Wśród księży krąży anegdota o kobiecie, która, siedząc w czasie Mszy Świętej pod amboną, głośno komentowała słowa kaznodziei. Za każdym razem, gdy kapłan kończył zdanie, ona oświadczała wszem i wobec „To już było!”. Duchowny długo z cierpliwością znosił jej popisy, w końcu jednak nie wytrzymał i zwracają się wprost do niej, powiedział, że skoro wszystko już według niej było, to może sobie iść do domu, zamiast przeszkadzać innym. Na to kobieta rozpromieniła się i z zachwytem wykrzyknęła: „Tego jeszcze nie było! Zostanę!”.
Jest też inna anegdota o mężczyźnie, który skarżył się kolegom, że ilekroć zdecyduje się pójść na nabożeństwo, tam śpiewają kolędy, za którymi on nie przepada. „Często chodzisz do kościoła?” – zapytał go kumpel. „Wtedy, gdy jest Msza o północy, bo kiedy indziej nie mam czasu” – wyjaśnił niezadowolony wierny. „Skoro chodzisz tylko na pasterkę, to nie dziw się, że wciąż słyszysz kolędy. Na pasterce zawsze się je śpiewa, bo wtedy obchodzone jest Boże Narodzenie” – wyjaśnił mu kolega.
Jeżeli nic się nie zmieniło...
Obydwie historyjki mówią o powtarzalności, a nawet cykliczności w życiu Kościoła. Mówią o czymś jeszcze – o czasie. Nie trzeba być genialnym filozofem, aby odkryć, że powtarzalność i cykliczność możliwe są tylko w czasie. Ks. Józef Pastuszka z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego napisał przed laty, że czas jest podstawowym przeżyciem każdego człowieka. W artykule Człowiek i czas. Refleksje psychologiczne zacytował św. Augustyna, który w Wyznaniach pisał: „Czymże więc jest czas? Jeśli mnie nikt o to nie pyta, wiem; gdy zaś chcę wyjaśnić pytającemu, nie wiem”. Zauważył jednak, że czas istnieje ze względu na stworzenie, gdyż „nie może być czasu bez aktu twórczego”.
Autorzy Słownika teologii biblijnej zauważyli, że Pismo Święte, które zawiera objawienie Boga transcendentnego, rozpoczyna się i kończy stwierdzeniami związanymi z czasem. „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię” – stwierdza pierwsze zdanie Księgi Rodzaju. „Zaiste, przyjdę niebawem” – czytamy w ostatnich wersetach Apokalipsy św. Jana (22, 20). Żyjący na ziemi ludzie patrzą na Boga w perspektywie czasu, bo w nim istnieją i funkcjonują. Będąc w doczesności, doświadczają upływu czasu i związanego z nim przemijania. Krzysztof Sośnica z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu w artykule dostępnym w internecie stwierdził, że czas jest miarą zmian. „Jeżeli nic się nie zmieniło, znaczy to, że czas nie upłynął. A jeżeli coś się wydarzyło – oznacza, że czas musiał upłynąć”.
Cykliczność i słynny wiersz
Dziś czas postrzegany jest przede wszystkim jako linia, której początek i koniec znajdują się poza ludzkim zasięgiem. Łatwo jednak zauważyć, że w naturze czas zdeterminowany jest przez powtarzanie i cykliczność. Ziemia nieustannie krąży wokół Słońca. Księżyc krąży wokół Ziemi. Nasza planeta wiruje wokół swojej osi. Cyklicznie powtarzają się na ziemskim globie nie tylko dzień i noc, ale również pory roku oraz związane z nimi okresy wegetacyjne. Życie w rytmie tej powtarzalności i cykliczności jest czymś naturalnym dla człowieka od tysiącleci. Nie wyklucza ono jednak następstwa unikalnych zdarzeń w ludzkiej egzystencji. Ten pozorny paradoks opisuje słynny wiersz Wisławy Szymborskiej, według którego „Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy”, co więcej, „nie będziemy repetować / żadnej zimy ani lata. / Żaden dzień się nie powtórzy, / nie ma dwóch podobnych nocy, / dwóch tych samych pocałunków, / dwóch jednakich spojrzeń w oczy”.
Można powiedzieć, że w ten sposób z naturalną cyklicznością czasu nazywanego „kosmicznym”, łączy się czas postrzegany jako linia, określany jako „historyczny”. Jak zwraca uwagę wspomniany już Słownik teologii biblijnej, historia nie podlega prawu wiecznego powrotu. „Rządzą nią w istocie Boże plany, które w historii właśnie rozwijają się i uzewnętrzniają”. Wydarzenia w niej mają charakter unikalny i nie powtarzają się, zapadając równocześnie w pamięć ludzi. „W rezultacie czas historyczny różni się jakościowo od kosmicznego”. Czas historyczny „przejmuje” czas kosmiczny.
