Po wyroku
Michał Gryczyński
Fot.
Żelazna dama polskiej finansjery wyszła z gmachu sądu wściekła. Oświadczyła, że po czasach wolności i solidarności nastała era podłości. A wszystko za sprawą uzasadnienia wydanego wyroku, z którego wynika, że: sprawa nie była ani prosta, ani jednoznaczna, dowody są niekompletne zniszczono teczkę pracy i teczkę personalną TW Beata a proces...
Żelazna dama polskiej finansjery wyszła z gmachu sądu wściekła. Oświadczyła, że po czasach wolności i solidarności nastała era podłości. A wszystko za sprawą uzasadnienia wydanego wyroku, z którego wynika, że: sprawa nie była „ani prosta, ani jednoznaczna”, dowody są niekompletne – zniszczono teczkę pracy i teczkę personalną TW „Beata” – a proces miał charakter poszlakowy. Na dodatek pani sędzina wskazała na „gadulstwo lustrowanej” i oznajmiła, że wyrok jest jaki jest, ponieważ obowiązuje domniemanie prawdziwości oświadczenia lustracyjnego. Została więc uniewinniona jedynie z braku ewidentnych dowodów. A to tworzy sytuację mało komfortową nie tylko dla niej, ale i dla premiera, który już wcześniej zaproponował p. Gilowskiej powrót na stanowisko rządowe.
Wróci do rządu albo nie wróci – na dwoje babka wróżyła. Ale darujmy sobie dywagacje, bo w końcu to nie takie ważne, skoro w świetle nowej ustawy lustracyjnej i tak będzie figurowała w spisach IPN jako osobowe źródło informacji. A poza tym warto pamiętać, że rozmaite orzeczenia sądów lustracyjnych wzbudzały kontrowersje, więc nie ma powodu, abyśmy akurat to mieli przyjąć bezkrytycznie. Chyba że ktoś podziela przeświadczenie, jakoby z werdyktami sądowymi nie należało dyskutować.
Warto jednak pamiętać, że przyjęcie nowej ustawy poprzedził nie tylko proces p. Gilowskiej, ale także ujawnienie sprawy „Delegata” czy artykuły o Andrzeju Micewskim i Zbigniewie Herbercie. Wygląda to wszystko na kolejną próbę skompromitowania idei lustracji. Miejmy nadzieję, zacni utracjusze raju, że bez powodzenia.
Jak wiadomo większość chorób zakaźnych – odrę, świnkę, ospę wietrzną czy różyczkę – najszybciej i najłagodniej przechodzi się w dzieciństwie. Przed laty podczas studniówki w jednym z warszawskich liceów rozpoznano u uczennicy różyczkę, a wtedy obecny tam lekarz zaproponował przedłużenie zabawy, aby zaraziło się nią jak najwięcej dziewcząt. Wiedział bowiem, jakim zagrożeniem bywa różyczka u dorosłej kobiety, zwłaszcza w błogosławionym stanie.
Jeśli więc nie „odchorowaliśmy” lustracji przed kilkunastu laty, u progu tzw. transformacji ustrojowej, to trudno, trzeba będzie pocierpieć teraz. Pora naprawić ów grzech zaniechania. Ale szkoda, bo gdyby uczyniono to wtedy, Polska nie miałaby dzisiaj, zapewne, wielu problemów.