem ciała”, poprzez który osoba komunikuje się ze światem, zwłaszcza z drugą osobą. Ano właśnie, Jan Paweł II mawiał o tym… Dokładniej mówiąc, mawiał o tym przez pierwsze trzy lata swego pontyfikatu, w cyklu katechez środowych, które były swoistym komentarzem antropologicznym i etycznym do encykliki jego poprzednika – Pawła VI. Ten cykl katechez został opublikowany jako książka „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich…”. To publikacja dość mało znana, jej treść jest nawet stosunkowo rzadko podejmowana przez młodych teologów piszących prace dyplomowe. Ale ona jest i stanowi wielosetstronicowy wykład o „teologii ciała”, a zatem o dowartościowaniu ludzkiej seksualności. Wcześniej (to zadanie lektury dla bardzo ambitnych kolegów dziennikarzy) Karol Wojtyła napisał książkę filozoficzną „Miłość i odpowiedzialność”.
Zresztą tok wywodów Papieża Benedykta XVI wyraźnie wydobywa z dziejów Kościoła, z pięknej tradycji filozoficznej, biblijnej i teologicznej prawdy o manifeście seksualności ludzkiej. Ojciec Święty pisze: „eros jest niejako zakorzeniony w naturze człowieka; Adam poszukuje i «opuszcza ojca swego i matkę swoją», by odnaleźć niewiastę; jedynie razem przedstawiają oni całokształt człowieczeństwa, stając się «jednym ciałem». Niemniej ważny jest drugi aspekt: ze względu na ukierunkowanie zawarte w akcie stwórczym, eros kieruje człowieka ku małżeństwu, związkowi charakteryzującemu się wyłącznością i definitywnością; tak i tylko tak urzeczywistnia się jego głębokie przeznaczenie”.
Wyrazem ignorancji (zawinionej, a więc takiej, która zwiększa odpowiedzialność moralną) jest zatem mniemanie, jakoby zawstydzony Kościół po latach milczenia przemówił na temat wstydliwej sprawy ciała, płci, seksu…
Seks jest dobry?
Podobnym wyrazem niezrozumienia tekstu papieskiego jest kwitowanie go hasłem „Seks jest dobry”.
Po pierwsze, punktem wyjścia analiz papieskich jest rodzaj miłości zwany „erosem” i wyraźnie przez Benedykta XVI nieutożsamiany z seksem. „Eros sprowadzony jedynie do «seksu» staje się towarem, zwykłą «rzeczą», którą można kupić i sprzedać, co więcej sam człowiek staje się towarem. W rzeczywistości to nie jest wielkie «tak» człowieka dla swojego ciała. Przeciwnie, człowiek uważa teraz ciało i seksualność jedynie jako materialną część samego siebie, którą można używać i wykorzystywać w sposób wyrachowany. Zresztą jedna część, która nie ukazuje mu się jako zakres jego wolności, natomiast jako coś co on, na swój sposób, usiłuje uczynić zarazem przyjemnym i nieszkodliwym. W rzeczywistości znajdujemy się w obliczu degradacji ciała ludzkiego, które już nie jest zintegrowane z całą wolnością naszego istnienia, nie jest już żywym wyrazem całości naszego bytu, lecz jest jakby odrzucone w dziedzinę czysto biologiczną. Złudne wywyższanie ciała może bardzo szybko przekształcić się w nienawiść do cielesności”.
O godność człowieka
Benedykt XVI w encyklice zatroskany jest nie o promocję seksu, ale o godność całego człowieka, o przypomnienie za Janem Pawłem II, że sednem życia ludzkiego jest miłość odczytana w perspektywie tej miłości, jaką daje nam z siebie Bóg.
Można odczytać papieskie przesłanie jako ważny głos w kwestii sporu o sens życia płciowego człowieka, o sens jego seksualności. Zdaniem wielu dzisiaj w człowieku, w sferze jego życia seksualnego pojawia się tak intensywna przyjemność zmysłowa (tak dominująca), że narzuca się jako samoistny cel i istotny sens życia płciowego. Stąd dla niektórych faktycznie wydaje się celem, do którego wszystko zmierza, i po osiągnięciu którego wszystko się kończy.
Pomyłką jednak jest szukanie rozwiązania celowości życia seksualnego w płaszczyźnie indywidualnego dobra człowieka, jego przyjemności. Przedmiotem popędu seksualnego nie jest przecież jakaś tam rzecz, z której korzystanie byłoby podyktowane indywidualnym dobrem osoby. Czynności seksualne z natury należą do działań międzyosobowych, ponadsubiektywnych, nastawionych na osiągnięcie celu społecznego. Można i trzeba zatem zauważyć, że czynności seksualne wbrew lansowanym opiniom to nie privatissimum, ale politicum (zjawisko społeczne). Ten ostatni element jest dziś szczególnie trudny, ale i szczególnie ważny. Jan Paweł II pisał wprost: „«Człowiek jest dobrem wspólnym». Jest dobrem wspólnym rodziny i ludzkości, poszczególnych społeczności oraz społeczeństw: trzeba jednak wprowadzić tutaj znamienną różnicę stopnia i sposobu. O ile jest on dobrem wspólnym na przykład narodu (jako rodak) czy państwa (jako obywatel), to dobrem wspólnym rodziny jest w sposób najbardziej konkretny, jedyny i niepowtarzalny: nie tylko jako człowiek, jako jednostka w ludzkiej wielości, lecz jako «ten człowiek». Bóg Stwórca powołuje go do istnienia «dla niego samego». Wraz z zaistnieniem rozpoczyna się też dla niego «wielka przygoda» życia, która korzenie swoje zapuszcza w rodzinie” (List do Rodzin, nr 11).
Tak więc „sens i cel życia płciowego polega na uzupełnianiu się dwojga ludzi odmiennej płci, rozumianym szeroko, a więc na płaszczyźnie zarówno zmysłowej, jak i duchowej. Mężczyzna i kobieta są z natury skierowani ku sobie, potrzebują siebie. Przynagla ich ku sobie popęd, wspierany przez uczucie, w nurcie którego rozwija się miłość – ten niezwykły klimat obejmujący całego człowieka, w którym mężczyzna i kobieta mogą zrealizować wyższe cele życiowe, a przede wszystkim wypełnić zadanie rodzicielskie” (ks. prof. A. Marcol).
A zatem czy seks jest dobry? Nie wiem, czy jest to pytanie na miarę dobra człowieka. Nie wiem, czy jest to pytanie najważniejsze w dziejach współczesnego świata, czy na odpowiedź na nie świat oczekuje z drżeniem. Wiem jedno. Papież Benedykt XVI w pięknej, subtelnej formie swojej encykliki – medytacji przekonuje nas, że miłość i tylko miłość jest na miarę dobra życia ludzkiego, ludzkiej godności, ludzkiej przyszłości. Może rozminął się z oczekiwaniami redaktorów dzienników, ale nie rozmija się z prawdą o człowieku i dobrem osoby ludzkiej.
Autor jest dziekanem Wydziału Teologicznego UAM w Poznaniu, kierownikiem Zakładu Katolickiej Nauki Społecznej i wykładowcą teologii moralnej. „Przewodnik” publikuje jego komentarz etyczny i słownik pojęć etycznych.