Logo Przewdonik Katolicki

Chcieli słyszeć, chcieli wiedzieć...

Adam Gajewski
Fot.

W niedzielę 19 listopada patriotycznym przemarszem, modlitwą, złożeniem kwiatów pod tablicą memorialną, po raz kolejny zaznaczono niezwykłą dla mieszkańców grodu nad Brdą rocznicę tego dnia bowiem minęło dokładnie pięćdziesiąt lat i jeden dzień od burzliwego wieczoru, kiedy to na Wzgórzu Dąbrowskiego rozgorzał społeczny sprzeciw wobec władzy komunistów. Rozgorzał...

W niedzielę 19 listopada patriotycznym przemarszem, modlitwą, złożeniem kwiatów pod tablicą memorialną, po raz kolejny zaznaczono niezwykłą dla mieszkańców grodu nad Brdą rocznicę – tego dnia bowiem minęło dokładnie pięćdziesiąt lat i jeden dzień od burzliwego wieczoru, kiedy to na Wzgórzu Dąbrowskiego rozgorzał społeczny sprzeciw wobec władzy komunistów. Rozgorzał dosłownie – 18 listopada 1956 r. zgromadzeni (ok. 1500 osób) podpalili urządzenia kojarzone z zagłuszaniem zachodnich audycji radiowych.

Gdy runął antenowy maszt, tłum bił brawo, śpiewał „Sto lat”. Wcześniej, intonując narodowy hymn, pieśni patriotyczne i kościelne, przeszedł ulicami miasta, wznosząc okrzyki identyczne z tymi, jakie przed paroma miesiącami skandowali mieszkańcy Poznania. „Wolność!”, „Precz z Sowietami!”, „Precz z niewolą UB!”. To nie była jedyna analogia z wielkopolskim zrywem; tam także, chcąc usłyszeć słowa otuchy zza „żelaznej kurtyny”, niszczono znienawidzone „radio – zagłuszarki”. Władza miała zawsze jedną odpowiedź – siłę.

Milicjanci, funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego zdławili bydgoskie marzenie o przemianie. Sądy otrzymały partyjne wytyczne: – Gdy Gomułka dowiedział się o zajściach, rzucił krótko: „Surowo karać!” – przypomniał przed niedawnymi uroczystościami na Wzgórzu Dąbrowskiego Zdzisław Cisowski, przewodniczący Komitetu Obchodów Bydgoskiego Listopada 1956.

Urządzono pokazowy proces, mający na celu ukryć prawdziwy, polityczny charakter bydgoskich zajść. Zapadły wyroki – od sześciu lat po pięć miesięcy więzienia. Aparaturę radiową, która dla ludzi stała się symbolem państwowego zakłamania i monopolu na informację, uznano za „mienie społeczne” – zupełnie tak, jakby społeczeństwo pragnęło otumaniać same siebie…

Chłopcy z kina„Bałtyk”
Choć 18 listopada 1956 r. w Bydgoszczy użyto broni, gazów, bito demonstrantów, szczęśliwie obeszło się bez ofiar śmiertelnych. – Nie wiadomo, do jakiej rewolty mogłoby dojść, gdyby kogoś zabito. W tłumie szło wielu młodych, bardzo młodych ludzi. Miasto, w którym słabo odczuwało się wcześniej rzekomą „odwilż” Października, wrzało – wspomina Zygmunt Bazali, uczestnik zajść, ówczesny licealista. Był obecny przy zaskakujących narodzinach buntu: – Niechęć do władzy była tak wielka, że wystarczyła jedna iskra, aby wywołać „pożar”. Tej niedzieli poszedłem z kolegą do kina „Bałtyk” na koreański film wojenny. Napierał tłum. Milicja miała zatrzymać uczestnika przepychanki, ale schwytała niewinnego. Wyrwano go. Wtedy w ruch poszły milicyjne pałki. Wybuchło oburzenie, krzyczano: „Tak nas traktują?! Idziemy pod komendę wojewódzką!”. Poszliśmy całą szerokością ulicy. Ludzie dołączali się, popierali. Dość miano UB, partii, sowieckiej dominacji. Pod komendą nie doszło jednak do konfrontacji. Gniew wyładowano inaczej, obalając i paląc maszt „zagłuszarki”. Jakież przeżyłem rozczarowanie, gdy w domu stwierdziłem, że zachodnie audycje dla Polaków dalej są tłumione! Zagłuszano systemowo, przez kilka ośrodków…

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki