Świat ceni dziś tzw. kompetencje miękkie, czyli umiejętności, które pozwalają nawiązywać relacje z ludźmi i skuteczniej z nimi współpracować. O komunikacji interpersonalnej, czyli komunikowaniu się ludzi twarzą w twarz, wiemy coraz więcej, dzięki odkryciom z dziedziny psychologii. Ksiądz Profesor analizuje porozumiewanie się Jezusa, Jego uczniów i pierwszych chrześcijan opisane w Nowym Testamencie. Czy to nowa sfera badań, czy też teologowie mają już takie tradycje?
– Komunikacja jako obszar badań biblistów liczy sobie już bardzo wiele lat. W naszym kręgu zainteresowań od dawna już znajdowała się retoryka, począwszy od tej starożytnej aż po współczesną. Była ona tak ważna, że w dokumencie Papieskiej Komisji Biblijnej Interpretacja Pisma św. w Kościele (1993) została podniesiona do rangi metody badania tekstów biblijnych. Dawniej patrzono na nią jednak inaczej niż dziś. Badano język nadawcy, styl wypowiedzi, wyrażenia, figury mowy. Aktualnie język interesuje nas nie tylko ze względu na walory perswazyjne, ale także jako kod, który służy do osiągania porozumienia w spotkaniu osób. Dostrzega się też przekaz ciała, w tym emocje. Język komunikuje nie tylko konkretne treści, ale jest nośnikiem wartości. Buduje także wspólnotę.
Często spotykam definicję komunikacji interpersonalnej jako przekazywanie informacji. To fatalna pomyłka. Ona zapośrednicza relacje, tworzy więzi. Jej celem jest porozumienie, a nie informowanie, doradzanie, pouczanie, nakazywanie. Retoryka jest jednokierunkowa. Komunikacja interpersonalna opiera się na sprzężeniu zwrotnym, czyli ciągłej wymianie ról między mówiącym i słuchającym. Rozumie to papież Franciszek, który uczy nas słuchać. Jeśli komunikacja ma budować trwałe więzi, musi być dwustronna.
– Retoryka zakłada też odpowiedź odbiorców przekazu, specyficznie kształtowaną przez „sztukę perswazji”. To także jedna z ważnych funkcji języka. Warto podkreślić, że starożytna retoryka w ogromnym stopniu odwoływała się do emocji słuchaczy. Niektórzy autorzy skarżyli się już wówczas, że nie byli w stanie dotrzeć do swoich odbiorców z logicznymi argumentami (logos). Retoryka, jak twierdzili, w zbyt dużym stopniu uderzała w uczucia. Szczegółowo opisał je nawet Arystoteles, dzieląc odbiorców na grupy według wieku i emocji, jakie można w nich budzić.
Ale retoryce bliżej jest do monologu i do słynnych reguł wywierania wpływu znanych z książek Roberta B. Cialdiniego. Komunikacja interpersonalna jest z istoty dialogiczna. Dobra wiadomość jest taka, że dialogu można się nauczyć.
– Znam publikacje prof. Cialdiniego, którego praktyczne rady służą celom marketingowym. To kapitalne źródło wiedzy dla pracowników reklamy czy handlu. Tylko do pewnego stopnia nadają się do wykorzystania w ewangelizacji, bo obliczone są jednak na mniej lub bardziej świadomą manipulację naturalnymi odruchami człowieka. Wykorzystują wiedzę z psychologii społecznej o mechanizmach ludzkich zachowań tak, by skłonić kogoś do podjęcia decyzji, na której nam zależy. Tymczasem w ewangelizacji ludzie muszą mieć świadomość tego, co i jak wybrali. Dlatego nasi klerycy mają w seminarium podstawy psychologii, nie marketingu. Poznają publikacje dotyczące inteligencji emocjonalnej, ludzkich potrzeb i emocji. Uczą się też retoryki.
Firmy inwestują miliony w szkolenie pracowników z komunikacji interpersonalnej. Wiedzą, że sukces w biznesie zależy od współpracy, od pracy zespołowej, a nie tylko od skutecznej rywalizacji. Dlatego badania Księdza Profesora na temat komunikacji i uczuć są ważne dla Kościoła. Czy w Polsce ktoś jeszcze się tym zajmuje?
– Tak, mogę przytoczyć choćby publikację ks. prof. H. Witczyka na temat modelu komunikacji diafanicznej w Psalmach (1997). Temat jest znany, ale widzimy też potrzebę prowadzenia nowych badań w oparciu o podejścia interdyscyplinarne, łączące Biblię, filozofię i psychologię. Mamy też w planach szkolenia i warsztaty na temat dialogu (tego wewnątrz Kościoła, jak i chrześcijańsko-żydowskiego). W diecezji kieleckiej, do której należę, odbywamy regularne szkolenia. W tym roku w planach są warsztaty z komunikacji niewerbalnej i posługiwanie się językiem ciała. Mój znajomy ksiądz profesor z Rzeszowa planuje podobne tematy w warsztatach liturgicznych dla księży.
Nowy dokument zawierający program studiów i formacji w seminarium uwzględnia ten przedmiot. Mowa ciała stanowi ponad połowę ludzkich komunikatów interpersonalnych (niektóre badania mówią, że aż 93 proc.), a jedną z jej kluczowych funkcji jest przekazywanie emocji. Jezus emocji się nie bał, wyrażał je przy uczniach. Jak Bóg-Człowiek się komunikował?
– Komunikację w Nowym Testamencie cechuje to, że docenia się w niej drugą osobę. Widzimy to na przykładzie Jezusa i apostołów. Traktują oni człowieka nie jak obiekt, „target”, na który próbują wpływać, lecz osobę, podmiot, partnera, który jest niezwykle ważny w spotkaniu.
Komunikacja interpersonalna w rozumieniu biblijnym opiera się na spotkaniu dwóch wolnych osób, obdarzonych niezbywalną godnością i otwierających się na siebie nawzajem. Mogą się one poznawać, porozumiewać, wymieniać poglądami, opiniami, subiektywnymi doświadczeniami. W ten sposób ludzie nawiązują relacje, które bez pełnego otwartości i szacunku dialogu są niemożliwe. Komunikacja służy także dojrzewaniu. Ono jest zależne od drugiego, którego spotykam na swojej drodze. Inny człowiek jest wszechświatem, który się na mnie otwiera. Ja, z równą atencją i szacunkiem, otwieram się na niego. Karol Wojtyła, przyszły Jan Paweł II, w dramacie Przed sklepem jubilera używa pięknej metafory: jesteśmy jak dwie wyspy, które muszą przerzucać mosty, by do siebie dotrzeć. Trzeba to robić z szacunkiem, to wymaga od nas wysiłku i czasu.
Słuchanie też jest wysiłkiem, bo nie polega na wpadaniu dźwięków do ucha. Odbiorca musi komunikat odebrać, potem odkodować, zinterpretować i go właściwie zrozumieć. Inaczej rodzą się nieporozumienia i kłótnie. W konsekwencji rwą się nasze więzi.
– Komunikacja potrzebuje czasu. To jest jej pierwsza cecha. Drugą jest szczególne spojrzenie na człowieka jako na osobę, podmiot. Człowiek nie jest przedmiotem moich manipulacji i pasywnym odbiorcą przekazów. To inny świat, który poznaję na tyle, na ile mi na to pozwoli. Na bazie poczucia tajemnicy drugiego rodzi się więź, relacja, bez której nie ma prawdziwego życia wspólnotowego.
Chrześcijaństwo to niezwykła religia. Nie pasuje do wielu tez religioznawców, choćby tej o radykalnej opozycji między sacrum i profanum. Bóg-Człowiek „profanuje” boskość, ale w ten sposób dał ludziom szansę na jedność z Sacrum. W dodatku Bóg jest jeden, ale w Trzech Osobach. Ludzka natura – na obraz Boga – jest zatem relacyjna, komunikacyjna. Dlatego my, chrześcijanie, mamy być wzorem na tym polu. Jezus powiedział, że ludzie poznają Jego uczniów, jeśli będą się wzajemnie kochali. My się stale kłócimy, dzielimy… Czego możemy nauczyć się od Jezusa w dziedzinie komunikacji, wspólnoty?
– Modele komunikacji obecne w Biblii potwierdzają wiedzę filozoficzną i psychologiczną (naukową) na temat komunikacji międzyludzkiej. Dodatkowo znajdujemy tu motywację do tego, aby nabywać nowe umiejętności. Wzór mamy w Jezusie.
Chyba najbardziej odkrywcze jest dla mnie to, do jakiego stopnia Jezus i apostołowie, zwłaszcza św. Paweł (badam przede wszystkim Pawła i pierwsze wspólnoty chrześcijańskie), stosowali w komunikacji język emocji. W naszym potocznym myśleniu jest to raczej przeszkoda w komunikowaniu się. Emocje uważamy za problem. Narzekamy na to, że jest ich za dużo. Albo mówimy „to są TYLKO emocjonalne argumenty”, żeby uciąć rozmowę lub skierować ją na inny temat. Sugerujemy rozmówcy, że nad sobą nie panuje. Gra nie fair.
Przymiotnik „emocjonalny” deprecjonuje.
– Emocje mogą przeszkadzać, jeśli są w nadmiarze, głównie te negatywne: złość, furia, gniew, nienawiść, wrogość, poczucie wyższości, pogarda, zazdrość, lęk. Z drugiej strony powinniśmy je nie tylko wyrażać, ale podejmować nad nimi pracę, poddawać je refleksji.
Są normalne, każdy ich doświadcza. Najgorsze jest ich tłumienie, bo wtedy one „zjadają” nas jakby od wewnątrz. Poza tym, upychane po kątach, wybuchają.
– W tekstach biblijnych widać, jak Jezus i uczniowie wykorzystują radość, smutek, wstyd i złość dla budowania relacji interpersonalnych. Emocje służą budowaniu postaw, także moralnych. Ostatnim odkryciem w badaniach biblijnych jest dla mnie to, jak wielki jest wkład emocji w tworzenie wspólnot. Nasze uczucia mają charakter relacyjny, rozwijają się i dojrzewają zawsze w obecności drugiego. W Biblii najpierw jest to Bóg. On obdarza nas bezwarunkową miłością, którą można zakwalifikować jako uczucie źródłowe, daje każdemu pierwszą pozytywną afirmację, która stanowi warunek miłości i szacunku do samego siebie. Ona umożliwia nam także miłość do bliźniego. Można powiedzieć, że z boskich uczuć wypływają nasz dobrostan i wszystkie nasze relacje. Dzięki miłości Bożej nie musimy żebrać o uczucia innych ani uzależniać od nich swojej wartości.
Dowartościowując się także kosztem innych. Powinno tak być, choć znam osoby wierzące, które katolicyzm traktują instrumentalnie. Potrzebują czuć się lepsze, moralne, wybrane itd.
– Pozytywną afirmację daje także i powinna dawać rodzina, przyjaciele i wspólnota. Ważne dla nas osoby wychowują nasze uczucia od dziecka. Wraca znów obraz wspólnoty, która jest istotą chrześcijaństwa. Dziś jesteśmy podzieleni, zindywidualizowani. Kultury starożytne miały charakter kolektywny, liczyła się zbiorowość i moje miejsce w niej. Zmiany społeczne zachodzące intensywnie od rewolucji przemysłowej zostały spowodowane przez migracje, procesy urbanizacji i technologizacji, sprzyjające anonimowości i zerwaniu więzi z bliskimi. Wbrew sobie staliśmy się monadami. Potrzebujemy dzisiaj wspólnoty, być może bardziej niż kiedykolwiek. Wiąże się ona z pielęgnowaniem relacji.
Do tego przydają się umiejętności komunikacyjne. Dorosły człowiek ma nawyki, bo nauczył się mówić, słuchać, wyrażać emocje, przez obserwację i naśladowanie dorosłych. Może to robić bardziej skutecznie, jeśli skorzysta z profesjonalnych szkoleń i warsztatów. Mamy do tego cudowne, ewangeliczne wzory! Jak św. Paweł tworzył pierwsze kościelne wspólnoty?
– Paweł uczył się sztuki komunikacji, naśladując Jezusa, którego, co ciekawe, nie poznał osobiście, ale poprzez innych uczniów i wspólnoty wczesnochrześcijańskie. Jezus z kolei jako człowiek uczył się języka uczuć, słuchania i rozumienia drugiego od Józefa i Maryi. Nie mówiąc o Bogu Ojcu, który jest na wskroś dialogiczny i wspólnototwórczy! Jezus w swoim domu musiał się nauczyć niezwykłej wrażliwości na drugiego, którą przejawiał w publicznym nauczaniu. Posiadał umiejętność słuchania, był empatyczny i współczujący. Wspólnota uczniów, którą ustanowił, także była jak na tamte czasy unikalna. W kulturze żydowskiej rabin czekał na uczniów, którzy przychodzili do niego i prosili, aby mogli z nim pozostać. Jezus wychodzi do swoich uczniów, powołując ich i wybierając. Idzie tam, gdzie oni są, żyją, pracują. To pierwszy ważny sygnał Jezusowego budowania wspólnoty. Nie czekać, ale wychodzić naprzeciwko drugiego.
Jezus znajduje swoich uczniów pośród prozy ich życia. Nie kieruje się klasycznymi kryteriami. W tamtej kulturze też liczyło się wykształcenie, pochodzenie, majątek, pozycja społeczna. Grupę najbliższych uczniów Jezus dobrał jednak spośród raczej ubogich w Izraelu. W dodatku rekrutował ich w Galilei, a to nie była „prestiżowa” dzielnica. To, co mnie uderza, to ogromna otwartość na drugiego, wychodzenie do niego i spotykanie go w jego codzienności i ograniczoności, bez etykiet i bez uprzedzających sądów.
Otwartość na spotkanie, rozmowę. Samarytanka była niemoralną konkubiną.
– Jezus afirmuje dobro, nawet jeśli jest go niedużo. Widzi je i docenia. Niemal wyciąga je z ludzi. Bardzo cierpliwie prowadził Samarytankę do zmiany życia. W ten sam sposób prowadził Piotra do tego, aby został głową wspólnoty. Spotkawszy go, powiedział mu: będziesz się nazywał Kefas, czyli Skała, masz w sobie potencjał, na tobie będę budował mój Kościół. Piotr to starszy już, silny, uparty jak osioł rybak. Miał wiele cech, które przeczyły słowom Jezusa. Jezus jednak widział w nim ogromny potencjał i nie wahał się go wydobywać. W ten sposób patrzył na wszystkich uczniów.
Uczynił z nich wspólnotę równych: wy wszyscy jesteście braćmi. Miał pełną świadomość pozycji Mistrza, jaką przyjął wobec nich. Nie wykorzystywał jej jednak dla sprawowania władzy. Komunikacja z Nim nie była jednokierunkowa. Jeśli uczniowie słuchali Mistrza, to mogli również liczyć na to, że i On słucha ich. W Ewangelii jest dużo scen, w których Jezus przysłuchuje się uczniom „rozprawiającym” w drodze. Dzięki temu wiedział, kiedy są smutni, głodni, zazdrośni, rywalizują między sobą i się sprzeczają. Nie słyszałby tego, gdyby Mu na nich nie zależało. Jest nie ponad nimi, ale z nimi.
Chyba rozumiem, dlaczego do końca był we wspólnocie Judasz. Jezus nikogo nie odrzuca, zawsze widzi w nim potencjał i nadzieję. Nawet jeśli płaci za to zaufanie cenę najwyższą, bo zostaje odrzucony i zdradzony.
– Jezus słucha potrzeb uczniów, ich pragnień. Koryguje je. Kształtuje ich wrażliwość. Dyskusja, jaką prowadzi z Piotrem po jego grzechu, jest kapitalna! Piotr trzy razy się go zaparł, choć był taki pewny siebie! Kiedy po zmartwychwstaniu Jezus ukazuje się uczniom nad Morzem Tyberiadzkim, je z nimi śniadanie i leczy Piotra. Jak? Zachętą do trzykrotnego wyznania miłości.
Jezus stwarza członkom wspólnoty nieustanne szanse do tego, żeby się nawracać. W ogóle nie uzależnia miłości od kar, posłuszeństwa. Zmartwychwstały mówi do kobiet przy swoim grobie: „«Witajcie!» […] «Nie bójcie się! Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą»”. Braćmi określa tych, którzy stchórzyli i uciekli. Poza Janem nie było żadnego z nich pod krzyżem, kiedy umierał. A mimo to zbiera ich we wspólnotę braci. Rozumie, czemu się rozproszyli. Jest w Jezusie wszystko, co potem znajdziemy w budowaniu wspólnoty u św. Pawła.
Czytając Księdza artykuł Paweł i strategia budowania wspólnoty Kościoła, który znajdzie się w materiałach na najbliższy Tydzień Biblijny (14–20 kwietnia br.), zachwyciłam się częścią „Docenianie współpracowników”. Paweł motywował ich do zmian pochwałami. Kościół dziś woli straszyć karami. Wspólnotę spajają i budują pozytywne emocje oraz więź społeczna, jaką jest zaufanie. Ale Paweł nie bał się konfliktów – rozwiązywał je.
– Pawłowa strategia budowania wspólnoty ma trzy charakterystyczne cechy. Po pierwsze – podmiotowe traktowanie drugiego, na wzór Jezusa. Paweł traktował ludzi poważnie, uważając ich za dzieło Boże, a nie własne (nazywa ich „świętymi”, czyli należącymi do Chrystusa). Po drugie – miał bardzo dużo cierpliwości, drugiego i wspólnotę widział jako rozciągnięte w czasie Boże dzieło, które rozwija się i dojrzewa. Niedoskonałość i kryzysy uważał za naturalną część ludzkiego życia i Bożego dzieła. Po trzecie, Paweł, nawet gdy oceniał, nie potępiał, odbierając nadzieję. Unikał tego, podobnie jak Jezus. Podobnie jak oni, powinniśmy wskazywać obiektywne normy, a kiedy są deptane, wysyłać komunikat: to jest złe, działasz na szkodę swoją i innych. Między powodowaną troską komunikacją a potępieniem drugiego zionie przepaść. Ewangelia wyklucza potępianie grzesznika, co zgadza się ze sztuką komunikacji, która osądzanie uznała za jedną z głównych barier. Bariery budzą reakcję złości, wrogości; niechęć do dalszej rozmowy. Jezus zło w konkretnym człowieku zawsze pokonywał miłością. Miłość to najskuteczniejsze narzędzie komunikacji.
---
Ks. prof. Marcin Kowalski
Biblista z katedry Teologii Biblijnej i Proforystyki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II; członek Papieskiej Komisji Biblijnej; dyrektor Centrum Relacji Katolicko-Żydowskich KUL im. Abrahama J. Heschela