Filozofia i strategia
ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz TCHR
Fot.
W jednej z rozmów osoba, którą wielce cenię, zarzuciła mi zbytnie upolitycznienie ostatnich tekstów. Postanowiłem zatem napisać coś bardzo prywatnego, a nawet intymnego.
Intymność wyraża się w tym, że chcę opisać moje problemy związane z gardłem. Po długich dniach uciążliwego kaszlenia i chrząkania, wybierając się w podróż do Krakowa, postanowiłem szukać ulgi...
W jednej z rozmów osoba, którą wielce cenię, zarzuciła mi zbytnie „upolitycznienie” ostatnich tekstów. Postanowiłem zatem napisać coś bardzo prywatnego, a nawet intymnego.
Intymność wyraża się w tym, że chcę opisać moje problemy związane z gardłem. Po długich dniach uciążliwego kaszlenia i chrząkania, wybierając się w podróż do Krakowa, postanowiłem szukać ulgi w aptece dworcowej. Wyjawiłem farmaceutce, że proszę o coś na przewlekły, zadawniony i suchy kaszel. Wydawało mi się, że opis moich dolegliwości jest aż nadto wystarczający. Usłyszałem w odpowiedzi: – Czy pan chce się tego kaszlu pozbyć i wykrztusić, czy też chce pan ten kaszel zachować?
Pytanie mnie przerosło. Zrozumiałem, że mam do czynienia z pewną, bliżej mi nieznaną „filozofią kaszlu”, i że dopiero z pomocą tej filozofii mogę, przy pomocy życzliwej pani, opracować jakąś strategię. Zniszczyć czy ocalić? Powinienem chyba być za ocaleniem jako rozwiązaniem mniej drastycznym. Ale z drugiej strony… Opowiedziałem się za filozofią destrukcji i wybrałem strategię zniszczenia, nihilacji, unicestwienia…Po tym wyznaniu otrzymałem butelkę syropu tussipect. Nakrętka tej butelki, zapewne produkowana wraz z lekami o wysokim stopniu ryzyka, nie dała się otworzyć bez użycia narzędzi. Natomiast dała się na tyle naruszyć, że w pociągu syrop kleił mi palce, cieknąc z nieszczelnego opakowania. Wyrzuciłem to do kosza… W Krakowie aptekarka spytała mnie o to, czy ten mój kaszel jest do końca suchy, czy też może daje się odkrztusić, stając się mokrym. Taki istotnie był. Dlatego dostałem pastylki na suchy/mokry kaszel.
Walkę z kaszlem przypomniałem sobie w ostatnich dniach, gdy zasłyszałem historię o pewnym kapłanie, który komentując jedno z czytań mszalnych, wołał: Każdy z nas ma swego Amalekitę (chodziło o Filistyna), ale tak jak Dawid ma swoją procę. Jest nią słowo Pana…
Dlatego modlę się od kilku dni, by Pan, tam gdzie trzeba, dał mi (i tym, co też potrzebują) zamiast strategii opartej na filozofii – zwykły syrop lub pastylkę po prostu na gardło, tam gdzie trzeba dał mi procę z dobrym kamieniem, a nie słowo, a tym, co mówią o „chocholim tańcu”, odrobinę pokory i realizmu w ocenie sytuacji. Amen.