Logo Przewdonik Katolicki

Uzdrawiające zawierzenie

bp Damian Muskus OFM
il. A. Robakowska

Mk 1, 29–39 On podszedł i podniósł ją, ująwszy za rękę, a opuściła ją gorączka

Święty Marek jest jak reporter relacjonujący klasyczny „Dzień z życia…”. Dziś opisuje typowy dzień z życia Jezusa, który niedawno rozpoczął publiczną działalność. W tym „typowym” dniu wydarzyło się jednak sporo nietypowych rzeczy. Zwyczajne było wprawdzie to, że po nabożeństwie w synagodze Nauczyciel skierował się do domu Szymona Piotra i Andrzeja. To była Jego przystań, tu nabierał sił i stąd wyruszał, by przemierzać Galileę z dobrym słowem.
Tym razem jednak pod dach tego domu zawitał niepokój. Dość ciężko zachorowała teściowa Szymona. Domownicy podzielili się swoją troską z Nauczycielem, a On nie pozostał obojętny. Ujął ją za rękę, przełamując kulturowe tabu starożytnego Izraela dotyczące dotyku ludzi chorych i niewiast. Ewangelista pisze, że Syn Boży, nie zważając na obyczajowe normy, podniósł kobietę. Podniósł ją z niemocy, bezruchu choroby i śmiertelności. Podniósł ją do życia.
Jezus dotyka naszej martwoty, naszych duchowych ran, ale też tego wszystkiego, co chore w naszych wspólnotach, z czym nie umiemy sobie poradzić. Ciekawe, czy jako domownicy Jego Kościoła mamy w sobie tyle zaufania do Niego, by powiedzieć Mu o tym, co budzi nasz niepokój, i zawierzyć Jego działaniu. Zawierzenie nie jest tylko prośbą o uleczenie. To właściwie zaledwie początek. Istotą zawierzenia, zaufania Jezusowi jest zgoda na to, że będzie działał według sposobu, jaki On sam wybierze, niekoniecznie tak, jak my to sobie wyobrażamy. A to nierzadko wiąże się z przekraczaniem granic i burzeniem stereotypów. Jezus działa zaskakująco. Jeśli autentycznie pragniemy uzdrowienia, pierwszym krokiem jest akceptacja Boskich metod działania. Zamiast więc oburzać się wydarzeniami, które są na pierwszy rzut oka niezrozumiałe, lub ludźmi, którzy naruszają nasze wypracowane od lat przyzwyczajenia i schematy, warto zastanowić się nad tym, czy ich dotknięcie nie podniesie nas z marazmu i odrętwienia, kojarzącego się raczej ze śmiercią niż z życiem.
Co robi uzdrowiona przez Jezusa kobieta? Nic nie wiemy o tym, żeby miała wybiec z domu i radośnie opowiadać wszystkim o cudzie, który się jej przydarzył. Tym bardziej o tym, by dla osiągnięcia własnych profitów miała w jakiś sposób wykorzystać entuzjazm tłumów gromadzących się wokół Jezusa. Ona po prostu wróciła do swojej codzienności i Mu usługiwała. W domu trzeba przecież posprzątać, przyrządzić posiłek, zatroszczyć się o bliskich i ugościć Nauczyciela. Doskonałym owocem uzdrowienia jest więc wierność zwyczajnym zadaniom codziennego dnia, wypełnianym w obecności Mistrza.
Są ludzie powołani, jak apostołowie, do przemierzania świata dla Chrystusa i głoszenia Jego nauki, ale to nie znaczy, że rola tych, którzy pozostają w domu, jest mniej ważna. Kluczem do odkrywania zadań w Kościele jest świadomość, że każdy z nas ma swoje wyjątkowe miejsce w Boskich planach. Wędrowcy i misjonarze są potrzebni Panu, bo świat wciąż potrzebuje Dobrej Nowiny. Ale dla budowania królestwa Bożego nieodzowni są również pokorni, często niezauważalni stróżowie domu, którzy dbają o ład i atmosferę bezpieczeństwa w jego murach. Deprecjonowanie jednych i gloryfikowanie innych nie jest odkrywaniem zamysłów Pana co do teraźniejszych i przyszłych wyzwań Jego Kościoła. Służy tylko podziałom, pogłębia zamieszanie. Chodzi o to, by żyć, służyć i głosić w Jego obecności.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki