Nastolatki najczęściej rozpoczynają życie seksualne w wakacje. Czy zgodziłby się Pan na wyjazd swojego dziecka z przyjaciółmi pod namiot?
– Jeśli moje nastoletnie dziecko miałoby wyjechać pod namiot z grupą równoletnich czy trochę starszych przyjaciół, ale bez zagwarantowanej stosownej opieki, zdecydowanie nie wyraziłbym na to zgody. Powody są oczywiste – to ja jako rodzic jestem odpowiedzialny za swoje dziecko i mam prawo decydować o sposobie spędzania wakacyjnego czasu. Niestety, często boimy się, że zostaniemy odebrani jako staromodni, że padną argumenty typu „ale rodzice Antka się zgodzili”. Boimy się presji szantażu („jeśli się nie zgodzicie, to…”), godzimy się dla świętego spokoju (którego i tak nie będziemy mieli w czasie nieobecności dziecka, a wprost przeciwnie – ciągły niepokój i nieprzespane z troski noce). Czasami obawiając się nastoletniego ostracyzmu, staramy się zminimalizować przypuszczalne zagrożenia.
W jaki sposób?
– Kilka lat temu na początku wakacji przyszła do mojego gabinetu matka z 16-letnią córką. Powiedziała, że dziewczyna wybiera się pod namiot z kolegą, więc ona jako – cytuję – „odpowiedzialna i świadoma matka” poszła z nią do ginekologa po antykoncepcję hormonalną, by nastolatka „nie przywiozła z wakacji dodatkowego bagażu”. To nie jest odpowiedzialność, to głupota i chowanie głowy w piasek w najgorszym wydaniu.
Niektóre portale i czasopisma już zachęcają: „Porozmawiaj z dzieckiem, kup prezerwatywy i powiedz, jak ich używać”. W narracji o coraz wcześniejszej inicjacji seksualnej brakuje natomiast zachęty: „Rodzicu, opowiedz dziecku o wartości czekania”. Zatem wielu rodziców nie rozmawia…
– W wakacje lawinowo wzrasta liczba medialnych informacji na temat antykoncepcji, seksu, wakacyjnych flirtów i porad, jak być lepszą kochanką/kochankiem i to niekoniecznie dla życiowego partnera. Pewna (podobno) psychoterapeutka radzi rodzicom na swojej stronie internetowej: „Twoje dziecko ma sympatię, która wydaje się być na dłuższą metę, to czas, by kupić pierwszą prezerwatywę i wręczyć dziecku. Następne niech kupi za własne pieniądze” – czyli za czyje?
Media każą nam traktować wakacje nie jako czas regeneracji, ale zabawy, także w sferze seksualności. A jak opowiedzieć o wartości czekania? Pokazać, że wakacje nie zmieniają systemu wartości. Jeśli dziecko skonstatuje, że rodzic w wakacyjną niedzielę nie idzie do kościoła, to pewnie zrobi to samo. Obowiązuje prosta i sprawdzająca się w wychowaniu zasada: miłość i przykład.
Stereotypowo moglibyśmy uważać, że przede wszystkim chłopcy rozpoczynają wczesne współżycie seksualne. Tymczasem badania mówią co innego. Jakie są przyczyny tego zjawiska?
– Rzeczywiście wiek inicjacji seksualnej obniża się. Zaskakującym jest fakt, że dotyczy to szczególnie dziewcząt. Od lat 30. XX w. odsetek współżyjących dziewcząt do 18. roku życia wzrósł niemal trzykrotnie (z około 14 proc. do 39 proc.). Zresztą, również w przypadku innych ryzykownych zachowań współcześnie prym wiodą dziewczęta, może z wyjątkiem kontaktu z alkoholem – tu nadal przodują chłopcy. Myślę, że podstawową przyczyną psychospołeczną jest postępująca seksualizacja przestrzeni publicznej.
Popularne dziś słowo, które coraz częściej trafia do programów profilaktyki młodzieżowej. Jak je rozumieć?
– Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne definiuje to zjawisko w czterech punktach. Po pierwsze, o seksualizacji mówimy wtedy, gdy wartość osoby oceniana jest przez pryzmat jej atrakcyjności seksualnej i zachowań seksualnych. Po drugie, atrakcyjność fizyczna oznacza bycie seksownym. Po trzecie, osoba jest postrzegana jako przedmiot seksualnego wykorzystania, a nie jako zdolna do podejmowania niezależnych działań i dokonywania samodzielnych wyborów. Wreszcie seksualność jest narzucana człowiekowi w sposób niewłaściwy i niezgodny z jego etapem rozwojowym. Na dobrą sprawę proces ten dotyczy niemal wszystkich aspektów życia współczesnego człowieka. Chyba nie ma towaru czy usługi, która nie byłaby reklamowana seksem. Reklama środków na potencję jest obecna w telewizji od wczesnych godzin wieczornych. Jeszcze do niedawna tzw. antykoncepcję awaryjną po okazaniu legitymacji szkolnej mogła kupić 15-letnia dziewczynka. Ponadto żyjemy w kraju, gdzie stacja benzynowa upodobniła się do sex-shopu, a dzieci mają niczym nieograniczony dostęp do pornografii i innych szkodliwych treści. To wszystko czyni z seksu towar powszechny. Ocenianie swojej wartości przez pryzmat seksownego wyglądu spowodowało nawet, że zaburzenia w odżywianiu związane z nadmiernym odchudzaniem są trzecim po dychawicy oskrzelowej i cukrzycy typu 1 najczęściej rozpoznawanym zaburzeniem u nastolatek.
Dlaczego młodzież decyduje się na „pierwszy raz”? Z Pana wypowiedzi wyłania się obraz świata, który nie pozostawia młodzieży żadnego wyboru. Jak samospełniające się proroctwo.
– Powodów jest wiele. Seksualizacja to tutaj numer jeden. Młody człowiek niemający jeszcze skrystalizowanego systemu wartości, podejmuje działania, które narzuca mu świat zewnętrzny.
Okres dorastania to budzenie się silnego popędu seksualnego i dowiadywanie się o sposobach jego rozładowania. Tu na młodzież działają sprzeczne siły: z jednej strony erotyzujący wpływ mediów, grupy rówieśniczej; z drugiej hamujący wpływy rodziny, szkoły, religii. W tym okresie zmieniają się autorytety – często staje się nim grupa rówieśnicza. Nastolatki wyznaczają swoją wartość siłą identyfikacji z grupą. Chcą być zauważeni i oryginalni, czasem nie zauważają, że ta oryginalność to owczy pęd. Nierzadko wybierają to, co przyjemniejsze, ekscytujące i, oczywiście, zgodne z normą grupy.
Wspomniała pani o programach profilaktycznych, to dorzucę ciekawostkę. Ponieważ młodzież eksperymentuje z substancjami psychoaktywnymi, uzależnieniami behawioralnymi itp., tworzymy i mnożymy programy antyalkoholowe, antynarkotykowe, antydopalaczowe (często oparte głównie na zakazach i nakazach, więc z gruntu nieskuteczne). Tymczasem badania dr. Szymona Grzelaka z Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej pokazują, że wszystkie zachowania ryzykowne mają wspólny mianownik: im większa podatność na seksualizację, tym większa skłonność do ich podejmowania. Może więc zacznijmy profilaktykę właśnie od seksualizacji. Chwast najlepiej usunąć wraz z korzeniem.
Czy statystyki o coraz wcześniejszej inicjacji mówią równocześnie, że czystość przedmałżeńska nie jest już dla nas wartością?
– Jest wartością, ale niedocenianą, a może nawet wstydliwą. Normy się nie zmieniają, ale nasz stosunek do nich niestety tak. Żyjemy w czasach liberalizacji postaw wobec życia seksualnego, akceptacji współżycia przedmałżeńskiego, związków pozamałżeńskich, zachowań seksualnych ocierających się o patologię. Wydawać by się mogło, że mamy do czynienia z kryzysem instytucji małżeństwa. Ale tak naprawdę to mamy kryzys człowieka. Młodego człowieka, niepewnego jakości i trwałości związku, lękającego się o trafność swoich wyborów co do partnera. W konsekwencji unikającego publicznej deklaracji do stworzenia trwałej, monogamicznej relacji.
