W 1932 roku powstało Zgromadzenie Chrystusowców, któremu Papież Pius XI nadał nazwę Sociates Christi pro Emigrantibus. Dla kogo zostało to zgromadzenie powołane i komu miało służyć?
- Początkowo Zgromadzenie miało się nazywać Zgromadzeniem Bożego Grobu, ale odstąpiono od tej na rzecz Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców. Ta nazwa odzwierciedla to, co jest najistotniejsze w misji zgromadzenia, a więc posługa duszpasterska wśród polskich emigrantów, którzy z jakichkolwiek przyczyn znaleźli się poza granicami naszego kraju. Kardynał August Hlond jako młody człowiek, salezjanin, przebywał w Rzymie na studiach, później pracował jako kapłan w Wiedniu, sam więc doświadczył emigracji. Gdy został biskupem, a później prymasem Polski, odwiedzał różne skupiska polonijne poza granicami Ojczyzny, gdzie widział biedę, nie tylko materialną, ale także duchową naszych sióstr i braci. Wtedy w sercu Założyciela naszego zgromadzenia zrodziła się myśl i wielkie pragnienie, aby powstało zgromadzenie, którego celem będzie duszpasterska troska o polskich emigrantów.
Założycielem zgromadzenia, jak już wspomniał ksiądz generał, był prymas Polski ksiądz kardynał August Hlond. Jaką natomiast rolę pełnił w nim ksiądz Ignacy Posadzy?
- Ksiądz Ingacy Posadzy został przez kardynała Augusta Hlonda powołany do urzeczywistnienia misji. Wpierw został wysłany do polonijnych skupisk, aby zapoznał się z sytuacją naszych emigrantów. Później kard. Hlond powierzył ks. Ignacemu Posadzemu zadanie organizacji życia i struktur nowo powstającego zgromadzenia. A przecież nie miał w tym względzie żadnego doświadczenia. Ksiądz Ignacy Posadzy to trudne wyzwanie przyjął i doskonale je zrealizował.
Początki naszego zgromadzenia miały miejsce w Potulicach, gdzie w 1932 roku ojciec (tak bowiem najczęściej do niego się zwracano) Posadzy wraz z nowicjuszami rozpoczął pierwszy nowicjat. Stało się to dzięki hrabinie Potulickiej, która nowo powstającemu zgromadzeniu odstąpiła swoją rezydencję. Do czasu wojny mieścił się w niej nasz macierzysty dom. Wojna oczywiście wszystko pokrzyżowała i zmieniła. Nasz dom został przeobrażony przez hitlerowców na więzienie, później nowe władze PRL-u domu nam nie oddały i ten stan rzeczy nie zmienił się do obecnej chwili. W dalszym ciągu mieści się w nim więzienie.
Ojciec Posadzy w Potulicach zaczął wydawać "Mszę Świętą" oraz wiele pozycji książkowych, szczególnie poruszających tajemnicę Eucharystii. Równolegle z zadaną nam misją, otrzymaliśmy zadanie, aby piórem i słowem szerzyć znajomość Mszy Świętej. Z inicjatywy ojca do Potulic przyjeżdżało wiele znakomitych gości, tam też były organizowane sympozja, których tematyka poświęcona była sprawom polskiej emigracji. Wszystko to zakończyło się z wraz wybuchem II wojny światowej. Nasz dom w Poznaniu, który otrzymaliśmy od kardynała Augusta Hlonda jeszcze przed wybuchem wojny, po jej zakończeniu stał się domem generalnym naszego Zgromadzenia. W nim ojciec Posadzy zaczął jeszcze raz, z tymi którzy przetrwali wojnę, odtwarzać życie Towarzystwa.
Bardzo ciekawą, ale i mało znaną jest karta z historii okupacji hitlerowskiej dotycząca księży zgromadzenia, którzy dobrowolnie udawali się do obozów koncentracyjnych, by nieść tam swoją misję.
- To prawda. Niektórzy z naszych kapłanów rzeczywiście specjalnie udawali się do ciężkich obozów pracy, by być wśród tych, którzy tam przebywali, podejmować z nimi cały ciężar tej egzystencji, a z drugiej strony służyć kapłańską posługą. Niestety nie wszyscy powrócili z tej dramatycznej misji.
Towarzystwo Chrystusowe posiada bardzo głęboko zakorzenione w polskości tradycje. Czy wobec tego do Towarzystwa przyjmowani są tylko mężczyźni mający pochodzenie polskie?
- Przyjmujemy przede wszystkim osoby, które utożsamiają się w swoim pochodzeniu z polskością. Mają korzenie polskie, niejednokrotnie pochodzący z czwartego czy też piątego pokolenia. Mamy wielu kandydatów ze Wschodu, a także z USA i Kanady, czy też z Rumunii. Ze względu na rodzaj naszej pracy i zadań, które mamy w Kościele, nie możemy inaczej ułożyć tej kwestii.
W jaki sposób jest realizowany charyzmat zgromadzenia? Czy przez 70-lat jest niezmiennie kontynuowany?
- Charyzmat który otrzymaliśmy przed 70 laty jest nadal aktualny i ciągle żywy. Były oczywiście trudne momenty w tej historii. W czasie po II wojnie światowej, przynajmniej do 1956 roku, kapłani naszego zgromadzenia nie otrzymywali zgody na wyjazd do posługi duszpasterskiej w środowiskach polonijnych. Dopiero po tym czasie powoli zaczeli otrzymywać paszporty i wtedy nasza misja zaczęła się rozwijać, chociaż już przed samą wojną współbracia zaczęli udawać się na zagraniczne placówki duszpasterskie. Trzeba też powiedzieć, iż mała grupa naszych księży czy też braci nie powróciła do kraju po wojnie. Oni właśnie, szczególnie w krajach zachodniej Europy realizowali naszą misję. W rzeczywistości polonijnej istnieje też migracja. W ostatnich latach spora część Polaków mieszkających w Afryce Południowej zaczęła migrować do Nowej Zelandii, Stanów Zjednoczonych czy Kanady. W obecnej sytuacji ekonomicznej kraju, obecnego bezrobocia, wielu młodych ludzi, jak i starszych, decyduje się na wyjazd z kraju w poszukiwaniu pracy i lepszych warunków życia. Ma to miejsce w Europie - migracja do Włoch, Niemiec, Francji czy też Hiszpanii. Ale też i do USA i Kanady. Tak więc nasze wezwanie jest ciągle aktualne. Należy powiedzieć, iż wydarzenia minionych lat, w szczególności 80-tych, spowodowały iż kraj opuściła ogromna ilość Polaków, udając się do Australii, Kanady, Stanów Zjednoczonych i Niemiec. W tych właśnie krajach nasze wspólnoty są niezwykle prężne. Także po roku 1990 otworzyła się nowa rzeczywistość posługi na Wschodzie, w Kazachstanie, na Białorusi i Ukrainie.
Wynika z tego, że Towarzystwu nieustannie potrzebna jest duża ilość kapłanów. Czy temu zapotrzebowaniu wystarcza liczba nowych powołań?
- Szczerze mówiąc, z powołaniami w naszym Zgromadzeniu bywało różnie. Był czas, kiedy było ich bardzo dużo, były też lata pod tym względem kryzysowe. Obecnie utrzymujemy się na pewnej średniej, która sprawia iż możemy zaspokoić potrzeby personalne w naszej posłudze.
Kardynał August Hlond powiedział, że "na wychodźctwie polskie dusze giną". Czy rzeczywiście emigracja sprzyja duchowemu zagubieniu?
- Zawołanie - "na uchodźctwie polskie dusze giną" stało się przede wszystkim istotnym przesłaniem zadanej nam posługi. Nasi rodacy od wieków wyjeżdżają z nadzieją, że na obcej ziemi znajdą to, czego nie mogli zdobyć w swojej Ojczyźnie. Prócz najpotrzebniejszych rzeczy, tak przynajmniej było dawniej, zabierali ze sobą także książeczkę do nabożeństwa oraz wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej. Jednak obca, nie zawsze sprzyjająca emigrantowi rzeczywistość powoduje, iż jego życie wewnętrzne czasem zamiera. Emigrant ze względu na fakt wykorzenienia z ojczyźnianego, przyjaznego środowiska bardzo często znajduje się w trudnej życiowej sytuacji. Przechodzi przez różne duchowe kryzysy i trudności, które wpływają na całość życia i wielu jego spraw. Pojawiające się problemy ze spójnością i trwałością rodziny, różnego rodzaju uzależnienia są bardzo często owocem duchowego i moralnego zagubienia.
Ale te polskie dusze giną także w tym znaczeniu, że odchodzą od Kościoła katolickiego do Kościołów różnych wyznań, a także niestety do sekt.
- Czasem zdarza się, że ludzie, którzy opuszczają Polskę, wcześniej już przeżywali kryzys wiary. Niejednokrotnie znaleźli materialną pomoc, czy też zwykłą ludzką troskę u człowieka, który należy do innego wyznania czy sekty. Taki kontakt spowodował wejście, przylgnięcie do takiej grupy ludzi. Być może nieraz był to świadomy wybór i efekt duchowych poszukiwaE.
Ksiądz Ignacy Posadzy powołał do życia Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla. Jaką rolę ma do spełnienia ta żeńska gałąź zgromadzenia?
- Zgodnie z zamysłem Założyciela, o. Ignacego, siostry przez swoją posługę mają się włączyć w rytm modlitwy i duchowej troski za Polonię, jak i posługi. Siostry Misjonarki w wielu ośrodkach tę posługę pełnią wraz z nami, ale nie tylko. Dzięki tej posłudze oraz trosce o wiele różnych spraw polskiej emigracji siostry bardzo aktywnie uczestniczą w dziele pomocy i służbie naszym siostrom i braciom żyjącym na obczyźnie.
Księże generale, poprzez pryzmat swojego wieloletniego doświadczenia pracy wśród Polonii zagranicznej, proszę powiedzieć, czy istnieje wyraźna różnica między starą a nową emigracją?
- Oczywiście, że taka różnica istnieje. Stara emigracja ma swoją historię, choćby ta powojenna. Ludzie ci walczyli za kraj, za wolność Ojczyzny i żyli ideałami. Pozostając na zachodzie, najczęściej ze względu na zaistniały układ geopolityczny, przechowali wielkie wartości patriotyczne, umiłowanie języka ojczystego oraz narodowej kultury. Tymi wartościami żyli, one z kolei były dla nich wsparciem w trudnych chwilach. Natomiast młode pokolenie było innym typem emigracji. To pokolenie żyło już w zupełnie innej Polsce, ci ludzie przyjechali z zupełnie innymi pragnieniami, wartościami, ideałami oraz innym spojrzeniem na życie. Muszę powiedzieć iż między starszym pokoleniem i nowym nie ma takiej współpracy, jaka winna zaistnieć pomiędzy tymi, którzy wywodzą się z jednego korzenia kultury, wiary i języka. Młode pokolenie zachowało pewien dystans wobec dorobku i bogactwa życia organizacyjnego, jakie wypracowało starsze pokolenie.
Przy zgromadzeniu powstał Ruch Apostolatu Emigracyjnego. Jakie są jego założenia?
Ma on wymiar przede wszystkim duchowy. Poprzez swoją modlitwę ma wspierać tych wszystkich, którzy są poza Ojczyzną. Apostolat ma także modlić się o powołania do życia konsekrowanego i kapłańskiego, aby polskiej emigracji nie zabrakło polskich duszpasterzy. Ruch ma także za zadanie uwrażliwiać i uświadamiać Polaków, że znaczna część naszego narodu, licząca prawie 15 milionów, żyje poza granicami kraju. Zadaniem Apostolatu jest również uwrażliwienie naszej świadomości, że emigracja jest procesem nieustannie trwającym, potrzebującym przygotowania oraz stałego i silnego duchowego wsparcia.
Dziękuję za rozmowę