Prawdę mówiąc nie spodziewałem się, że temat „polskich obozów koncentracyjnych” powróci w tak spektakularnej postaci. Chodzi o filmik zawieszony w necie przez Komisję Europejską z okazji upamiętnienia ofiar Holokaustu.
Tak to opisuje Reduta Dobrego Imienia, która często reaguje na przypadki dotykania Polaków z przesadą, ale to chyba cecha każdej takiej organizacji. „Niemiecka szefowa instytucji unijnej z okazji Dnia Pamięci o Holocauście przypomina w filmie historię wybranych ofiar Zagłady, jednak jako ich miejsce śmierci podaje nazwy współczesnych państw na terenie, których znajdowała się niemiecka-nazistowska machina zagłady. Wielokrotnie wymienionym jako jedno z miejsc zagłady Żydów jest obóz ‘Auschwitz – Poland’. W filmiku nie został podany kontekst okupacji i kontrolowania ziem polskich, jak i innych państw europejskich przez nazistowskie Niemcy”.
Rzecz cała wygląda, jakby była wykreowana na zamówienie prawicowych tropicieli spisku wymierzonego w dobre imię Polski. Mogę od biedy uwierzyć w ignorancję polityków czy dziennikarzy amerykańskich. Choć też za często zwalano obraźliwe formułki „polskich obozów” w tamtejszych mediach na niewiedzę. Ale czy naprawdę w centrum Unii Europejskiej nie wiedzą, kto odpowiada za Holokaust? I firmuje to niemiecka szefowa unijnego rządu pani von der Leyen? Jakby dla kontynuacji myśli zapoczątkowanej lata temu głośnym artykułem „Der Spiegla”. Winę III Rzeszy próbowano w nim zastąpić kolektywną winą całej, podobno antysemickiej, Europy.
Można zawsze podejrzewać, że zawinili niemądrzy unijni urzędnicy. Choć trudno uwierzyć, że byliby aż tak głupi. Po kilku godzinach filmik zdjęto. Rzeczą bardziej dla mnie ciekawą są reakcje polskich władz.
Po wielu godzinach szef MSZ Radosław Sikorski wyraził wprawdzie pogląd, że podpisy pod fotkami ofiar Holokaustu powinny być inne. Ale tak naprawdę jego wpis powstał głównie po to, aby rzucić cień na polskiego i pisowskiego komisarza UE do spraw rolnictwa Janusza Wojciechowskiego, bo podobno to on „nie przeciwdziałał”. To więc nie przypadek kuriozalnej wpadki Unii. To wina politycznego konkurenta Koalicji Obywatelskiej. Tak jakby filmik był nagrywany w obecności wszystkich komisarzy. Taka wizja to naturalnie nonsens.
Mógłbym się nawet zgodzić, że ministra obowiązuje kodeks dyplomatyczny, więc nie musi używać słów najtwardszych. Gdyby nie towarzysząca tej więcej niż oględnej reakcji rewia występów polityków obecnej koalicji. Byli zdolni jedynie do powtarzania, że źle się stało, ale potrzebny jest głęboki namysł i rozmowy na szczycie. Oczywiście żadnych „rozmów na szczycie” nie będzie. Dlaczego? Bo obecny układ rządowy jest dosłownie uwiązany do unijnego mainstreamu. Wizja, że będzie się z czymś, co powstaje w Brukseli, nie zgadzał, coś korygował, to czysta abstrakcja.
Nie jestem zresztą pewny, czy dla wszystkich liderów obecnej koalicji to jakiś wielki problem. Możliwe, że PiS był na punkcie tej tematyki nadwrażliwy. Że wywijał patriotyczną retoryką niczym maczugą. Teraz jednak wahadło przesuwa się w drugą stronę.
Inny świeży przykład: w ministerstwie klimatu, kierowanym przez polityczkę Polski 2050 Paulinę Hennig-Kloskę, zdjęto ze ściany tablicę poświęconą ofiarom niemieckich i komunistycznych represji oraz znak Polski Walczącej. Najpierw ten resort nie umiał tej decyzji wytłumaczyć. Potem, kiedy hałas narastał, zaczęto coś bąkać o remoncie. Tylko że remont był tam całkiem niedawno. Komuś brakło wrażliwości. Pani minister? Jej podwładnym z nowej ekipy? PiS może być nadmiernie „chory na Polskę”. Ale dziś czeka nas coraz więcej „patriotyzmu bezobjawowego”?