Zatem, jakich użyć argumentów, by zachęcić dziecko do poczekania z seksem do ślubu?
– Życie seksualne człowieka ma cztery wymiary: biologiczny, psychiczny, społeczny i duchowy. W podjęciu decyzji o rozpoczęciu współżycia wszystkie muszą być uwzględnione i to w sposób zrównoważony. Z biologicznego punktu widzenia organizm kobiety dojrzewa hormonalnie i immunologiczne w wieku około 20 lat. Wcześniej jest po prostu niegotowy, np. niedojrzała immunologicznie błona śluzowa pochwy czyni dziewczynę bardziej podatną na zarażenie się chorobami przenoszonymi drogą płciową. Ryzyko znacznie wzrasta, jeśli ta ma przed ślubem różnych partnerów. Nie znam lepszej „szczepionki” przeciwko chorobom przenoszonym drogą płciową (w tym HIV/AIDS) niż trwały, monogamiczny związek.
Jeśli nastolatki decydują się na współżycie, zwykle sięgają po antykoncepcję. Pomijam inne aspekty jej stosowania, ale z biologicznego punktu widzenia to bomba hormonalna atakująca niedojrzały organizm i prowadząca do wielu poważnych zaburzeń, począwszy od zespołu post-pill amenorrhoea (zanik cyklu miesięcznego po odstawieniu tabletki), opisywanego w każdym podręczniku ginekologii wieku rozwojowego, a skończywszy na śmiertelnych zatorach płucnych lub zakrzepicy. Z kolei środki plemnikobójcze wyjaławiają jeszcze niedojrzałą dziewczęcą pochwę, czyniąc ją bezbronną. Także ciąża u nieletniej jest problemem ginekologiczno-położniczym. Niesie ze sobą ryzyko aborcji oraz wywołuje skutki psychiczne i społeczne (np. przymus zawarcia małżeństwa). A badania pokazują, że małżeństwa zawierane za zgodą sądu charakteryzują się najwyższym procentem późniejszych rozwodów. To już argumenty psychiczno-społeczne.
Jak przeżywać swoją seksualność, człowiek uczy się latami. A żeby się czegoś nauczyć, trzeba dysponować odpowiednim poziomem rozwoju (nim nauczymy się chodzić, musimy przejść etap raczkowania) i warunkami (gdy uczymy się chodzić, jesteśmy asekurowani przez rodzica i gdy się potkniemy, on nas pocieszy, zaopiekuje). To małżeństwo gwarantuje najwyższy poziom bezpieczeństwa w uczeniu się seksualności i jej przeżywaniu. I wreszcie seks to nie miłość. Miłość ma trzy wymiary: namiętność (zauroczenie), intymność (sfera wspólnego bycia, aktywności) i wreszcie więź, rozumiana jako współdziałanie, współrozumienie i współodczuwanie. Zatem poza namiętnością miłość potrzebuje czasu, poczucia trwałości i bezpieczeństwa. Gwarantem tego jest małżeństwo.
A czwarty wymiar – duchowy?
– Duchowość jest rozumiana jako hierarchia wartości, sumienie, nadawanie sensu i produktywności swemu życiu. To także aspekt religijny. Młody człowiek ma jeszcze nieukształtowaną hierarchię wartości, więc może decydować w niezgodzie z ogólnie przyjętą normatywnością. Łatwo wtedy o wewnętrzne konflikty z powodu łamania norm moralnych.
Kilka lat temu renomowane czasopismo naukowe „Journal of Family Psychology” opublikowało artykuł, w którym wykazano, że jakość życia małżeńskiego par, które zainicjowały współżycie po ślubie, jest istotnie wyższa. I jest to niezależne od poziomu wykształcenia, kręgu kulturowego, światopoglądu oraz stosunku do religii. Czy nie jest to argument, który przekona naszego nastolatka?
