Zosię i Wacka - powstańców warszawskich, żołnierzy Grupy Artyleryjskiej "Granat" - połączył święty węzeł małżeński w sławnym dniu zdobycia "PASTY-y". Niedawno obchodzili 61. rocznicę swego ślubu. Od wielu lat mieszkają w Bydgoszczy. Dziś dopowiadamy historię ich miłości - uczucia, które okazało się być silniejszym od najstraszliwszych przeciwności losu.
W kampanii wrześniowej Wacław Szczepański wyróżnił się odwagą. - Przy tym wszystkim miałem ogromne szczęście! - komentuje. - Kule latały gęsto, ale żadna mnie nawet nie drasnęła!
Po triumfie wrogów nieulękły kapral 11. Dywizjonu Artylerii Konnej zdjął mundur, nie porzucił jednak służby, przeszedł do konspiracji. - Wyuczyłem się i zatrudniłem na kolei. Tam trwała tajna walka! Mocno psuliśmy Niemcom szyki - nie mogli być pewni żadnego transportu… - opowiada.
W roku 1942 Wacław razem z kolegą trafili na Rzeszowszczyznę. Tutaj spotkał dziewczynę swojego życia.
Konspirator i podlotek
- Maleńka była ta moja wioseczka, Babica - mówi Zofia. - Kiedy pojawił się więc ktoś "obcy", domysłom nie było końca. A mi się ten Wacio od razu spodobał - nic, że starszy! "Pewnie żonaty" - przestrzegały koleżanki. Poznaliśmy się na pikniku organizowanym przez młodzież. W jednej chwili zakochałam się "na amen"! - I mi od razu wpadła Zośka w oko! - podkreśla niegdysiejszy "tajemniczy przybysz".
Serca młodych beztrosko goreją do maja 1944 r. Wsypa! Towarzysz Wacława nie zachowuje ostrożności - zostaje aresztowany. Trzeba uciekać! Nie ma chwili do stracenia! - Zostawił wszystkie rzeczy. Widziałam, kiedy w biegu wskakiwał do towarowego pociągu. Po jakimś czasie dostarczył wskazówki, jak go odnaleźć w Warszawie. Chciałam zaraz pojechać, ale matka z ojcem wpadli w lament: "Oj, dziewczyno, co ty robisz - w stolicy niespokojnie, zostań!" - perswadowali. Wybłagałam jednak pozwolenie, aby odwieźć Wackowi porzucone szpargały - opowiada pani Zofia.
W bój poszli jak do ślubu
Dziś Zofia potrafi śmiać się ze swego zwątpienia, ale wówczas… - Sama w wielkim mieście! - wspomina. - Idę pod pierwszy podany adres - Wacka nie ma! Pod drugim też! "No, w konia mnie zrobił! Matka zna życie!" - pomyślałam. Na szczęście w trzecim lokalu… Radość ze spotkania! "Moja dziewczyna!" - przedstawia mnie Wacuś otoczeniu. Chciałam tu zostać na trochę, ale szybko wyczułam, że "coś się szykuje". Wszyscy szeptali po kątach. ...w końcu jak długo można ukrywać przygotowania do wielkiego powstania? Tajemnica się wydała. Też chciałam walczyć!
Pierwszych dni boju nie sposób zapomnieć. - To było na Dolnym Mokotowie. Chłopcy zebrali się, pobrali broń. Nie było jej dużo. Jak wychodzili z domu, każdy miał po dwa granaty. Wacek jak zwykle chciał bić się na pierwszej linii. Tak się stało - referuje Zofia. - Jego kolega od razu został ranny, a grupa weszła pod wściekły ogień na ulicy Belgijskiej. Ja zaś zgłosiłam się do powstańczego szpitala. Pomagałam pielęgnować rannych, także brałam udział w "wyprawach" po wodę - były bardzo niebezpieczne. Niemcy bez litości strzelali do ludzi przy pompach. Byłam młodziutka, zwinna, udawało mi się. Wtedy pomyślałam: "Boże, a jeżeli przeżyję to piekło - jak pokażę się rodzicom na oczy? Wyjechałam jako panna! Postanowiłam - musimy wziąć ślub!". Wacław ucieszył się z propozycji - błyskawicznie odwiedził parafię pw. św. Michała. 20 sierpnia przypadała niedziela. - Piękną mieliśmy pogodę! Pod barykadami, ściśnięci, przedarliśmy się do kościoła. Ja w białej, lnianej sukience, pożyczonej od sąsiadki, Wacio w bojowym kombinezonie. Opaski też nie zdjął. Ludzi było sporo - warszawiacy modlili się w kościołach pomimo ryzyka ostrzału. Kiedy zakończyła się ceremonia, ogarnęła mnie radość: zatem mam już męża?! Pobraliśmy się pośrodku tej bitwy?! Jeśli ginąć, to teraz tylko razem! Ufałam mocno w Bożą Opatrzność; mąż wciąż szczęśliwie wracał z akcji, z wypadów. Ja też uchodziłam kulą. Bóg czuwał na nami aż do końca powstania… - Zofia Szczepańska do teraz widzi w tym prawdziwy cud. Cdn.