Logo Przewdonik Katolicki

Faction, czyli powieść faktu

Natalia Budzyńska
il. fragment okładki książki z zimną krwią Truman Capote

W listopadzie 1959 r. w „The New York Timesie” ukazała się informacja zatytułowana Śmierć bogatego farmera i trojga członków jego rodziny. Truman Capote, znany już wtedy autor Śniadania u Tiffany’ego, zainteresowany czytał dalej.

Z krótkiej dziennikarskiej notki dowiedział się, że w małym rolniczym miasteczku w Kansas znaleziono farmera, 48-letniego Herberta W. Cluttera, jego żonę i ich dwoje nastoletnich dzieci związanych i zastrzelonych. To makabryczne wydarzenie zainspirowało go. Postanowił zbadać i opisać wpływ tej dramatycznej śmierci na społeczność miasteczka. Od jakiegoś czasu poszukiwał nowej formy wyrazu literackiego, po opublikowaniu kilku powieści szukał świeżego spojrzenia, był znudzony tym, co wymyślone i stworzone. Postanowił czerpać z samej prawdy. Pojechał więc do Holcomb, zabierając ze sobą swoją przyjaciółkę, pisarkę Harper Lee, która zgodziła się być jego asystentką podczas zbierania materiałów. Właśnie tak zaczęła powstawać książka, która wyniosła Trumana Capote’a na szczyty: Z zimną krwią. Uważana przez krytyków za arcydzieło, rozpoczęła modę na literaturę non-fiction. Capote w jednym z wywiadów powiedział: „(…) postanowiłem napisać coś, co nazwałem powieścią faktu – książkę, którą czyta się dokładnie tak jak powieść, z tą jednak różnicą, że każde zawarte w niej słowo będzie absolutnie prawdziwe”. Wymyślił nawet na to określenie: „faction”. Lub „true crime novel”. Właśnie doczekaliśmy się kolejnego wznowienia tej kultowej i ważnej w historii literatury książki, bo od wielu lat jej nakłady były wyczerpane, a egzemplarze w antykwariatach osiągały wysokie ceny.

Zbrodnia
Ciekawe, że sama zbrodnia doczekała się jednej fabularnej adaptacji (w 1996 r.), ale historia powstawania książki aż dwóch. O tym, jak Capote zbierał materiały, jak zbliżył się do mieszkańców Holcomb, a później także do złapanych morderców, i jak cała książka powstawała, nakręcono aż dwa filmy: Capote (reż. Benett Miller) w 2005 r. ze świetną rolą Philipa Hoffmana Seymoura w roli tytułowej oraz Bez skrupułów w 2006 r. w reżyserii Douglasa McGrath’a z Toby Jonesem w roli głównej. Temat ten był tak atrakcyjny dla filmowców, ponieważ sposób pozyskiwania informacji przez Capote’a wzbudzał po latach kontrowersje. Tytuł Z zimną krwią miał dopisek: Prawdziwa relacja o zbiorowym morderstwie i jego następstwach i ukazał się w formie czterech artykułów opublikowanych w 1965 r.
w „The New Yorkerze”. Jak łatwo obliczyć, pisarz pracował nad tekstem sześć lat. Kiedy zaczął, nie wiadomo było, kto był mordercą, a jego tożsamość Capote’a nie interesowała. Był jednak świadkiem śledztwa – i oczywiście kiedy tylko złapano podejrzanych, doszedł do wniosku, że jedynym możliwym zakończeniem książki musi być rozprawa i wyrok. Tekst był gotowy po trzech latach, kolejne trzy czekał na ostateczne rozstrzygnięcie sprawy. W tym czasie Capote zbliżył się do zabójców, zaprzyjaźnił się z nimi, a właściwie chciał, żeby tak myśleli, żeby widzieli w nim przyjaciela, kogoś, kto staje po ich stronie. Dzięki temu zaufali mu, a ich zwierzenia posłużyły mu do budowania opowieści. Każdy przecież wiedział, co powie sędzia, orzeczona kara śmierci nie była dla nikogo zaskoczeniem. Truman Capote sporządził osiem tysięcy stron notatek, pomagała mu Harper Lee (która wkrótce miała zostać sławna za sprawą powieści Zabić drozda), dzięki której pisarz o nieco ekstrawaganckiej powierzchowności i zachowaniu mógł w ogóle zostać zaakceptowany przez lokalną społeczność Holcomb. Książka zrobiła furorę od razu. Lifestyle’owe i prestiżowe pisma poświęciły jej okładki i całe łamy, publikowano obszerne wywiady z autorem, który nie grzeszył skromnością i mówił o rewolucji, jakiej dokonał swoją książką w literaturze. „Książka będzie klasykiem” – zapowiedział i rzeczywiście tak się stało.

Nowe dziennikarstwo
W latach 70. amerykański krytyk Tom Wolfe napisał esej zatytułowany The New Journalism i wydał antologię tekstów pod tym samym tytułem. Sformułował on zasady, które charakteryzują prace autorów – czołowych reprezentantów „nowego dziennikarstwa”. Ich prekursorem według Wolfe’a był właśnie Truman Capote i jego książka Z zimną krwią. Otóż dotychczasowa beznamiętność dziennikarska przestała być celem dobrego tekstu, teraz panują nowe zasady, które zbliżają reportaż do fikcji poprzez stosowanie przez dziennikarzy odpowiednich środków literackich. Dzięki temu reportaż miał się zbliżyć do prawdziwego życia tak mocno, jak to tylko było możliwe – a po co i dlaczego? Bo rolę tę porzuciła wielka amerykańska beletrystyka. Jakimi technikami osiągnąć taki realizm? Wolf odpowiadał: należy opowiedzieć historię scena po scenie, tak, żeby czytający miał wgląd w wydarzenia z pierwszej ręki; zamiast cytatów zastosować prawdziwe dialogi, które najlepiej nagrać i odtworzyć; pisać tekst w trzeciej osobie, tak jak pisze się powieść, i przedstawić każdą scenę oczami uczestnika oraz szczegółowo opisać otoczenie, czyli przedmioty, gesty, zachowania, wszystko, co określa daną osobę i jej środowisko. Chodziło o to, żeby wniknąć w głąb postaci, zaangażować się w sytuację, w jej życie. Capote nie za bardzo zgadzał się z Wolfem, bo nie chciał być uważany za dziennikarza. On był pisarzem, który wymyślił nową formę powieści. Znaczenie swojej pracy podkreślał w każdym wywiadzie:
„To, co zrobiłem, jest dużo trudniejsze niż konwencjonalna powieść”, „Zaryzykowałem sześć lat mojego życia (…), żeby wymyślić nową formę sztuki”. Czy wymyślił? Faktem jest, że po publikacji Z zimną krwią rozwinął się nowy trend, który w najlepsze trwa do dzisiaj: wydaje się, że true crime novel znajduje się u szczytu popularności. Literatura non-fiction pisana jest przez autorów trochę na wzór Capote’a. To, że opisywał postaci tak, jak to się robiło w powieści, w latach 60. było dla czytelników szokiem, a dzisiaj nikt się temu nie dziwi.

Fakty i fikcje
Zamiast wymyślać, co czuje morderca, pójdę i go zapytam – pomyślał Capote i tak zrobił. Rozmów nie nagrywał i nie notował, żeby nie wprowadzać sztucznej atmosfery podczas spotkania. Zapamiętywał je za to dokładnie. Od początku powstania książki najważniejszym argumentem za jej wyjątkowością było to, że zbudowana jest na prawdzie, nic dziwnego więc, że niektórzy chcieli temu zaprzeczyć. Bo czy nie sam autor twierdził, że w książkowym reportażu powinno być 90 proc. prawdy, bo kogo obchodzi pozostałe 10 proc.? Więc tak, owszem, mimo zarzekania się, że w przypadku jego książki nie ma żadnych zmyśleń, łączył kilka epizodów w jeden, dodawał postaci fikcyjne, niektóre były połączeniem kilku. Niektóre sceny, jak tę ostatnią, zmyślił całkowicie. O faktach mówi podtytuł (Prawdziwa relacja…) i wstęp, w którym autor pisze o tym wprost: „Cały materiał w niniejszej książce, niepochodzący z moich własnych obserwacji, został zaczerpnięty z akt urzędowych albo jest wynikiem rozmów z bezpośrednio zainteresowanymi osobami”. Czytelnik, przystępując do lektury, jest więc przekonany, że ma do czynienia z faktami. Po latach wątpliwości na jaw zaczęły wychodzić pewne szczegóły zaburzające nieco ten nieskazitelny obraz autora. Capote od początku pracy nad książką wiedział, co robi. Żeby poznać szczegóły sprawy, należało się zaprzyjaźniać ze swoimi źródłami. Jego relacja z głównym śledczym wykraczała daleko poza uznane ramy. „The Wall Street Journal” w 2013 r. ujawnił nowe szczegóły, między innymi to, że Capote mógł manipulować faktami, by przedstawić głównego śledczego w jak najlepszych świetle. Pominął więc informacje ze śledztwa, które świadczyły o błędach przez niego popełnionych. Na dodatek Capote załatwił jego żonie pracę przy adaptacji filmowej książki za niemałą sumę, która została jej wypłacona. Widać więc, że z etyką dziennikarską pozyskiwania informacji był Capote bardzo na bakier albo – co bardziej prawdopodobne – zupełnie się nią nie przejmował. Jego manipulacja emocjonalna wobec skazanych również według obecnych standardów nie znalazłaby zrozumienia.
Co więc z prawdą? Okazuje się, że może się zmieniać niczym zorza polarna. Na przykład: czy Capote był obecny podczas egzekucji obu więźniów, tak jak opisał w książce, i czy wobec tego rzeczywiście słyszał, jak jeden z nich przeprasza za to, co zrobił? Inni obecni dziennikarze, którzy na bieżąco porównywali swoje notatki, twierdzili, że nie przeprosił. Agent śledczy twierdził wręcz, że Capote po pierwszej egzekucji roztrzęsiony wybiegł na zewnątrz, nie mógł więc nic usłyszeć. Tak czy siak, Z zimną krwią to klasyka gatunku i lektura obowiązkowa.

---

Z zimną krwią
Truman Capote
Dom Wydawniczy Rebis 2024

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki