Niektórych może zaskoczyć, że z definicji laicka lewica postuluje ustanowienie Wigilii świętem państwowym. Pojawiające się w uzasadnieniu projektu argumenty są jednak propracownicze, a nie religijne. „Wigilia jest dniem ważnym dla wszystkich pracowników oraz ich rodzin, którzy ten szczególny dzień spędzają w gronie najbliższych. […] Dodatkowy dzień wolny w Wigilię Bożego Narodzenia ułatwi pracownikom łączenie życia zawodowego z życiem prywatnym, a co za tym idzie, ułatwi sprawowanie opieki nad dziećmi, które najczęściej w tym dniu nie mają zajęć edukacyjnych, a jedynie, zapewnione w szkołach, zajęcia opiekuńcze” – czytamy w dokumencie.
Wigilia jako koszt
Oczywiście szybko pojawiły się argumenty przeciwników, nieprzypadkowo pochodzenia liberalnego, dla których wolne 24 grudnia oznaczałoby nieuzasadnioną „labę”. Prym wiódł Ryszard Petru, który nieoczekiwanie stał się obrońcą budżetowych pieniędzy, chociaż jest głównym promotorem obniżki składki zdrowotnej. „Z jednej strony mówi się o braku pieniędzy w budżecie, a z drugiej chce się pozbawić jego części dochodów. Propozycja dodatkowego dnia wolnego w Wigilię to najlepszy sposób na jeszcze większą dziurę budżetową” – napisał na X poseł Polski 2050, nawiązując do planowanej nowelizacji budżetu, podnoszącej deficyt o 56 mld zł. „Każdy dodatkowy dzień wolny od pracy kosztuje gospodarkę 6 mld zł. Jeśli Wigilia miałaby być dniem wolnym to kosztem innego święta w roku” – czytamy w kolejnym wpisie Petru.
Argumenty podnoszone przez posła Polski 2050 są jednak mocno zmanipulowane. Fakt, że uczynienie świętem któregoś z losowych dni w roku kosztowałoby gospodarkę 6 mld zł, nie oznacza
od razu, że można dokładnie to samo powiedzieć o Wigilii. Tego dnia wiele przedsiębiorstw w ogóle nie pracuje lub pracuje na pół gwizdka. Nawet duże sklepy są otwarte zdecydowanie krócej niż zwykle. „Pracodawcy często decydują się na skrócenie czasu pracy do godziny 12.00 albo 13.00, w celu zapewnienia bezpiecznego powrotu pracowników do domu do swoich bliskich. Dodatkowo warto zwrócić uwagę, że dzień wolny będzie obowiązywał dla wszystkich pracowników, również pracowników placówek handlowych, którzy pracują tego dnia do godz. 14.00” – piszą autorzy projektu w uzasadnieniu.
Nie mówiąc już o tym, że z tych kilku miliardów złotych wypracowywanych w Wigilię tylko ułamek trafiłby do budżetu. Nawet jeśli byłby to okrągły miliard, to trudno uznać to za poważny ubytek w budżecie, w którym deficyt po nowelizacji sięgnie 240 mld. Zresztą przypomnijmy, że jeszcze niedawno poseł Petru złożył projekt reformy składki zdrowotnej, który kosztowałby NFZ ponad 60 mld zł, więc ta nagła troska o wpływy budżetowe w wykonaniu liberalnego ekonomisty trąci hipokryzją.
Feminizm liberalny kontra socjalny
Pomysł nie spotkał się z aprobatą również ze strony liberalnych feministek. Według nich pomysł wolnej Wigilii to próba zapędzenia kobiet w ten dzień do kuchni. Taką perspektywę przedstawiła Paulina Błaszkiewicz na łamach „Wyborczej”, w tekście o wiele mówiącym tytule: „Magdalena Biejat walczy o wolną wigilię, żeby kobiety mogły stać przy garach? To nie żart, to polska Lewica”. „Idąc tokiem myślenia Lewicy, powinniśmy dać Polkom urlop przedświąteczny, żeby zdążyły umyć okna, upiec ciasta, zrobić bigos i pierogi? Jak szaleć to szaleć” – napisała Błaszkiewicz. Z takim podejściem nie zgadzają się jednak feministki lewicowe.
„Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Magda Biejat nie zaproponowała przecież dnia wolnego dla kobiet, żeby mogły sobie posprzątać, ale dla wszystkich. Jeśli Błaszkiewicz usłyszała, że to jest adresowane do niej i że ktoś chce jej w wigilię kazać sprzątać, to już tylko jej swawolna interpretacja” – napisała Katarzyna Przyborska na łamach „Krytyki Politycznej”. Według Przyborskiej Wigilia pracująca pogłębia obciążenie kobiet obowiązkami przedświątecznymi, gdyż pracodawcy zwykle zwalniają do domu lub w ogóle pozwalają nie przyjść do pracy tylko kobietom, a mężczyzn trzyma się często nawet do 17.00. Wolna Wigilia byłaby więc okazją, żeby podzielić obowiązki przedświąteczne możliwie po równo.
Projekt Lewicy zyskał jednak bardzo poważnego sojusznika, gdyż poparł go prezydent Andrzej Duda, który zadeklarował, że go podpisze. „Myślę, że zwłaszcza dla kobiet, które (...) mają tutaj swoją rolę – jeżeli chodzi o przygotowanie w wielu domach potraw wigilijnych, więc na pewno paniom byłoby lżej, a i mężczyznom byłoby lżej, bo przecież mnóstwo zakupów trzeba zrobić i przygotować też dom” – powiedział prezydent w Radiu Zet (cytat za PAP). Według Andrzeja Dudy, koszty byłyby ograniczone, gdyż tego dnia i tak gospodarka działa na zwolnionych obrotach, poza tym nie w każdym przypadku argumenty ekonomiczne muszą przeważać.
Kwestia polityczna
Przez długi czas liczba ustawowych dni wolnych od pracy w Polsce wynosiła 12. Od 2011 r. wolnym dniem stał się również 6 stycznia (święto Objawienia Pańskiego, zwane popularnie Trzech Króli), które zostało zniesione w 1960 r.
przez władze PRL-u. Obecna liczba dni wolnych jest stosunkowo wysoka na tle innych krajów OECD, chociaż w wielu z nich jest ich więcej. W Korei Południowej jest 14 świąt państwowych, a w Japonii 15, ale w tych krajach jest znacznie niższy minimalny wymiar urlopu (odpowiednio 15 i 10 dni). Słowacja, Litwa i Łotwa mają jednak taki sam wymiar urlopu co Polska (minimum 20 dni w roku), świętując przy tym aż 15 razy. W Hiszpanii ustawowych dni wolnych jest 14, a wymiar urlopu jest
o 2 dni wyższy od Polski. W najlepiej rozwiniętych gospodarkach Zachodu świąt jest jednak faktycznie mniej. Po 9 wolnych dni przypada w Holandii, Niemczech, Danii i Kanadzie, po 10 w Szwecji, Norwegii oraz USA, a we Francji 11.
Warto jednak zauważyć, że w Polsce pracuje się więcej w dni powszednie. Według danych OECD, przeciętny pracownik w Polsce przepracowuje 1815 godzin rocznie, tymczasem średnia OECD to 1746. W państwach, w których liczba świąt państwowych jest najniższa, najkrócej również się pracuje. We Francji to niemal równe 1500 godzin, a poniżej tej granicy pracują między innymi Szwedzi, Norwegowie i Holendrzy. W Niemczech i Danii pracuje się poniżej 1400 godzin. Poza tym w Danii i Francji obowiązuje krótszy tydzień pracy – odpowiednio 37 i 35 godzin.
Oczywiście dyskusja o świętach państwowych to również spór ideologiczno-polityczny. Liberałowie sami przecież domagają się ustanowienia święta 4 czerwca, by uczcić pierwsze, częściowo wolne wybory z 1989 r. 4 czerwca miałby też być alternatywą dla 11 listopada, które zostało zagospodarowane przez środowisko narodowców. Równocześnie liberałowie chętnie usunęliby Święto Pracy. Petru nawet zaproponował, by wolna Wigilia zastąpiła 1 maja. Tego ostatniego bronić będą jednak lewicowcy, dla których to główne święto w roku. Poza tym 1 maja to też rocznica wejścia Polski do UE. Swego czasu niepewny był też los 15 sierpnia, czyli uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, jednak zostało ono „zabezpieczone” poprzez dodanie do niego Święta Wojska Polskiego przy okazji umownej rocznicy zwycięskiej Bitwy Warszawskiej.
Według minister pracy Agnieszki Dziemianowicz-Bąk z Lewicy jest szansa na wolną Wigilię jeszcze w tym roku, jednak wszystko zależy od tempa prac nad projektem w Sejmie. Co prawda marszałkiem jest kolega klubowy Ryszarda Petru, jednak Szymon Hołownia to również zadeklarowany katolik, więc jest szansa, że przynajmniej nie wrzuci go do tzw. zamrażarki.