Logo Przewdonik Katolicki

Najpierw trzeba uwierzyć Miłości

Ks. Wojciech Nowicki
fot. Malte Mueller/Getty Images

Sposób, w jaki Chrystus nas kocha, jest czymś, czego nie chciał On nam zbytnio wyjaśniać. Pokazał to w swoich gestach.

Przygotowując się do celebrowania Bożego Narodzenia, dobrze przypomnieć sobie pewną oczywistość: Bóg, stając się człowiekiem, pokonał wszelkie odległości i stał się nam tak bliski, jak najprostsze i najbardziej codzienne rzeczy. 

Bóg jest bliski
W liturgii sprzed 1970 roku podczas każdej Mszy roratnej czytano tekst z Księgi Izajasza, który dziś stanowi też tekst jednej z popularniejszych pieśni adwentowych: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel” (Iz 10, 14). Św. Mateusz, opisując narodzenie Jezusa, wyjaśni, że imię to oznacza „Bóg z nami” (Mt 1, 23).
I rzeczywiście, to imię definiuje Jezusa, streszcza charakterystyczny rys miłości Boga do człowieka. Bóg nie poprzestaje na słowach, ale przede wszystkim działa. „Zawsze poszukuje, zawsze jest blisko, nieustannie otwarty na spotkanie. Kontemplujemy Go, gdy zatrzymuje się, aby porozmawiać z Samarytanką przy studni, gdzie przychodziła czerpać wodę. Widzimy Go, gdy późno w nocy spotyka Nikodema, który bał się pokazać razem z Jezusem. Podziwiamy Go, gdy bez zażenowania pozwala nierządnicy umyć sobie nogi, gdy mówi, prosto w oczy, do cudzołożnej kobiety: ‘I ja ciebie nie potępiam’, albo gdy mierzy się z obojętnością swoich uczniów, i z czułością pyta niewidomego przy drodze: ‘Co chcesz, abym ci uczynił?’. Chrystus pokazuje, że Bóg jest bliskością, współczuciem i czułością” – przekonuje Franciszek.

Bóg jest czuły
Jezus nie ogranicza się do bycia blisko. Idzie dalej, pozwalając się dotykać lub samemu okazując gesty czułości. Pozwala się spotkać, poznać, wejść w relację.
Jeśli kogoś uzdrawiał, wolał podejść bliżej. Ujmował za rękę, uzdrawiał własną śliną, dotykał mar. Spoglądał z miłością, a w Jego spojrzeniu było coś pociągającego. Nie było wejrzenia w słabość i grzech, wypominającego i wykluczającego, wręcz przeciwnie: wielu dostrzegało w Jego spojrzeniu miłość pomimo wszystko. Dlatego mogli zostawić swoje dotychczasowe życie w jednej chwili i pójść za Nim. 

Bóg jest przygarniający  
Tej bliskości i czułości nie potrafili zrozumieć faryzeusze. Widzieli w nim szalonego nauczyciela, który przekracza Prawo. Zamiast upominać, jadał z grzesznikami. Zamiast dbać o właściwy dobór uczniów, pozwalał ze sobą chodzić wszystkim. Zamiast potępiać, wolał rozgrzeszać.
Gdy Piotr, idąc po jeziorze, zaczyna tonąć, wpierw widzi wyciągniętą w swoją stronę rękę Jezusa. Owszem, Pan zapyta Go, dlaczego zwątpił. Dlaczego wciąż tak mało ufa? Dlaczego pozwala wejść w swoje życie lękowi? Ale najpierw jest czuły gest, pomocna dłoń. Bóg jest blisko nie po to, by odtrącać, lecz by przygarniać do siebie.

Bóg jest uważny 
Franciszek przywołuje biblijne teksty, które mówią o spojrzeniu Jezusa. Zwraca uwagę, że Pan patrzy inaczej niż człowiek. Widzi więcej i głębiej. Moglibyśmy powtórzyć za psalmistą: „Przenikasz i znasz mnie, Panie” (Ps 139, 1).
„Właśnie dlatego, że jest uważny wobec nas, jest On w stanie rozpoznać każdą twoją dobrą intencję, każdy twój mały dobry uczynek” – zauważa papież i przypomina Ewangelię o ubogiej wdowie. „Ewangelia opowiada, że ‘zobaczył też, jak pewna uboga wdowa wrzuciła tam [do skarbony w świątyni] dwa pieniążki’ (Łk 21, 2), i natychmiast zwrócił na to uwagę swoim Apostołom. Jezus zwraca uwagę w taki sposób, że podziwia dobre rzeczy, które w nas rozpoznaje. (…) Jak wspaniale jest wiedzieć, że gdy inni ignorują nasze dobre intencje lub pozytywne rzeczy, które możemy zrobić, Jezusowi one nie umykają; wręcz przeciwnie, podziwia je” – podkreśla Franciszek w numerze 41 Dilexit nos.

Jezus nie boi się uczuć 
Bóg, przyjmując nasze człowieczeństwo, przyjął z nim również uczucia i emocje. Ewangelie opowiadają więc o jego żarliwej miłości, która „dla nas cierpi, wzrusza się, smuci, a nawet płacze”.
„Jest oczywiste, że nie pozostawały Mu obojętne zwykłe troski i niepokoje ludzi, takie jak zmęczenie czy głód (…). Ewangelia nie ukrywa uczuć Jezusa wobec Jerozolimy, umiłowanego miasta: ‘Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim’ (Łk 19, 41), oraz wyraził swoje największe pragnienie: ‘O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi!’ (19, 42)” – przypomina Franciszek. Zdaniem papieża, choć ewangeliści czasami ukazują Jezusa jako potężnego lub chwalebnego, nie unikają pokazywania Jego uczuć w obliczu śmierci i wobec bólu przyjaciół. Wystarczy przypomnieć, jak Jan opisuje Jezusa płaczącego nad grobem Łazarza.
Opowieść o uczuciach Jezusa nie jest jednak religijnym romantyzmem. Dla papieża „jest to rzecz najpoważniejsza i najbardziej decydująca. Znajduje swój najwyższy wyraz w Chrystusie przybitym do krzyża. To najbardziej wymowne słowo miłości”. 
Kiedy Paweł Apostoł szukał właściwych słów, by wyrazić swoją relację z Chrystusem, powiedział: „umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2, 20). Komentując te słowa, papież pisze: „To było jego największe przekonanie: wiedzieć, że jest się kochanym.
Ofiara Chrystusa na krzyżu przygniatała go, ale miała sens tylko dlatego, że było coś jeszcze większego niż ta ofiara: ‘On umiłował mnie’”.

Nasz problem z Bogiem
Teoretycznie to wiemy. Wiemy, że Bóg nas kocha. Wiemy, że Bóg jest bliski, czuły i przygarniający nas do siebie. Trudniej tę wiedzę zaaplikować do siebie. Osobiście. Czy Bóg może być taki również wobec mnie?
Co nas zatem zatrzymuje? Przede wszystkim grzech, a ściślej rzecz biorąc: nasze przekonanie, że skoro grzeszymy, nie zasługujemy na Boga. Zatrzymuje się czasem na swoich konkretnych grzechach i nie potrafimy już spojrzeć poza nie. W ten sposób tracimy właściwą perspektywę. Kontemplujemy naszą słabość, zamiast kontemplować miłość Boga. 
Papież więc zachęca: „Pozwól Mu podejść blisko ciebie i usiąść obok ciebie. Możemy wątpić w ludzi, ale nie w Niego. I nie zatrzymuj się z powodu swoich grzechów. Pamiętaj, że wielu grzeszników ‘zasiadło wraz z Jezusem’ do stołu (Mt 9, 10), a On nie gorszył się żadnym z nich”.
Ze śródtytułów układa się kolejne adwentowe zadanie. Skoro Bóg jest bliski, czuły i przygarniający, byłoby dobrze wpierw umieć to dostrzec u siebie. Trzeba najpierw odkryć, że nie tylko Bóg kocha każdego z nas, ale że przede wszystkim kocha mnie – z moją historią, naznaczoną wzlotami i upadkami. Jeśli nie dostrzeżemy śladów i gestów tej miłości Boga do nas, osobiście, nie zrobimy kolejnego kroku na drodze wiary. Nie bez powodu Jan powie: „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam” (1J 4, 16). W pierwszym punkcie encykliki o miłości Benedykt XVI napisał: „uwierzyliśmy miłości Boga – tak chrześcijanin może wyrazić podstawową opcję swego życia”.
Następnym krokiem będzie naśladowanie Boga w miłości, jaką ma ku każdemu z nas. Skoro bowiem On jest wobec mnie bliski, czuły i przygarniający, skoro daje doświadczyć swej miłości, chce, bym stal się w mojej codzienności, w prostych, powtarzalnych gestach i słowach Jego ambasadorem, ambasadorem Jego miłości. Zgodnie z poleceniem: „Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki