Walka o dobre imię
Jadwiga Knie-Górna
Ze Zbigniewem Marchlewiczem o ojcu Bronisławie, bohaterskim polskim policjancie w granatowym mundurze, rozmawia Jadwiga Knie-Górna
W czasie okupacji Pański ojciec, oficer Armii Krajowej oraz Wojskowego Korpusu Służby Bezpieczeństwa, pełnił funkcję kierownika komisariatu Policji Polskiej w Otwocku. Nie był to "typowy" granatowy policjant?
- Jestem pewien, że ojciec, który wychowany był...
Ze Zbigniewem Marchlewiczem o ojcu Bronisławie, bohaterskim polskim policjancie w granatowym mundurze, rozmawia Jadwiga Knie-Górna
W czasie okupacji Pański ojciec, oficer Armii Krajowej oraz Wojskowego Korpusu Służby Bezpieczeństwa, pełnił funkcję kierownika komisariatu Policji Polskiej w Otwocku. Nie był to "typowy" granatowy policjant?
- Jestem pewien, że ojciec, który wychowany był w hołdzie państwu polskiemu i poczuciu obowiązku wobec Ojczyzny dokonał tego wyboru świadomie, by wypełnić swoje okupacyjne życiowe motto, zapisane na małej pożółkłej kartce, którą znalazłem dopiero po jego śmierci - brzmiało ono krótko, ale jakże wymownie: "ratować wszystko, co polskie". Tak też czynił, nie bacząc, że naraża swoje życie, jak również życie swoich najbliższych. Wykorzystując służbowe kontakty z władzami okupacyjnymi, co umożliwiała mu doskonała znajomość języka niemieckiego, uzyskiwał i przekazywał organizacjom konspiracyjnym cenne informacje, które chroniły przed aresztowaniami, łapankami, innymi formami prześladowań, wywózkami do obozów koncentracyjnych, a co najważniejsze, ratowały niejedno ludzkie istnienie. Ponadto ubezpieczał akcje dywersyjne przeprowadzane przez oddziały Armii Krajowej w Otwocku i jego okolicach, udostępnił żołnierzom tej organizacji lokal w budynku, w którym mieszkał, wspomagał, a także ochraniał tajną naukę.
O niezwykłej odwadze pańskiego ojca świadczy wiele dokumentów i wspomnień. Jedno z nich wywarło na mnie szczególne wrażenie. Mam tutaj na myśli wspomnienie Czesława Wrzesińskiego, lekarza i podpułkownika Wojska Polskiego.
- Doktor Wrzesiński ukazał niezwykle silny charakter oraz wielką odwagę ojca. Wspomnienie dotyczy pewnej mroźnej nocy, na przełomie 1942/43 roku, podczas której ojciec osobiście zaopiekował się rannymi Polakami, znajdującymi się w wagonach pociągu wywożącego ich do Majdanka. Nie bacząc na niebezpieczeństwo, przewiózł wszystkich potrzebujących opieki medycznej do szpitala w Otwocku, gdzie pierwszej pomocy udzielił im wspomniany doktor Wrzesiński. Następnie wszystkie te osoby ojciec odtransportował karetką pogotowia do Warszawy. Jak stwierdził ówczesny lekarz, ze strony ojca nie była to jedyna taka odosobniona akcja, było ich znacznie więcej.
Pomimo bohaterskiej postawy, dzięki której czas okupacji przeżyło wielu Polaków, także żydowskiego pochodzenia, Bronisław Marchlewicz w 1949 roku trafia do więzienia...
- Bohaterskie czyny mojego ojca wpierw zostały dwukrotnie nagrodzone Srebrnym Krzyżem Zasługi oraz awansem do stopnia majora, a także Odznaką Grunwaldzką nadaną mu jako uczestnikowi walki zbrojnej z Niemcami z rozkazu Naczelnego Dowódcy Wojska Polskiego. Potem za te same czyny otrzymywał surowe kary. W 1949 roku ojciec został uwięziony pod budzącym uzasadnione wątpliwości zarzutem "faszyzacji życia w Polsce przedwrześniowej". Czyli w przypadku ojca prawo zadziałało wstecz. Pomimo natychmiastowej reakcji otwockiej społeczności, która solidarnie wystąpiła do władz o zwolnienie "zasłużonego dla miasta współobywatela", sytuacja ojca nie zmieniła się. Wyrok zapadł - 6 lat więzienia z pozbawieniem praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na dalsze trzy lata. Rok później w procesie rewizyjnym Sąd Najwyższy wydał wyrok prawomocny, który brzmiał półtora roku więzienia, bez dodatkowej kary pozbawiania praw.
Dlaczego Sąd Najwyższy zmienił pierwszy wyrok?
W swoim uzasadnieniu wyroku Sąd Najwyższy stwierdził, że przy wymiarze kary trzeba uwzględnić zachowanie ojca w czasie okupacji, które było godne podziwu i stało na pograniczu bohaterstwa, bowiem z narażeniem życia ratował przed okupantem polską ludność bez względu na jej przekonania i narodowość.
Pomimo takiego uzasadnienia Sądu Najwyższego Bronisław Marchlewicz pozostał człowiekiem "z wyrokiem". Jak to jest możliwe?
- Kierownik sekretariatu sądu wpierw stwierdził, że ojciec jako policjant jest pozbawiony praw, pracy oraz emerytury. Dzięki temu samemu człowiekowi w Centralnym Rejestrze Skazanych oprócz karty więzienia istniał zapis o karze dodatkowej w postaci pozbawienia praw publicznych i obywatelskich. W życiu oznaczało to brak pracy i środków do życia. W 1961 roku ojca - jako skazanego prawomocnym wyrokiem - pozbawiono wszystkich nadanych odznaczeń. Kolor noszonego munduru był dla władz istotniejszy niż czyny i zasługi człowieka, który go nosił.
Na szczęście fakty z bohaterskiego życia pańskiego ojca, dzięki Marysi Osowieckiej, obecnie Michele Donnet, trafiły na karty największej historii - prawdziwego człowieczeństwa.
- To prawda. Szkoda tylko, że ojciec nie doczekał tych dni, które w sposób sprawiedliwy i rzetelny oceniły jego działania, za które hitlerowcy wymierzali przecież jedną karę - śmierć. Marysia Osowiecka, Żydówka, była córką nauczycielki. Dziewczynka trafiła na posterunek do ojca, który zaopiekował się nią. Teraz jako francuska obywatelka wystąpiła o pośmiertne uhonorowanie byłego granatowego polskiego policjanta medalem i dyplomem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata".