Logo Przewdonik Katolicki

Muzyka, której nie tłamsi ego

Marta Szostak
Fot. Materiały prasowe

Łukasz Kuropaczewski, Maciej Frąckiewicz i Bartek Miler. Gitara, akordeon i instrumenty perkusyjne. Trzy temperamenty i trzy spojrzenia na świat, które zamykają się w albumie Victoria.

Zastanawiali się Państwo kiedyś, jak w kontekście muzyki intepretować możemy pojęcie klęski urodzaju? Nie samej klęski – bo to wiemy, nie urodzaju – bo tu też nie ma wątpliwości, ale klęski urodzaju właśnie? Sytuacji, w której z jednej strony dostajemy za dużo, z drugiej jednak – zdecydowanie za mało. Muzyki, której poszczególne elementy potrafią budzić podziw, ale kiedy się je zsumuje – wynik okazuje się zaskakująco rozczarowującym. Gmatwam? Możliwe, ale cierpliwości. Zaraz powinna stać się jasność.

Więcej nie zawsze znaczy lepiej
Poznałam kiedyś zespół, w którego skład wchodziła trójka szalenie utalentowanych artystów. Każdy z nich był urodzonym solistą: niesamowicie charyzmatycznym, świadomym swoich atutów i przede wszystkim swojego potężnego głosu. Na scenie bawili się doskonale, publiczność szalała z zachwytu (ja sama uśmiechałam się do nich szeroko) i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie… No właśnie, gdyby nie nadmiar. Osobno brzmieli wspaniale, kiedy jednak zaczynali śpiewać razem, trudno było ich udźwignąć. Nikt nikomu nie robił tam miejsca, nikt nie usuwał się na drugi plan, pozwalając zabłysnąć przez moment komuś innemu. Wszyscy byli bardzo i intensywnie. Być może wynikało to z mocno improwizowanego charakteru zespołu, być może ze świadomego podejścia „im więcej, tym lepiej” – nie wiem. Wiem jednak, że choć cała ich twórczość również i mnie zafundowała ogrom pozytywnych wrażeń, kiedy myślę o klęsce urodzaju w muzyce – myślę o nich. I żałuję, że nie dotarli się na tyle, by kumulując swoje talenty, stworzyć razem coś, co sprawi, że jako publiczność – nie będziemy wiedzieli, co ze sobą z tego podziwu zrobić.
Spotkania takie jak te sprawią, że tym bardziej doceniam fenomenalnych muzyków, którzy występując w mocno kameralnych gronach – duetach, triach, kwartetach – słyszą, czują i reagują. Którzy wiedzą, że wykonywana przez nich muzyka jest ich wspólnym dziełem. Którzy świadomie decydują się na wspólny proces odkrywania, interpretowania, budowania i nadawania znaczenia.

Żaden nie kradnie show
Łukasz Kuropaczewski, Maciej Frąckiewicz i Bartek Miler. Gitara, akordeon i instrumenty perkusyjne. Trzej artyści, trzy temperamenty i trzy spojrzenia na świat, które zamykają się w wydanym pod koniec marca albumie Victoria, którego tytuł nawiązuje do ruin gliwickiego teatru, w których został nagrany. Choć każdy z nich mógłby skraść dla siebie całe show, żaden tego nie robi. Grają razem i razem pokazują nam, jak może brzmieć muzyka będąca przeciwieństwem klęski urodzaju. Muzyka, której nie tłamsi ego, a którą karmi wzajemne zaufanie do twórczego procesu.
Słyszałam ich w różnych składach, w różnych repertuarach i przy różnych okolicznościach. Zawsze pełni pasji, maksymalnie skoncentrowani, ale jednocześnie bardzo otwarci na siebie nawzajem, co nie pozostaje bez znaczenia dla ich muzyki. Ta otwartość jest w moim poczuciu jedną z największych zalet Victorii. Słychać ją nie tylko w ich podejściu do gry, ale i w zróżnicowanym repertuarze, w którym zdecydowali się połączyć muzykę dawną, współczesną, tango, jazz i elektronikę.
Mamy świeżą i energetyczną kompozycję Aleksandra Dębicza Deadline, mamy przepięknie melancholijne Aqua e vinho Egberto Gismontiego, mamy ogniste Travesuras Tomasa Gubitscha (pamiętam, jak usłyszałam je na żywo po raz pierwszy – nie wiedziałam, co powiedzieć, a wierzcie mi, drodzy Państwo, nie zdarza mi się to często…), mamy też kultowego Isaaca Albéniza i jego Asturias – a to i tak ledwie połowa utworów, z którymi Victoria pozwoli Wam się spotkać za pośrednictwem tej szalenie utalentowanej trójki. Nie wszyscy potrafią lawirować ponad gatunkowymi podziałami, a już na pewno nie wszyscy potrafią robić to w sposób, który zamiast ujmować coś któremukolwiek z gatunków, kłania się w jego stronę, mrugając jednocześnie z uśmiechem do grona słuchaczy.

Mistrzowie nie na dystans
Jak brzmią? Tajemniczo. Hipnotyzująco. Ich interpretacje nasycone są emocjami, które dzięki ich grze stają się i naszym udziałem. Popychają nas do rozmyślań o tym, co było, i o tym, co jeszcze może się wydarzyć. Inspirują do śledzenia muzycznych tropów i odnajdywania tam śladów, za którymi aż chce się podążyć dalej. Ich muzyka jest wielowymiarowa, ale jednocześnie nieprzytłaczająca; są mistrzami w swoim fachu, ale potrafią dzielić się nim w sposób, który nie tworzy sztucznego dystansu.
Sięgnijcie po Victorię, drodzy Państwo. Przenieście się w czasie, przenieście się w sobie, otwórzcie się na nowe i zobaczcie, jak wiele piękna tam na Was czeka. Piękna i pięknego, jasnego światła. Mówiłam, że nastanie, prawda?

---

Victoria
Łukasz Kuropaczewski, Maciej Frąckiewicz, Bartek Miler
Warner Music Group 2025

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki