Logo Przewdonik Katolicki

Wokół Sejmu

Michał Gryczyński
Fot.

Inicjatywa prowadząca m.in. do likwidacji Senatu, zmniejszenia o połowę liczby posłów, czy radykalnego ograniczenia ich przywilejów wydaje się krokiem we właściwym kierunku. Zachowywanie immunitetu poselskiego, wykorzystywanego jako parasol ochronny przez tych parlamentarzystów, na których ciążą zarzuty o popełnienie przestępstw kryminalnych, to czysty absurd. Tak jak i utrzymywanie...

Inicjatywa prowadząca m.in. do likwidacji Senatu, zmniejszenia o połowę liczby posłów, czy radykalnego ograniczenia ich przywilejów wydaje się krokiem we właściwym kierunku. Zachowywanie immunitetu poselskiego, wykorzystywanego jako parasol ochronny przez tych parlamentarzystów, na których ciążą zarzuty o popełnienie przestępstw kryminalnych, to czysty absurd. Tak jak i utrzymywanie Senatu, który - wybierany każdorazowo w tym samym czasie, co Sejm - nie spełnia swej funkcji, ponieważ odzwierciedla ten sam układ sił politycznych w obu izbach.
Najbardziej irytuje jednak niefrasobliwe gospodarowanie przez wielu "wybrańców narodu" pieniędzmi pochodzącymi z naszych podatków. A tu na przyszłoroczne wydatki Sejm chce aż 19 milionów złotych więcej, niż miał do dyspozycji w tym roku. Tymczasem obliczono, iż z sejmowej kasy znika co roku ok. 55 milionów złotych, wydawanych - poza jakąkolwiek kontrolą - na prowadzenie biur poselskich. Czyli np. na opłacenie asystentów, rozmowy telefoniczne czy przejazdy samochodem. Z tych pieniędzy posłowie rozliczają się, przedstawiając faktury i rachunki, dopiero po zakończeniu czteroletniej kadencji. Skoro więc na prowadzenie biura każdy z nich otrzymuje co miesiąc 10 tysięcy złotych, to zmniejszenie liczby posłów o połowę dałoby rocznie, tylko z tego tytułu, oszczędność dwudziestu kilku milionów złotych. Choć najlepiej byłoby pójść jeszcze dalej: czy nie wystarczyłoby nam stu posłów?
Ale nie tylko parlamentarzyści mają gest, na nasz koszt. Po kontroli wydatków biura Pełnomocnika Rządu do spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn - a była nią czołowa, lewicowa działaczka, a obecnie wicepremier, p. Izabela Jaruga-Nowacka - okazało się, że pomiędzy styczniem 2003 r. a marcem br., kosztowało ono budżet państwa ponad dwa miliony złotych. Jedną czwartą tej kwoty pochłonęły wojaże pani pełnomocnik i jej pracowników, a kuriozalną pozycję stanowił "zakup usług gastronomicznych", czyli reprezentacyjnych posiłków zamawianych w czterogwiazdkowej restauracji "Casa Valdemar". Nie były to posiłki dla bezdomnych ani bezrobotnych, więc jak to jest z ową "lewicową wrażliwością społeczną"?
Na pracę Sejmu od dłuższego czasu powszechnie narzekamy, toteż wypada przyklasnąć dokonaniom posłów w ostatnich dniach. Poprawka do ustawy kombatanckiej, mająca przywrócić uprawnienia byłym funkcjonariuszom bezpieki, milicji i prokuratury z lat 1944-1956, była inicjatywą SLD. Udało się ją odrzucić dzięki oporowi szeroko rozumianej opozycji, bo do posłów PiS, LPR i PO przyłączyli się także ci z PSL i "Samoobrony". Dwa kluczowe zapisy dotyczyły "utrwalaczy władzy ludowej", którzy rzekomo walczyli o bezpieczeństwo obywateli i państwa w tamtych latach. A także ludzi zatrudnionych w tych komunistycznych formacjach, którzy osobiście nie uczestniczyli w żadnych represjach. Wedle zamysłu SLD, mieli oni odzyskać uprawnienia kombatanckie bez przedkładania jakichkolwiek dowodów; wystarczyłoby ich oświadczenie, że chociaż pracowali w komunistycznym aparacie represji, to nie zabijali ani nie torturowali ludzi. Pozostaje pytanie: to co tam robili? Prowadzili ewidencję ofiar, czy sprzątali po katach?
Uznanie wzbudziło również przyjęcie przez Sejm - w odpowiedzi na roszczenia niemieckie - uchwały o reparacjach wojennych dla Polski. Za to w mediach zawrzało.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki