Już od trzydziestu dziewięciu lat każdego pierwszego dnia roku obchodzony jest w naszym Kościele Światowy Dzień Modlitw o Pokój. Tematem tegorocznego orędzia był „Pokój w prawdzie”. W tym roku minie również 21. rocznica powstania pierwszego w Polsce niezależnego ruchu pokojowego – Wolność i Pokój. Ruchu, który swoich inspiracji upatruje w nauce Kościoła.
W 1985 roku grupa młodych ludzi z Krakowa powołała do życia ruch Wolność i Pokój, organizację najbardziej widowiskowo występującą przeciwko komunistom. Za jej ideowego patrona, co również bardzo bolało komunistów, obrany został Otto Schimek, austriacki żołnierz Wehrmachtu zabity przez Niemców w czasie drugiej wojny za dezercję. Schimek nie chciał strzelać do cywili.
Sposoby działania WiP były rozmaite. Od aktywnych ulicznych happeningów poczynając, a na przykuwaniu się do słupów kończąc. Był to pierwszy ruch pacyfistyczny w „krajach demokracji ludowej”, który walczył o prawa człowieka, a zarazem jedyna wówczas tak radykalna formacja, która otwarcie mówiła o odmowie służby wojskowej bądź odbywaniu jej w formie zastępczej. Ruch postulował także zmianę roty przysięgi. W owym czasie za samą tylko zapowiedź ingerencji w tekst przysięgi groziło od kilku do kilkunastu lat więzienia. W trzy lata później, w 1988 r., komuniści zmienili jednak tekst roty. Zgodnie z jej nowym brzmieniem poborowi nie musieli już deklarować swego oddania – na rzecz okupanta. I był to jeden z najbardziej spektakularnych sukcesów ruchu.
Przede wszystkim pokój
W kwietniowej deklaracji założycielskiej, odczytanej w 1985 roku w krakowskim kościele pw. św. Stanisława, działacze pisali m.in.: „Podstawowym celem Ruchu będzie propagowanie i pozyskiwanie jak największych rzesz Polaków dla prawdziwej, niczym niezafałszowanej idei pokoju. Słowo pokój – mówi Jan Paweł II w orędziu pokojowym z 1979 r. – stało się sloganem, który usypia lub zwodzi. Jest ono współcześnie wypowiadane przez tych, którzy głosząc hasła pokoju, współpracy i rozbrojenia, pragną w ten sposób pozbawić wolnych ludzi na całym świecie środków i woli obrony swych swobód. Skala tego zjawiska sprawia, że dla coraz większych rzesz ludzkich – także w Polsce – intencje każdego wypowiadającego słowo pokój stały się moralnie podejrzane, a politycznie obce. Dlatego przede wszystkim pragniemy przywrócić moralną i polityczną wartość działaniom na rzecz pokoju. Warunkiem zaistnienia pokoju w życiu politycznym państw i narodów jest skuteczne zagwarantowanie wszystkim ludziom wolności osobistej. Nie ma pokoju nigdzie tam, gdzie stworzono systemy państwowej agresji, przymusu ideologicznego, gdzie pozbawiono jednostkę jej prawa do samodzielności, inicjatywy, gdzie zlikwidowano wolności polityczne. Nie ma więc pokoju w rządzonej przez komunistów Polsce. Pragniemy zrobić wszystko, co przyczynić się może do zwiększenia zakresu wolności człowieka w naszym kraju, a tym samym dać szansę w Polsce Pokojowi […]”.
Członkowie WiP, nazwę organizacji wymyślił Radosław Huget, zadeklarowali również swoją współpracę ze wszystkimi, którzy podzielają te idee zarówno w kraju, jak i za granicą. I niebawem do ruchu przyłączyli się przedstawiciele opozycji z Czechosłowacji i Węgier. Deklarację założycielską WiP-u podpisało osiemnaście osób. Wśród nich Konstanty Miodowicz, Jan Maria Rokita, Jacek Czaputowicz, Piotr Niemczyk. Do nich dołączyli przedstawiciele z Gdańska, Szczecina. W WiP-ie byli przede wszystkim studenci, ale też i robotnicy. Zarówno z ówczesnej krakowskiej Huty im. Lenina, jak i Stoczni Gdańskiej o tym imieniu. Organizacja zamierzała działać legalnie, jednak już po dwóch tygodniach otrzymała z krakowskiego urzędu miasta „Zawiadomienie o nielegalności”. Mimo jednak „nielegalności” WiP funkcjonował w strukturach jawnych, za co na przestrzeni siedmiu lat działalności uczestnicy ruchu byli aresztowani i więzieni.
Odpowiedzią na pokój – represje
A wszystko zaczęło się od Marka Adamkiewicza, studenta i działacza Niezależnego Zrzeszenia Studentów, który powołany do wojska odmówił złożenia przysięgi na wierność Sowietom. Wkrótce potem, w grudniu 1984 r., szczeciński sąd skazał go na dwa i pół roku więzienia. Stając w jego obronie, grupa kilkunastu osób wystosowała list protestacyjny do Rady Państwa PRL. List pozostał bez odpowiedzi. Nieformalni obrońcy Marka podjęli więc głodówkę protestacyjną w kościele w podwarszawskiej Podkowie Leśnej. Podobna odbyła się Krakowie. Nie wpłynęły one jednak na decyzję sądu. Wyrok został utrzymany, a Służba Bezpieczeństwa zwiększyła represje wobec protestujących. Następną formę protestu przeciwko uwięzieniu Adamkiewicza zaproponował Jacek Czaputowicz. Była nią akcja odsyłania książeczek wojskowych wpędzająca w popłoch urzędników peerelowskiej armii.
– Powstanie WiP zmieniło też relacje z Moskwą pokojowych organizacji z Zachodu – wspomina działacz WiP Jacek Szymanderski. – Związek Radziecki wykorzystywał dla swoich celów politycznych tamtejsze ruchy pacyfistyczne. Powstanie WiP-u spowodowało, że ci z Zachodu, jadąc do Moskwy, spotykali się z nami i wówczas tracili smak dla Kremla. Bo Sowieci, owszem, byli za odmową służby wojskowej, ale nie w polskiej armii czy radzieckiej, tylko natowskiej.
Po powołaniu WiP-u, który niebawem zajął się również problematyką ekologiczną, coraz więcej młodzieży studenckiej deklarowało w nim swój udział. Formacja stała się, w połowie lat osiemdziesiątych, potężnym i liczącym się ruchem politycznym. Swoją aktywnością obejmowała niemal wszystkie uczelnie w kraju.
Kolejną formą nieposłuszeństwa wobec peerelowskich władz była odmowa służby wojskowej. Jednym z decydujących się na ten krok był Roland Kruk, do dziś zagorzały pacyfista.
Ożywienie dla umierającego podziemia
Ruch Wolność i Pokój formalnie istniał do 1992 roku. Przez tę organizację przewinęło się kilkuset działaczy. W Polsce niepodległej kilkudziesięciu z nich zajęło się polityką na szczeblu samorządowym, kilku weszło do parlamentu, a kilkanaście osób również piastowało funkcje rządowe. Po raz pierwszy jednak dopiero po dwudziestu latach dawni bezkompromisowi działacze WiP spotkali się wszyscy razem, by ocenić czas, jaki minął od ich pierwszych politycznych konfrontacji, a także był przypatrzeć się swoim dzisiejszym postawom ideowym. W czasie warszawskiego spotkania Jacek Czaputowicz przypomniał, że do ruchu weszli ludzie z doświadczeniem politycznym, w poważnej większości związani z Niezależnym Zrzeszeniem Studentów. – Generalnie, dzisiaj wokół ruchu powstały niepotrzebne mity – mówił Czaputowicz. – Jednym z nich jest to, że WiP był tylko organizacją młodzieżową. Tymczasem wielu działaczy wykraczało swym wiekiem poza wiek młodzieżowy. Przykładem niech będzie chociaż Jan Józef Lipski czy Jacek Szymanderski. Podobnym mitem jest twierdzenie, że nie byliśmy związani z Kościołem. A odwołanie do Jana Pawła II? A głodówki w kościołach, warszawska konferencja pokojowa w kościele na Żytniej, a teksty o. Jacka Salija?
Niemal wszyscy „wipowcy”, którzy wzięli udział w spotkaniu, podkreślali, że WiP był formacją skupiającą ludzi mających w sobie wiele radości. I że ta radość została przeniesiona na dzisiejsze młode pokolenie. – Do nas przychodzili ci, którzy chcieli oddychać wolnością – zapewniał Radosław Gawlik. – Przede wszystkim jednak ruch stanowił ożywienie „dla umierającego podziemia «Solidarności»”.
– Dla mnie ruch WiP w połowie lat osiemdziesiątych zrodził się z dwóch potrzeb: emocji i odwagi. Pierwsza jednak była potrzeba odwagi. Pamiętam ten czas, połowy lat osiemdziesiątych, kiedy „Solidarność” zaczęła zdychać – mówił jeden z liderów WiP, Jan Maria Rokita. – Bujak pisał odezwę, że czeka nas wielodziesięcioletni długi marsz. Zaczęły upadać masowe demonstracje z początku lat osiemdziesiątych i nadzieja na to, że w Polsce coś się zmieni na lepsze. Wydaje mi się, że WiP w jakiś sposób sprzeciwił się tej sytuacji, że pomysł na WiP był pomysłem na wykazanie odwagi w czasach beznadziejności. WiP był pomysłem na aktywność i odwagę.
Najmłodszy działacz Bartek Sawicki miał piętnaście lat, kiedy w 1986 roku wszedł w struktury WiP-u. Zaznaczał, że właśnie smutne doświadczenia jego rodziców – „działaczy podziemnej, dogorywającej «Solidarności» – zagoniły mnie do ruchu”. Jak podkreślał: „w jego bezkompromisowe struktury”. Żałował, że ani w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, ani dziś nie starczyło jego byłym działaczom ducha i energii na stworzenie podobnej formacji. Powodów tego upatrywał w „złamaniu bezkompromisowości” WiP-u i „wejściu jego działaczy w struktury państwa po 1989 roku”.
Podobny zarzut postawił Roland Kruk, mieszkający od lat w USA. Zarzucił swoim kolegom, że do dzisiaj nie powstała podobna do tamtej organizacja. – Tymczasem nasze wojska są w Iraku. A w Polsce najpopularniejszym politykiem jest Bush.
Sekundował mu Marek Krukowski, który pytał: – Co zostało z naszych idei, które leżały u podstaw powstania WiP-u?