Rozpoczęło się wieczne dziś
Już Stary Testament pokazuje, jak oczywista dla ludzi cykliczność stała się dzięki religii sposobem wspominania i świętowania unikalnych wydarzeń historycznych. Czas historyczny okazał się czasem świętym. Dlatego w żydowskim kalendarzu nie tylko Pascha, obchodzona na pamiątkę wyprowadzenia przez Boga Narodu Wybranego z niewoli egipskiej, ale również szereg innych świąt obchodzono co roku.
Ksiądz Bogusław Nadolski w drugim tomie Liturgiki, zatytułowanym „Liturgia i czas”, zwrócił uwagę, że wraz z przyjściem na ziemię Jezusa Chrystusa, Bóg „wszedł w czas”. Wcielenie Bożego Syna jest najpełniejszym wkroczeniem Boga w historię. Od narodzenia Jezusa i Jego paschalnego misterium – męki, śmierci i zmartwychwstania – żyjemy w czasach ostatecznych. „Wieczność wtargnęła w czas. Dla chrześcijanina rozpoczęło się wieczne dziś” – wyjaśnił znany liturgista.
Dodał, że Misterium paschalne Chrystusa, wpisane w czas, celebrowane przez Kościół, w swojej formalnej strukturze tworzyło się przez wiele wieków. Długo nie miało własnej oficjalnej nazwy. Dopiero w XVII stuleciu pojawiło się określenie „rok kościelny”, a stosowane dziś najczęściej pojęcie „rok liturgiczny” zostało po raz pierwszy zastosowane dopiero w XIX wieku. Użył go oficjalnie papież Pius XII w opublikowanej w roku 1947 encyklice o świętej liturgii, zaczynającej się od słów Mediator Dei. Sformułowanie to znalazło się również w Konstytucji o liturgii świętej Soboru Watykańskiego II.
Może co trzydzieści trzy lata?
Właśnie w tym dokumencie, noszącym datę 4 grudnia 1963 r., znalazła się odpowiedź na pytanie, które rzadko można usłyszeć wygłaszane głośno, a jednak obecne w umyśle niejednego katolika. To pytanie dotyczące powtarzalności kościelnych uroczystości, świąt i innych obchodów w kolejnych latach. Skoro Jezus żył na ziemi trzydzieści trzy lata, może lepiej byłoby rozważać misterium zbawienia właśnie w takim rytmie? O tym, że nie jest to całkiem pozbawiona sensu koncepcja, świadczy historia obchodzonych w Kościele od roku 1300 Lat Jubileuszowych. Początkowo miały być obchodzone co sto lat, szybko jednak skrócono ten czas do pół wieku, a papież Urban VI (pontyfikat 1378–1389) zdecydował, że mają przypadać co trzydzieści trzy lata. Dopiero papież Paweł II (1464–1471) skrócił ten okres do ćwierćwiecza.
„Święta Matka Kościół uważa za swój obowiązek uroczyście celebrować zbawcze dzieło swego Boskiego Oblubieńca przez uświęcone wspominanie w określone dni całego roku” – stwierdza stanowczo Konstytucja, będąca pierwszym z przyjętych podczas Vaticanum II. Dodaje, że z biegiem roku Kościół odsłania całe misterium Chrystusa, począwszy od Wcielenia i Narodzenia aż do Wniebowstąpienia, do dnia Pięćdziesiątnicy „oraz do oczekiwania błogosławionej nadziei i przyjścia Pana”. Według ojców soborowych w ten sposób, obchodząc misteria odkupienia, „Kościół otwiera bogactwo zbawczych czynów i zasług swojego Pana, tak że one uobecniają się niejako w każdym czasie, aby wierni zetknęli się z nimi i dostąpili łaski zbawienia”.
Stosując metodę przeżywania
Salezjanin ks. Wincenty Zaleski w swej książce Rok kościelny wskazał, że ma on nie tylko mocne uzasadnienie dogmatyczne, ale posiada też znaczenie duszpasterskie. Wspomniany już ks. Nadolski nie miał wątpliwości, że rok liturgiczny jest najskuteczniejszą formą przepowiadania wiary, jest nieustającą katechezą. „Jest to nauczanie chrystocentryczne, stosujące metodę przeżywania, z zachowaniem obiektywizmu”. Dodał, że rok liturgiczny sprawia, iż wierni stają się „pielgrzymami nadziei”, szukającymi Boga, ludem w drodze.
Aby odkryć sens powtarzającego się wciąż roku liturgicznego, trzeba zrozumieć, czym jest liturgia. Papież Benedykt XVI w październiku 2012 r. tłumaczył, że liturgia jest aktem, „w którym wierzymy, że Bóg wkracza w naszą rzeczywistość i możemy Go spotkać, dotknąć. Jest aktem, w którym wchodzimy w kontakt z Bogiem: przychodzi On do nas, a my jesteśmy przez Niego oświeceni”. Przypomniał też coś bardzo istotnego, co pozwala spojrzeć na rok liturgiczny inaczej niż jak na powtarzający się z niewiadomych powodów cykl. „Liturgię sprawuje się dla Boga, a nie dla nas samych, jest ona Jego dziełem: On jest podmiotem, a my musimy się na Niego otworzyć i pozwolić, aby prowadził nas On i Jego Ciało, którym jest Kościół”.