Podobno dzisiejszej młodzieży nic się nie chce. Tak twierdzą dyżurni malkontenci. A ponieważ polska mapa praktyk religijnych latem obfituje w piesze pielgrzymki, tym bardziej fakt corocznego wyruszania w nich niemałych rzesz młodych ludzi budzi zdziwienie. Jeszcze bardziej zastanawiające jest pielgrzymowanie podczas roku szkolnego...
Najbardziej znaną pieszą pielgrzymką jest ta na Jasną Górę. Pątnicy wyruszają z każdego niemal zakątka Polski, aby – głównie w okolicach 15 sierpnia – dotrzeć do najsławniejszego polskiego sanktuarium. Na czele pielgrzymek oczywiście jest ta najstarsza i najbardziej utytułowana, a zarazem najliczniejsza – warszawska.
Małe jest piękne
Pątnicy obierają jednak i inne cele pielgrzymowania. Coraz popularniejsza staje się pielgrzymka z Suwałk do Wilna, do Ostrej Bramy. Oczywiście na pielgrzymkowej mapie nie może zabraknąć Lichenia czy Łagiewnik, jednak tutaj już zdecydowanie częściej się przyjeżdża niż przychodzi. Ale są i takie pielgrzymki, które nas zaskakują całkowicie, o których, póki co, mało kto słyszał. Od piętnastu lat, na zakończenie każdego roku szkolnego, w diecezji szczecińsko-kamieńskiej wyrusza pielgrzymka składająca się niemal w stu procentach z licealistów, którzy w większości uczęszczają do I Liceum Ogólnokształcącego w Szczecinie.
Pełen „spontan”
W 1991 roku po raz kolejny przyjechał do Polski Jan Paweł II. Najbliższe miejsce, patrząc z perspektywy Szczecina, które odwiedził, to Koszalin. We wspomnianym szczecińskim ogólniaku padła propozycja, aby ruszyć na spotkanie z Papieżem... piechotą. Inicjatorem tego był Andrzej Karut, licealny katecheta. W środowe popołudnie, po lekcjach z sanktuarium Pani Fatimskiej na szczecińskim os. Słonecznym ruszyło do Goleniowa ok. 50 osób. Jeszcze tego samego dnia pokonali 27 kilometrów, aby o godz. 22.30 dojść do pierwszego noclegu. Kolejny dzień także ich nie rozpieszczał: 43 kilometry. W Płotach witano ich oklaskami. Trzeci dzień, zwykle na pielgrzymkach uważany za kryzysowy, to 51 kilometrów. Na obiadowym postoju w Rymaniu dołączyło 65 osób z tamtejszej parafii.
Ten pierwszy spontaniczny pomysł zrodził szkolną tradycję, która trwa do dzisiaj. W kolejnych latach uczniowie-pątnicy wędrowali do sanktuarium Matki Bożej Nadodrzańskiej Królowej Pokoju w Siekierkach nad Odrą. Każdego roku szlak ten przemierzała ponad setka pielgrzymów. Aż do 1997 roku, kiedy to ponownie do Polski (nie licząc krótkiej wizyty w 1995 roku) przyjechał Jan Paweł II. Tym razem najbliżej ze Szczecina było do... Gorzowa Wielkopolskiego. Po raz drugi pielgrzymi udali się na spotkanie z Ojcem Świętym.
Niemożliwe jest możliwe
Rok 1999 to rok kolejnej, przedostatniej i najdłuższej ze wszystkich, papieskiej pielgrzymki. W programie wizyty miejscem położonym najbliżej Szczecina była Bydgoszcz. Od Szczecina to ok. 270 km. Dodatkowo sprawę utrudniał fakt, że nie był to koniec roku szkolnego, a druga połowa maja. W każdej szkole to zawsze gorący czas ostatnich zaliczeń, wystawiania ocen, spotkań z rodzicami. I dzieje się rzecz niebywała. Dyrekcja liceum wyraża zgodę na jedenastodniową pielgrzymkę na spotkanie z Ojcem Świętym.
Rok 2000 to podwójne świętowanie. Trwał Rok Jubileuszowy, a pątnicy wyruszyli już po raz dziesiąty. Aby tradycji stało się zadość – do Siekierek. Tego roku pada także rekord frekwencji – 220 uczestników.
Rada pedagogiczna I Liceum Ogólnokształcącego w Szczecinie zajęła jasne stanowisko w sprawie pielgrzymki – wpisano ją w oficjalny program szkoły. Rzecz chyba bez precedensu w całym kraju. W tym roku pielgrzymi zmierzali do Trzebiatowa, pierwszego sanktuarium na Pomorzu Zachodnim, gdzie dokonano koronacji obrazu.
XVI Szkolna Piesza Pielgrzymka
Rok 2006. Poranna zbiórka przed Mszą św. o godz. 8.30. W tym roku frekwencja była niższa niż w latach ubiegłych. Trwający mundial i środek długiego weekendu robią swoje. Po Eucharystii w sanktuarium jeszcze ostatnie techniczne przygotowania nagłośnienia i ruszamy na szlak do Goleniowa. Nasze plecaki są już w samochodzie bagażowym. Pogoda jest łaskawa: ciepło, ale nie ma skwaru, a słońce za chmurami. Od początku towarzyszy nam eskorta policji. Pierwszy dzień nie jest zbyt forsowny. Jest czas na wzajemne zapoznanie się, a dla tych, którzy idą po raz pierwszy, na „złapanie”, pielgrzymkowego rytmu.
Plan dnia obfituje w modlitwę. Po porannej „rozgrzewce” gardeł śpiewem czas na godzinki ku czci Najświętszej Maryi Panny. Później konferencja, którą głosi ojciec Stanisław, jezuita i echo słowa, czyli „otwarty mikrofon”. W południe Anioł Pański. Potem kolejna króciutka konferencja wygłoszona przez katechetę. Jest także „kwadrans dla bliźniego”, czyli pogaduchy na wszelakie tematy, a nawet mały talk-show z cyklu „Sto pytań do...”. W wolnych chwilach „kącik krajoznawczy”, aby wiedzieć co nieco o tym, co mijamy. Godzina 15 to czas Koronki do Miłosierdzia Bożego. Ostatni etap wędrówki każdego dnia zamyka Różaniec odmawiany w intencjach pątników. Dziś nocujemy wspólnie w świetlicy Caritas. Miejsca ani kromki chleba nie brakuje dla nikogo.
Św. Antoni i deficyt pielgrzymów
Każdego dnia, głównie na postojach, towarzyszy nam nasz pielgrzymkowy samochód techniczny, który prowadzi „św. Antoni”, jak został „ochrzczony” pan Piotr. W bagażniku znajduje się m.in. suchy prowiant na czarną godzinę. Ale owe „czarne godziny” to także konieczność skorzystania z apteczki czy narzędzi, gdy nasze nagłośnienie nastręcza kłopotów. A i czasem się zdarza, że ktoś otrzymuje od przewodnika pielgrzymki przepustkę na przejazd.
Poniedziałek to upalny dzień. Jest jednak jednym z krótszych etapów na trasie pielgrzymki, również dzięki proboszczowi z Nowogardu, który przyłącza się do nas podczas pierwszego etapu i prowadzi nas skrótem biegnącym nasypem dawnej kolejki wąskotorowej. Celem jest Resko, w którym także znajduje się sanktuarium maryjne. Niektórym dają się już we znaki pielgrzymkowe trudy.
Ogłaszamy konkurs na największą liczbę bąbli na nogach. Jest kilku murowanych faworytów... Po dotarciu do Reska okazuje się, że jest nas... za mało. Tyle osób wyszło na nasze powitanie z zaproszeniem do domu w gościnę, że zabrakło pielgrzymów...
U celu, a po drodze Wicimice...
Kolejny dzień jest bardzo urozmaicony. Obiadowy postój wypada nam w rodzinnej miejscowości jednej z uczennic, która uczestniczy w pielgrzymce. Mieszkańcy Wicimic prześcigają się w gościnności, a przygotowanego jadła i napoju starczyłoby dla jeszcze jednej takiej grupy jak nasza. Po południu czas na etap „ekologiczny”. Idziemy polną drogą wśród zbóż. Są wśród nas tacy, którzy cały czas myślami są przy reprezentacji Polski i jej meczu z Kostaryką...
Ostatni dzień marszu. Bardzo krótki i bardzo malowniczy. Dają o sobie znać problemy z nagłośnieniem. Po ostatnim postoju mikrofon i druga tuba ostatecznie odmawiają posłuszeństwa. Jak wejść do Trzebiatowa, gdy brakuje mocy? Jednak po chwili już cały Trzebiatów wie, że przyszliśmy! Wita nas kustosz sanktuarium i od razu mile łechce nasze ego, oznajmiając, że jesteśmy historyczną pielgrzymką, bo z tak daleka jeszcze nikt do tego sanktuarium nie przyszedł.
To nasza szkolna pielgrzymka. Nie trzeba wyruszać gdzieś daleko i na „wielkie” pielgrzymowania. Wszędzie jest możliwość sprawdzenia siebie, swojej wiary i ducha, a przede wszystkim wszędzie można coś dać Bogu i ludziom.