30 czerwca minęło dwadzieścia lat od śmierci ks. Ignacego Walczewskiego (1906-1986), doświadczonego, tak jak i wielu innych kapłanów, latami wojny wychowawcy młodzieży i kleryków.
Był człowiekiem skromnym i niewiele mówił o swoim życiu nam, następnemu pokoleniu w rodzinie. Jednak kiedy po latach przypominam sobie strzępy rozmów z nim, niechętne odpowiedzi na pytania o Dachau, lata przedwojenne i te po powrocie z tułaczki, jego obraz rysuje mi się wyraźniejszy.
Gdy przyszła wojna
Nieliczni żyjący jeszcze wychowankowie Gimnazjum w Rogoźnie i Rydzynie z lat trzydziestych XX w. zapewne z łezką w oku wspominają swojego wychowawcę. Przemierzali z nim, rozmiłowanym w harcerstwie, szlaki polskich gór, morze i rzeki. Do dziś zachował się jego krzyż harcerski, który cudownie przetrwał wszystkie życiowe zawieruchy. 1 września 1939 r. ks. Ignacy objął funkcję asystenta Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej w Poznaniu. Jednak już osiem dni później został aresztowany przez gestapo i osadzony w klasztorze w Kazimierzy Wielkiej. Przetrwał tam srogą zimę, po której, 22 maja 1940 r., wywieziono go do Dachau, gdzie przebywał aż do wyzwolenia obozu przez Amerykanów 29 kwietnia 1945 r.
Długa droga do ojczyzny
W 1946 r. skorzystał z propozycji bp. Walentego Dymka i podjął studia z nauki społecznej Kościoła w Paryżu, gdzie w cztery lata później uzyskał tytuł doktorski. Gorąco pragnął wrócić do ojczyzny, ale ówczesne władze polskie nie zezwoliły na to, wyrażając się jasno: „Znamy ciężar gatunkowy księdza”.
W tej sytuacji, idąc za radą ordynariusza dla Polaków w Niemczech, bp. Felixa Gawlina, został kapelanem urszulanek szarych w Oriony Ouchés we Francji. Dopiero w kwietniu 1958 r. udało mu się wrócić do Polski. W kraju bp Antoni Baraniak mianował ks. Walczewskiego wykładowcą nauki społecznej Kościoła w poznańskim seminarium. Z tego okresu pamięta go też wielu żyjących jeszcze kapłanów, a wtedy kleryków.
W czerwcu 1980 r. obchodził uroczyście jubileusz 50-lecia przyjęcia święceń kapłańskich. W ostatnich latach życia zmagał się z chorobą. Pan powołał go do siebie 30 czerwca 1986 r.
Pamięci Księży zatłuczonych kijami
w kamieniołomach Buchenwald i Gusen
...Jak szatan stoi przy mnie „capo” ze strasznym biczem;
Na głowę, plecy, nogi deszczem spadły razy...
Grzbiet chyli się ku ziemi pod zbyt ciężkim głazem,
Już drżą z wysiłku nogi... już wiotczeją ręce...
Już oddech ciężko świszczy... śmierć perli oblicze...
Ja chyba padnę, zginę w kamiennej pustyni!
O, gdzie jest Cyrenejczyk!? Już nie mogę więcej!...
...In manus tuas... Co to? W konania męczarni.
Ktoś mnie woła? Ktoś mówi? Czy mi się zdawało?...
– Ja wszystko mogę w Panu, gdy mi sił przyczyni
...I MOC we mnie wstępuje! Jawa to czy marzę?
Świątyni niebem słońce, głaz jest mi ołtarzem,
Ja sam odziany w boleść staję jak ofiarnik,
w przejrzystych trzymam dłoniach miast hostii swe ciało
za Kościół, za Ojczyznę! A z duszy mej chramu
w ekstazie pieśń ulata: TE DEUM LAUDAMUS.
Pisane 19 sierpnia 1941 r.
Więzień nr 11059
Na podstawie wspomnień Marii Drogomireckiej,
siostrzenicy ks. Ignacego Walczewskiego.