Logo Przewdonik Katolicki

Czyje zwycięstwo?

Michał Gryczyński
Fot.

To dobrze, że Putin zaprosił na obchody tzw. Dnia Zwycięstwa nie tylko Aleksandra Kwaśniewskiego, ale również Wojciecha Jaruzelskiego. Ma znaleźć się w Moskwie jako weteran wojenny, choć - ze względu na rolę, jaką odegrał w stosunkach polsko-sowieckich - jest, przede wszystkim, kombatantem porządku pojałtańskiego. Uroczystości moskiewskie będą akceptacją dla Jałty i dokonań...

To dobrze, że Putin zaprosił na obchody tzw. Dnia Zwycięstwa nie tylko Aleksandra Kwaśniewskiego, ale również Wojciecha Jaruzelskiego. Ma znaleźć się w Moskwie jako weteran wojenny, choć - ze względu na rolę, jaką odegrał w stosunkach polsko-sowieckich - jest, przede wszystkim, kombatantem porządku pojałtańskiego.
Uroczystości moskiewskie będą akceptacją dla Jałty i dokonań ZSRR po zakończeniu wielkiej wojny ojczyźnianej. A trwała ona, po rozpadzie sojuszu Stalina z Hitlerem, od 22 czerwca 1941 r.; chociaż Niemcy skapitulowali 8 maja, to Sowieci "Dień Pabiedy" świętowali zawsze 9 maja. Polski jednak w gronie zwycięzców nie było, więc niby co mielibyśmy świętować? Rosja kwestionuje nadal fakty historyczne, takie jak mord katyński, więc przypomnijmy, że dla nas wojna zakończyła się, tak naprawdę, w 1989 r.
Nawet jeśli zaproszenie Jaruzelskiego nasuwa złe skojarzenia, sytuacja jest przynajmniej jasna i klarowna. Oto polecą do Moskwy dwaj towarzysze z partii komunistycznej, i nie tylko, bo pamiętamy jak owacyjnie SLD fetowało przybycie Jaruzelskiego do swojego sztabu wyborczego. Myślę, że nie należałoby się dziwić, gdyby tym samym samolotem mieli polecieć do Moskwy również Kiszczak, Oleksy czy Miller. Choć ten ostatni chyba już zapomniał o moskiewskiej pożyczce i, jakby nigdy nic, dzieli się teraz z Amerykanami swoimi głębokimi przemyśleniami o przemianach zachodzących w Europie Wschodniej. Nawet towarzysze z SLD nie ukrywają irytacji z powodu e-maili nadchodzących Internetem zza Wielkiej Wody od niegdysiejszego pryncypała. Bo partia im się rozsypuje, topnieją szeregi i słupki w sondażach, a Miller nie dość, że paraduje po USA - taki z niego Amerykanin! - to jeszcze pozwala sobie na uwagi w sprawach partii. Tylko to już, na szczęście, nie nasze zmartwienie, lecz wewnętrzny problem spadkobierców PZPR.
Doświadczenie uczy, że używanie skrótów bywa ryzykowne, więc młodzieży winien jestem wyjaśnienie, iż nie o Polski Związek Piłki Ręcznej chodzi, lecz o Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą. A skoro Leszek Moczulski, lider KPN, rozszyfrował kiedyś z trybuny sejmowej ów skrót, mówiąc o Płatnych Zdrajcach Pachołkach Rosji, to niejeden mógł przeżyć chwilę zakłopotania, gdy czcigodny benedyktyn, ojciec Leon - ostatnimi czasy medialnie reaktywowany - oświadczył, że i u nich, w Tyńcu, istnieje PZPR. Mam jednak nadzieję, że nikomu nie przyszło na myśl, iż tak wielce zasłużona "firma duchowa", jaką tworzą benedyktyni tynieccy, mogła stać się siedliskiem komuny. Sam ojciec Leon wytłumaczył z uśmiechem, że nie o czerwonego piekłoszczyka chodzi, lecz o dewizę chrześcijańskiego stylu życia: Promieniuj Zawsze Pełnią Radości.
A to, i owszem! Do takiej PZPR nawet i ja mogę wstąpić, z nadzieją, że nie będzie żadnych egzekutyw, plenów, legitymacji ani składek członkowskich.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki