Malgaskie dzieci
Aleksandra Polewska
Fot.
Święto dzieci na Madagaskarze obchodzone jest w Adwencie, ale gdyby polskie maluchy przyjechały na jego obchody, nawet nie zauważyłyby, że jest grudzień. Słońce, przepiękna przyroda i oczywiście prezenty; zupełnie jak u nas 1 czerwca opowiada pochodząca ze Sławska s. Alojza Kwiatkowska, orionistka, z którą rozmawia Aleksandra Polewska.
Jaka była droga Siostry do zakonu i......
Święto dzieci na Madagaskarze obchodzone jest w Adwencie, ale gdyby polskie maluchy przyjechały na jego obchody, nawet nie zauważyłyby, że jest grudzień. Słońce, przepiękna przyroda i oczywiście prezenty; zupełnie jak u nas 1 czerwca – opowiada pochodząca ze Sławska s. Alojza Kwiatkowska, orionistka, z którą rozmawia Aleksandra Polewska.
Jaka była droga Siostry do zakonu i... na Madagaskar?
– Moja decyzja o wstąpieniu do zgromadzenia zakonnego była zaskoczeniem dla wielu osób. Pod koniec szkoły średniej pojechałam na rekolekcje organizowane przez siostry orionistki i nagle, zupełnie nieoczekiwanie odkryłam, że chcę być jedną z nich. Natomiast praca misyjna interesowała mnie od dawna. Miałam silne pragnienie wyjazdu na misje. Nie umiem tego wytłumaczyć w racjonalny sposób. Ogromne pragnienie i już. Od dwunastu lat pracuję wśród mieszkańców stolicy Madagaskaru, Antanawarywy.
Madagaskar jest…
– Piękny!
Czy trudno odnaleźć się Europejce w tak egzotycznym miejscu, na czwartej co do wielkości wyspie na Ziemi?
– To zupełnie inny świat, zupełnie inna mentalność i kultura. Ale ja tam czuję się po prostu na swoim miejscu. Jestem teraz w Polsce na urlopie, ale tęsknię za Madagaskarem. Chcę tam już wrócić. Razem z siostrami pracuję na rzecz ubogich, w tym również dzieci.
Jakie są malgaskie dzieci?
– Bardzo ufne, wesołe, kontaktowe, grzeczne. Proszę sobie wyobrazić: jest lekcja, klasa liczy minimum sześćdziesięcioro dzieci i jest cisza! Dzieci są bardzo posłuszne i szanują nauczycieli. Charakterystyczną rzeczą na Madagaskarze jest to, że rodzice nie rozmawiają ze swoimi pociechami. Mówię oczywiście o warstwie ludzi najbiedniejszych. Matki noszą maleństwa w nosidełkach na plecach; noszą przez całe dnie, pracują z nimi. Kiedy przychodzi czas karmienia, karmią je, ale nie rozmawiają. Również kontakt między starszymi dziećmi i rodzicami jest bardzo ograniczony. Wychowują się one na ulicy, wśród rówieśników. Starsze rodzeństwo wychowuje młodsze i opiekuje się nim. Gdy bierzemy pod opiekę matkę z dzieckiem, uczymy ją z nim rozmawiać. Czasami wręcz zmuszamy, by to robiła. Dzieci lgną do dorosłych, którzy poświęcają im czas i czułą uwagę, jak np. do naszych sióstr... Uwielbiają, kiedy robi się im zdjęcia. Nawet nie muszą później oglądać tych fotografii; wielką frajdą jest dla nich samo pozowanie. Bardzo lubią tańczyć, śpiewać i nie potrzebują do tego jakichś specjalnych okazji.
Czy tzw. adopcje na odległość, adopcje serca, dotyczą także dzieci z Madagaskaru?
– Jak najbardziej. Właśnie dzięki środkom z owych adopcji możemy kształcić najbiedniejsze dzieci i karmić je. Chociaż z kształceniem jest bardzo ciężko... Ustawowy obowiązek chodzenia do szkoły wprowadzono na Madagaskarze niedawno. Wielu rodziców trzeba namawiać, by posyłali swe dzieci do szkoły. Siostry z naszego zgromadzenia chodzą od domu do domu i tłumaczą rodzicom, że ukończenie szkoły zwiększy szanse dzieci na lepszą przyszłość. Bardzo niewiele dzieci kończy szkoły średnie, a tym bardziej wyższe. Zwykle kończą edukację na podstawówce.
Dlaczego tak się dzieje? Brakuje motywacji do nauki?
– To ludzie o zupełnie innej niż nasza mentalności. Bardzo biedni i bardzo szczęśliwi, umiejący cieszyć się życiem. Nędza im w tym specjalnie nie przeszkadza. My w Europie zabiegamy o wykształcenie, stanowisko, pieniądze itp. Jesteśmy zagonieni, wciąż nam czegoś brak... A oni potrafią cieszyć się bardzo prostymi rzeczami.
Czy Siostra opiekuje się także sierotami?
– Doraźnie. Ostatnio trafiło do nas czterech chłopców, którym zmarła matka. Szukamy dla nich domu dziecka. Do niedawna pojęcie „sieroty” nie funkcjonowało na Madagaskarze. Jeśli jakimś dzieciom umierali rodzice, od razu przejmowała je pod opiekę, pod swoje skrzydła reszta rodziny. Podobnie było z osobami starszymi. To był zaszczyt, mieć w domu starszą osobę i móc się nią opiekować. Niestety, z napływem cywilizacji europejskiej i amerykańskiej to się zaczęło zmieniać – na niekorzyść i sierot, i osób starszych.