Przeglądając dotychczasowe moje z Państwem dyskusje – a raczej monologi wygłaszane z nadzieją na to, że ktoś poza Redakcją ich słucha – doszłam do wniosku, że głos ludzki odmieniany był już niemal przez wszystkie przypadki.
Ci, co z głosem czynią cuda
Mieliśmy Bobby’ego McFerrina, który – choć występuje w liczbie pojedynczej – przez lata doskonałej kariery wypracował miano człowieka orkiestry, budzącego podziw tak wielki, że trudny do ujęcia w słowa. Mieliśmy Graindelavoix – ziarno głosu – zespół, którego nienaganne, idealnie niemal brzmienie przenosi nas w rejony, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Wzrusza, zachwyca i zatrzymuje czas. Mieliśmy i nasze polskie Jerycho, mistrzów mistycyzmu i żywej tradycji, za której pielęgnowanie postanowili wziąć odpowiedzialność i od lat wywiązują się z niej doskonale. A ponieważ ponad 20 lat swojego życia spędziłam w chórach (czasem zastanawiam się, jak to możliwe, skoro przecież dopiero co zyskałam pełnoletniość…), nie mogło zabraknąć i The King’s Singers, królewskich śpiewaków, których każdy chórzysta i każda chórzystka obdarza miłością szczerą, wierną i bezgraniczną.
Na liście Tych, Którzy Z Głosem Czynią Cuda, zostało mi jeszcze kilka pozycji – Take 6 na przykład, którzy w moim prywatnym rankingu stoją ramię w ramię z królewskimi, reprezentując dumnie sektor muzyki gospel i jazzu. Mam nadzieję, że niebawem pojawi się okazja ku temu, by o nich opowiedzieć (najchętniej w połączeniu z niejednokrotnie wspominanym już Jacobem Collierem, jednym z absolutnie najjaśniejszych gwiazdozbiorów muzycznego nieboskłonu dzisiejszych czasów), a na razie – czas na wyjaśnienia, skąd ten wstęp.
Z powrotu do korzeni. Trochę moich (choć to akurat najmniej istotne), bardziej historii muzyki z naciskiem na te aspekty, które dotyczą budowania wspólnoty i zacieśniania więzi poprzez wspólne tworzenie.
Tęsknota za tworzeniem
Ostatnio natknęłam się na artykuł o tematyce rozgrzewającej internetowe fora. Poruszał on zagadnienie związane z pięcioma najbardziej przyszłościowymi zawodami w czasach, w których AI zaczyna odgrywać ważniejszą i niemożliwą do zignorowania rolę. Cztery z nich były typowo techniczne, związane z analizą danych, budowaniem baz czy projektowaniem promptów. Zaskoczeniem okazał się dla mnie zawód ostatni, którym był „ekspert do przeżyć offline”. W opisie zwrócono uwagę na to, jak wyraźnie wzrasta potrzeba zdobywania doświadczeń poza wymiarem online – nie chodzi o te związane z zawodowym rozwojem, którymi będzie można pochwalić się w CV, a o te, które przypomną nam, że życie nie toczy się w sieci. Że jesteśmy częścią czegoś większego – większej sieci, społecznej tkanki, na którą składają się żywi ludzie z ich potrzebami, marzeniami, życzeniami. Im więcej czasu spędzamy w kontakcie z ekranami, tym większa w nas tęsknota za tym, co ekranem nie jest – za tym, co trójwymiarowe, co możemy stworzyć sami – namalować, ulepić, upleść, dotknąć. Od blisko pięciu lat prowadzę twórcze warsztaty rozwojowe i widzę, jak wielką rolę odegrać potrafi ta „mała” sztuka w życiu „zwykłych” ludzi. Tym, czego potrzebujemy, jest wspólny czas – pozbawiony oczekiwań, osądu i presji. Czas, w którym możemy się prawdziwie spotkać i prawdziwie zobaczyć – takimi, jakimi jesteśmy tu i teraz. Miejsce, w którym możemy dać upust naszej twórczej energii, nie martwiąc się o to, czy efekt będzie satysfakcjonujący i czy ktoś go doceni. Budujemy wspólnotę, a jej wartość jest nie do przecenienia.