Znam wielu rodziców, którzy mówią: „Widzimy wartość w czystości przedmałżeńskiej. Ale nie możemy być hipokrytami i zachęcać do niej dzieci, bo sami jej nie dochowaliśmy. W dodatku dzieci to wiedzą, bo najstarsze urodziło się trzy miesiące po ślubie”. Co wtedy?
– Cóż, warto stanąć w prawdzie. Powiedzieć dziecku: „Przepraszamy, jest nam z tym źle”, oddzielając – to ważne! – fakt poczęcia od samej decyzji o współżyciu. Dziecko nie może pozostać z wrażeniem, że to ono jest błędem! Można też powiedzieć, że teraz poczekalibyśmy ze współżyciem i podać argumenty, o których już mówiliśmy: biologiczne, psychiczne, społeczne i duchowe. Ale błagam, nie w formie wykładu, ale prostych, przyjaznych stwierdzeń. Szczerość sprawi, że zyskamy w oczach dziecka. A jeśli żyjemy w miłości i wierności, to szansa, że zostaniemy usłyszani, jest jeszcze większa. Pamiętajmy, że tym, co rodzic powinien dać dziecku, jest przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa, zaufania i miłości, a nie wiedza pod tytułem „jak to się robi?”.
Czy wtedy nastolatek poradzi sobie także z presją seksualną? Młody człowiek do osiągnięcia pełnoletniości w samej telewizji ogląda 90 tysięcy scen erotycznych! Nie licząc prasy, internetu, billboardów na ulicach…
– Zaczęliśmy od seksualizacji i do niej wracamy. Pani mówi: 90 tysięcy scen erotycznych w telewizji. Ja powiem: tysiące razy więcej w malutkim smartfonie w trakcie drogi do szkoły czy gdziekolwiek indziej. Nie chcę znowu narzekać, ale to fakty, że 30 proc. mężczyzn przyznaje się do zdrady małżeńskiej, 22 proc. mężczyzn zażywa środki na potencję i obowiązuje powszechna zgoda na nietypowe formy współżycia. I tak dalej.
Wracając do pytania, jak pomóc dziecku radzić sobie z presją seksualną, odpowiem może trochę przewrotnie. Dziecko zacznie sobie radzić z presją seksualną, gdy rodzic postawi na mądre zdystansowanie się od tematu, nawet z nutą humoru. Psychologia mówi, że to, na czym się koncentrujesz, „rozrasta się”. Jeśli dziecko zauważy u dorosłego niepokój i brak pewności siebie w reagowaniu na te sprawy – rodzic przegra. Jeżeli zobaczy pewnego siebie, odpowiedzialnego i potrafiącego racjonalnie reagować człowieka – rodzic wygra.
Mam chyba mały niedosyt. Mieliśmy rozmawiać o młodzieży…
– …a prawie cały czas mówię o dorosłych? Robię to celowo. Rabindranath Tagore powiedział: „Bądź zmianą, którą chcesz ujrzeć w świecie”. W wychowaniu dziecka do odpowiedzialnego przeżywania własnej seksualności trzeba, drogi rodzicu, zacząć od „wychowania” siebie. Pamiętajmy, że możemy dać drugiemu tylko to i tylko tyle, ile sami mamy. Jeśli sfera seksualna rodziców jest uporządkowana, to prawdopodobnie dziecko również dobrze poukłada te sprawy.
Leszek Putyński
Doktor nauk medycznych, psycholog kliniczny, pracownik Zakładu Psychopatologii i Psychologii Klinicznej Instytutu Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego. Rzeczoznawca MEN w zakresie przedmiotu: wychowanie do życia w rodzinie. Do jego szczególnych zainteresowań naukowych i zawodowych należą płciowość i seksuologia, zaburzenia w odżywianiu oraz psychosomatyka ginekologiczna i położnicza