Był czas, w którym to wspólne tworzenie było czymś naturalnym, stałą częścią codzienności, bez której nawet nie próbowano wyobrazić sobie życia (co znów podpowiada mi kolejny temat, o którym warto byłoby kiedyś napisać – polska kultura ludowa i gromadzone przekazy, pan Kolberg się kłania). Niemal każdy ze wspomnianych wyżej zespołów w swoich rozmowach podkreśla wagę wspólnoty i wartość płynącą z muzykowania w grupie – czy to tej, z której wyrósł, czy tej, w której aktualnie rozwija skrzydła. Historia muzyki również to potwierdza i właśnie o jednym z dowodów chciałabym Państwu dziś opowiedzieć.
Wczesnobarokowe dzieło
Mikołaj Zieleński. Jego działalność kompozytorska przypada na przełom XVI i XVII wieku, a na dorobek składa się godna podziwu liczba 113 (lub według niektórych źródeł 110) wokalno-instrumentalnych utworów, przeznaczonych na czas trwania całego roku kościelnego. Andrzej Kosendiak, dyrektor Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu i dyrektor artystyczny Wrocław Baroque Ensemble – zespołu specjalizującego się w wykonawstwie historycznym (znanym Państwu z moich opowieści pod nazwą wykonawstwa historycznie poinformowanego), nazwał zbiór ofertoriów i komunii Zieleńskiego, będących bohaterem dzisiejszego odcinka, „bodaj najważniejszym wczesnobarokowym polskim drukiem muzycznym”. Decydując się na realizację tego repertuaru wraz z WBE, podkreślał, jak wyjątkowym i rzadkim zjawiskiem jest zachowana do dziś tak obszerna spuścizna polskiego XVII-wiecznego kompozytora.
Offertoria et Communiones totius anni to muzyczne opracowania ofertoriów i komunii na cały rok liturgiczny. Przy niemal każdym utworze zamieszczono informację o ich przeznaczeniu na dane święto lub na konkretną okazję. Na płycie znalazło się wybranych 15 pozycji – kluczem, według którego repertuar ten został skonstruowany, było ich przeznaczenie na święta lub wspomnienia patronów i świętych – szczególnie tych związanych z Wrocławiem, Dolnym Śląskiem i Polską. Mamy więc utwór poświęcony patronom naszego kraju – Stanisławowi i Wojciechowi, patronowi wrocławskiej katedry – Janowi Chrzcicielowi, patronom dawnej kaplicy wrocławskiego ratusza – Janowi Apostołowi i Ewangeliście oraz Jadwidze Śląskiej, która wspólnie z mężem, księciem wrocławskim, Henrykiem I Brodatym, ufundowała trzebnicki klasztor sióstr cysterek.
Oprócz wspomnianych ofertoriów i komunii na płycie znalazły się również trzy zrekonstruowane przez prof. dr. hab. Marcina Szelesta instrumentalne fantazje (rekonstrukcja polegała na opracowaniu partii najwyższego głosu, która jako jedyna się nie zachowała). Co ciekawe, w kontekście wspomnianego już wykonawstwa historycznie poinformowanego, w trakcie nagrań użyte zostało instrumentarium typowe dla pierwszej połowy XVII w. Również i praktyka wykonawcza uwzględniała intencje kompozytora – zdobienia, dyminucje (czyli techniki imitacyjne polegające na skróceniu każdej kolejnej wartości o połowę) i improwizacje przybliżają nas do wyobrażenia, jakie miał na temat swojej muzyki sam Zieleński.
---
Prowadzony przez Kosendiaka Wrocław Baroque Ensemble w bogatej obsadzie wokalno-instrumentalnej poradził sobie z Zieleńskim doskonale. Jego wykonanie to idealna mieszanka mistycyzmu z hołdem oddanym zastosowanym kompozytorskim zabiegom. Choć nie jest to muzyka świecka, a jej wykonywanie wcale nie musi nam się w pierwszej linii kojarzyć z radością wspólnego muzykowania – jej obecności nie sposób podważyć. Mam nadzieję, że i Państwo to odczują!